niedziela, 27 lipca 2014

epilog: mi tesoro

  Miał to w nosie, że chłopaki powstrzymywali go przed wsiadaniem za kierownice, bo wczoraj nieźle się spił i na pewno to z niego jeszcze nie wywietrzało. Jechał szybko, za szybko... Przejechał dwa razy na czerwonym świetle, a później o mało co nie zderzył się z innym samochodem. Miał pieprzone szczęście, że dojechał pod swój dom cały i zdrowy. Wjeżdżał do podziemnego parkingu, skręcił w alejkę, gdzie ma swoje miejsce parkingowe, gdy przed nim wyrósł samochód Alison z nią za kierownicą i Bruno z tyłu w foteliku. Zajechał jej drogę, by nie mogła wyjechać. Zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Informacja o tym, że Alison chce wyjechać - podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Przecież ona z ich synkiem stali się dla niego wszystkim!
Podszedł do drzwi kierowcy. Po twarzy i minie Alison wywnioskował, że dziewczyna była zaskoczona jego obecnością tutaj w tym czasie. Stał tak dopóki nie wysiadła z auta.
   - Marc, odjedź samochodem, ponieważ chcę wyjechać - powiedziała.
   - Nie - pokręcił głową. - Alison, przepraszam. Jestem ostatnim kretynem i dupkiem, ale błagam cię, nie wyjeżdżaj - mówił na jednym tchu. - Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję, że jej nie zmarnuję. Po prostu znów mi odbiło, bo jestem zazdrosny o ciebie, bo cię kocham!
   - Zostanę i co? Za miesiąc znów powiesz, że cię z kimś zdradzam? Wcześniej przypadkowy barman, teraz Eric, a kto później? Może Cristian albo listonosz? - znów łamał się jej głos. - Zrozum, że ja też cię kocham, ale to po prostu jest zabawne i męczące.
   - Nie! Obiecuję! Chcę być z tobą, Alison. Chcę byście zostali! - ciągnął, a gdy przestał nabrał powietrze w płuca i przyklęknął na jedno kolano. - Nie mam pierścionka, ale całym sobą jestem pewny, że chcę to właśnie zrobić. Alison, wyjdź za mnie - powiedział, a ona wstrzymała oddech. - Nie mówię, że teraz, ale kiedyś, gdy będziemy oboje na to gotowi. Nie chcę byśmy się rozstali przez moją głupotę. Wiem, że cierpisz jedynie przeze mnie, bo mnie też to boli. Po prostu mi teraz powiedz czy mam odjechać w tym momencie i dać ci odejść czy mi wybaczysz - mówił to, a ona zauważyła łzę w jego oku. Miała to samo, nie potrafiła już powstrzymać łez. Popłynęli po jej policzkach.
   - Marc, wstań - szepnęła, patrząc na niego. - Proszę cię, wstań - powtórzyła, a on po woli się poniósł, patrząc na nią wzrokiem zbitego szczeniaka. - Już wtedy powiedziałam sobie, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, ale nadal cię kochałam. Tak samo jest teraz - spojrzała mu w oczy. - Ja też nie potrafię cię zostawić, choć niektóre rzeczy wprost mi mówią, że tak powinnam zrobić.
   - Rozumiem - pokiwał głową i zrobił krok do tyłu.
   - Poczekaj... - zawołała za nim. - Powinnam tak zrobić, ale nie chcę, Marc. Nie wiem czy będę później żałować mojej decyzji czy też nie, ale zaraz po Bruno, moim ojcu i bracie w kwestii najważniejszych dla mnie mężczyzn jesteś ty - zaśmiała się cicho. Marcowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Od razu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i mocno przytulił Alison.
   - Mamo! Tato! - usłyszeli zniecierpliwiony głos Bruno z samochodu. Bartra od razu odskoczył do tylnego siedzenia i uwolnił chłopca z fotelika, po czym razem z nim mocno przytulił jego matkę. - Dlaczego płaczecie? Ja też muszę? - zapytał mały.
   - To ze szczęścia, skarbie - uśmiechnęła się kobieta i ucałowała małego w czoło, po czym musnęła delikatnie nosem czubek nosa jego ojca. - Kocham was - szepnęła.

***
Po tylu komentarzach, miałam ochotę namieszać, ale po ponownym przeczytaniu tego epilogu, stwierdziłam, że jest za piękny by go zmieniać - nowość, zachowałam się nieskromnie! Ale to oznacza, że mi samej się podoba! 
Oczywiście byłam bardzo przywiązana do tego opowiadania, ale wszystko ma swój koniec :) 
Zostawiłam to tak, by każdy na własną rękę mógł sobie wyobrazić jak będzie wyglądać w przyszłości życie Alison i Marca. 
Tak jak było powiedziane od początku - Ania, Nataleczka - to opowiadanie było dla Was, bo było z Marciem ;**
A jeszcze dziś, prawdopodobnie wieczorem, ruszę z czymś nowym - <klik> Zapraszam! 

niedziela, 20 lipca 2014

veinte: ya no queda amor

   Właśnie wychodzili z windy, słuchając jak ich synek z przejęciem opowiada co mu się najbardziej podobało na występie w cyrku, kiedy zauważyli Erica, który siedział na pierwszym schodku obok wejścia do ich mieszkania.
   - Wujek - zawołał radośnie Bruno, przerywając opowieść. - Byłem w cyrku i widziałem klauna, żyrafę i słonia!
   - Świetnie - zaśmiał się chłopak.
   - Od kiedy ty siedzisz pod mieszkaniem i czekasz, a nie ładujesz się do środka? - zaśmiał się Marc, trzymając na rękach syna. Alison wtedy znalazła klucz w torebce i zaczęła otwierać drzwi.
   - Odkąd zapominam wziąć kluczy z domu - odpowiedział drugi, wstając. - A poza tym, teraz sam już nie mieszkasz, więc tak nie wypada wpakowywać się do mieszkania - dodał, wchodząc do środka za tamtymi.
   - Przesadzasz, zawsze jesteś tutaj przecież mile widziany - uśmiechnęła się Alison i odłożyła swoją torbę na szafkę w korytarzu, po czym zdjęła buty.
   - Jest to bardzo miła wiadomość - powiedział zadowolony Eric i podszedł do drzemiącej Niny, zaczął ją głaskać, a Bruno od razu pojawił się tuż przy suczce i wujku.
 Zwykłe popołudnie, które wspólnie spędza mała rodzinka. Marc sprzedał bratu najświeższego newsa dotyczącego Sergiego oraz młodej sąsiadki. Najpierw opowiedział mu sytuację z wczorajszego wieczora, a później to co zobaczył rano... Wychodził z mieszkania z workiem pełnym śmieci, by wyrzucić go do zsypu, kiedy natchnął się na Roberto wychodzącego z mieszkania Lydii. Miał lekko zaskoczoną minę, wpadając na przyjaciela, ale czego się spodziewał? To był ten sam budynek, a nawet to samo piętro. Mruknął podobno ciche 'cześć, widzimy się na treningu' i czmychnął do windy. Marc wtedy wrócił roześmiany do mieszkania i wszystko opowiedział swojej dziewczynie.
   - Moja mina podobno była wtedy bezcenna - zachichotała Alison. - I jeszcze byłam zaspana i na początku nie wiedziałam o czym Marc do mnie mówi - pokiwała głową.
   - Nieźle - stwierdził Eric i usiadł na barowym krześle przy wyspie. Alison wtedy układała rzeczy na półkach w kuchni, Bruno bawił się z Niną, a Marc po prostu siedział na kanapie. - I tak najlepsza mina była Isaaca wtedy w parku gdy zobaczył Sandrę - dodał.
   - Po raz pierwszy widzę jak mój brat tak zachowuje się przy jakiejś dziewczynie - uśmiechnęła się szatynka.
   - Nazwijmy to miłością od pierwszego wejrzenia - dopowiedział chłopak. - A poza tym, jeżeli Lydii i Sergiemu coś wyszło, to im może też, jeżeli znów zabierzecie się za swatanie, co?
   - Nikt nie ma nic przeciwko, więc mogą być razem - zaśmiała się dziewczyna. Marc nadal siedział na kanapie i przysłuchiwał się swojej dziewczynie i bratu. Najgorsze było to, że w jego głowie zaczęły się tworzyć różne głupie rzeczy. Niczym w kreskówkach, na jednym jego ramieniu usiadł diabełek, a na drugim aniołek. "Kategorycznie są za blisko siebie, przecież coś musi ich łączyć" albo "Przecież się przyjaźnią, Cristian miał rację". Jak to w złych zwyczajach bywa, czerwony koleś wygrał swoimi argumentami. W piłkarzu aż się piekliło, ale nie chciał tego okazywać. Słuchał jak rozmawiają i śmieją się do siebie. Czasem może się odezwał, ale zostawił im pole do popisu.
  Gdy tylko Eric wyszedł, a Bruno razem z Niną zniknęli w pokoju, Marc wstał i ruszył do kuchni, by nalać sobie soku do szklanki. W tym czasie Alison robiła sobie herbatę.
   - Przepraszam - mruknął, biorąc szklankę, która była w szafce nad głową Ali. Przesunęła się odrobinę, uśmiechając do Bartry.
   - Co myślisz o tym całym swataniu mojego brata z twoją byłą? - zachichotała i oparła głowę o jego ramię.
   - Nie wiem, nie mam nic przeciwko - mruknął i wyjął dzbanek z sokiem jabłkowym.
   - Marc, stało się coś? - zmarszczyła brew. - Jesteś jakiś nieswój... Jak Eric przyszedł to już taki byłeś - spojrzała badawczo na obrońcę.
   - Nic się nie stało - warknął.
   - Przecież widzę - oparła się o blat.
   - Nieważne.
   - Marc, co się dzieje? - położyła dłoń na jego ramieniu.
   - Po prostu fajnie się patrzy jak tak dobrze bawisz się z Ericiem, nic więcej - wzruszył ramionami.
   - Nie rozumiem - skrzyżowała ręce na piersiach. - Dobrze się bawię z Ericiem? Jeszcze może powiedz, że cię z nim zdradzam? - rzuciła. Czuła, że tak właśnie tak pomyślał. Widziała, że był zły, a jak jeszcze wspomniał o swoim bracie to już w ogóle słyszała wyrzuty w jego głosie.
   - A nie? - zaśmiał się pod nosem, a ją ścięło z nóg. Naprawdę tak myślał!
   - Naprawdę, Marc? - szepnęła łamiącym się głosem. - Tylko tyle wystarcza ci by już powiedzieć, że cię zdradzam z twoim bliźniakiem? Jeszcze powiedz, że byłam z Ericiem od początku, byłam z tym barmanem, a Bruno to wcale nie jest twój syn tylko jednak któregoś z nich - warczała na niego. Byłą zła, wściekła i za razem smutna i przygnębiona. Marc już miał jej coś odpowiedzieć, kiedy Alison bez zawahania uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
   - Świetnie! - rzucił i szybkim krokiem udał się do korytarza. Gdy Marquez usłyszała trzask drzwi, nie wytrzymała, a łzy polecały same. Wybuchła płaczem, osuwając się na podłogę. Usiadła na płytkach, opierając się o szafki. Wtem usłyszała cichy tupot małych nóżek, biegnących od pokoju.
   - Mamo? - usłyszała głos synka. Od razu wytarła łzy, by tylko Bruno nie widział, że płacze. - Mamo! - stanął tuż obok. - Czemu płaczesz? - zrobił smutną minkę. Nie udało się. Mały się zorientował.
   - Nie, nie płaczę - uśmiechnęła się lekko do niego.
   - Płaczesz - mruknął. - I krzyczeliście z tatą - powiedział. - Nigdy nie krzyczeliście na siebie - spuścił główkę i przytulił się do matki.
   - Skarbie, nic się nie stało - szepnęła, przytulając go mocno do siebie. Tak, dla Bruno to był
pierwszy raz, gdy słyszał ich kłócących się. Pierwszy raz kłócili się cztery lata wcześniej, a ostatni w szpitalu. To był trzeci raz. Alison myślała, że faktycznie Marc się zmienił, że już będzie tylko lepiej... Okazało się inaczej. Ciągle zwykła rozmowa, przyjaźń z jego bratem była bardzo dla niego ważną podstawą do stwierdzenia zdrady. Czyli jej matka miała całkowitą rację co do Marca?

  Stanął przed drzwiami mieszkania swojego przyjaciela i zapukał. Gdy Cristian tylko otworzył drzwi, Marc bez słowa wpakował się do środka, wpadł do salonu, zabrał z barku Tello butelkę z alkoholem, niską szklankę i usiadł przy stoliku.
   - Cześć, miło cię widzieć, wchodź, rozgość się, mój barek jest twoim barkiem - powiedział ironicznie napastnik i usiadł naprzeciw niego. Marc nalał sporą ilość trunku i wypił ją prawie za jednym razem. - Huuu, stary... Co jest? - zmartwił się chłopak.
   - Pokłóciłem się z Alison - mruknął i zabrał się za nalewanie kolejnej szklanki.
   - O co?
   - O Erica - odpowiedział spokojnie i spojrzał na kumpla, który nie mógł uwierzyć w to co powiedział brunet.
   - Nie, błagam - jęknął. - Myślałem, że ci to wybiłem z głowy! 
   - A skąd mam wiedzieć co oni robili jak mnie nie było? - wybuchnął. - Ciągle przyłazi i szczerzy się do niej.
   - Z mojej strony powiem ci tylko tyle, że głupi jesteś - pokręcił głową. - Masz szczęście, że Loreny nie ma, bo dałaby ci za to popalić. Pojechała do rodziców i zostaje u nich na noc.
   - Więc przenocujesz mnie?
   - A mam wyjście? - wywrócił oczami. - Prześpij się z tym, może ci przejdzie do rana - wstał. - Inaczej znowu zostaniesz z niczym - dodał i ruszył do swojej sypialni, zostawiając Marca samego razem z butelką.
   Rano do śpiącego Cristiana dochodzi odgłos dzwonienia i głośnego pukania do wejściowych drzwi. Niechętnie się zwleka i kroczy przez mieszkanie do drzwi. Po drodze widzi Marca, który śpi na kanapie, a obok niego leży pusta butelka i druga do połowy pusta. Pokręcił głową i podszedł do drzwi. Przekręcił zamek i je otworzył.
   - Jest u ciebie? - zapytał stojący w progu Sergi.
   - Jest, śpi - mrukną przecierając oczy. Wpuścił Roberto do środka, który od razu zaczął budzić Bartrę i robić mu awanturę o Alison. Był u niej rano i zastał ja z opuchniętymi oczami. Z wielką męka wyciągnął z kuzynki to co się stało. Od razu pomyślał, że Marc musi być u Cristiana. Skacowany obrońca nadal utrzymywał się w swoim przekonaniu, czym wywołał jeszcze większą złość u pomocnika, który rzucił się na niego z pięściami. Cristian był w szoku, bo przecież Roberto z Bartrą zawsze byli najlepszymi kolegami. I fakt, gdyby nie on, zapewne obaj wyglądaliby na nieźle
poobijanych. Rozdzielił ich, skrzyczał jak matka krzyczy na bijących się synów i rozdzielił po kątach. W tym przypadku, usadził ich na dwóch różnych kanapach, na ich rogach najbardziej od siebie oddalonych.
   - My jedziemy na trening - Cris wskazał na Sergiego. - A ty tutaj sprzątasz, a Tacie powie się, że się czymś zatrułeś - zakomenderował Tello i wysłał młodszego przyjaciela do samochodu, a sam poszedł wziąć szybki prysznic i się ubrać. W sumie to sam miał ochotę zrobić to samo co zrobił Sergi... Porządnie zdzielić Marca by się popamiętał, jednak lepiej będzie jak się powstrzyma.

   Cristian i Sergi wrócili razem z treningu, a pod blokiem napastnika natchnęli się na Erica, którego z resztą sami tutaj ściągnęli. Musieli to wszystko jakoś wytłumaczyć!
   - No hej - przywitał się Bartra. - Myślałem, że się pali, że kazaliście mi być tutaj - zaśmiał się.
   - Palić się nie pali, ale blisko - westchnął Tello. - Chodźmy na górę - pociągnął za sobą dwójkę.
   - Ale tak właściwie to co się stało? - pytał Eric, gdy ci wchodzili do mieszkania. Najpierw to zdziwiło go to, że Marc już tam był i wyglądał jakby właśnie skończył przemierzać wszystkie góry świata.
   - Tak, jeszcze paru tutaj ściągnijcie to wszyscy będą mieć ze mnie widowisko - warknął Marc i wrócił na swoje miejsce w salonie. Eric spojrzał pytająco po Sergim i Crisie.
   - Twój kochany braciszek myśli, że sypiasz z jego kobietą - powiedział Tello, a Eric szeroko otworzył oczy.
   - Zawsze wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale że aż tak?! - zwrócił się do brata.
   - Wal się - warknął piłkarz.
   - Chyba całkowicie ci już przepaliło wszystkie myślące komórki - mówił Eric. - Jesteśmy braćmi i nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego! Posądziłeś ją o zdradę po raz drugi, to nie jest normalne!
   - Zostawmy ich może - powiedział Cristian i pociągnął za sobą Roberto do kuchni.
   - Jestem po prostu o nią chorobliwie zazdrosny, nie rozumiesz? - wrzasnął Marc.
   - Taką kobietę jak Alison powinieneś nosić na rękach, a nie oskarżać za każdym razem gdy ktoś się do niej uśmiechnie. Do jasnej cholery, sam mówiłeś jak ci na niej zależy, a teraz utwierdzasz się w fakcie, że nie zasługujesz na nią. Naprawdę mi jej teraz szkoda, a Bruno chyba jeszcze bardziej!
   - I ty byś pewnie z chęcią się nimi zajął? - prychnął Marc.
   - Alison to tylko moja przyjaciółka. To ty wymyślasz sobie jakieś głupie historyjki.
   - Bo zależy mi na niej jak na nikim innym, kocham ją i chcę by była ze mną! - podniósł się.
   - Tak i świetnie to pokazujesz braciszku - zakpił Eric. - Właśnie ją tracisz, bo jej nie ufasz i chyba mnie też. I to boli najbardziej - powiedział pewnie chłopak, a jego ból było widać w oczach. Nie spodziewał się tego po bliźniaku. Marc znów usiadł na skraju sofy i schował twarz w dłoniach. - Jesteś kretynem, Marc i chyba nic tego nie zmieni. Alison i Bruno stali się twoją rodziną, a ty to spieprzyłeś.
   - Panowie, wybaczcie, że wam przerwę jakże interesującą wymianę zdań, ale właśnie dzwoniła Lydia - w progu pojawił się Cristian, a za nim Sergi.
   - Alison się spakowała i chce wrócić do Reus - mruknął młodszy.
   - I widzisz? Wyjeżdża, bo ty zawaliłeś. I wcale mnie to nie dziwi - warknął Eric. Pomiędzy ich czwórką nastała cisza.

***
 Cholernie podoba mi się ten rozdział, bo się w nim sporo dzieje!
 Wątek zainspirowany przez jedną z rozmów z moją Nataleczką, która nawet nie wie jak, kiedy i gdzie ♥
A... I czy to odpowiedni moment na wspomnienie o tym, że został już tylko epilog? 

niedziela, 13 lipca 2014

diecinueve: estoy enamorado

  Wyszedł spod prysznica i założył bokserki. Wyszedł z łazienki, wkraczając do hotelowego pokoju, który dzielił z przyjacielem z drużyny. Nie było go tam, więc pewnie od rana już się szwenda po sąsiednich pokojach kolegów. Wygrzebał z torby czyste skarpety, spodnie dresowe z herbem klubu i niebieską koszulkę polo, również z herbem. Ubrał się i usiadł na łóżku, włączył swój tablet i odczekał chwilę by wszystkie powiadomienia spokojnie mogły poprzychodzić. Masa wiadomości na Twitterze od fanów, masa informacji o nowych polubieniach zdjęć na Instagramie, jakieś inne głupotki, a nawet jakiś mail na poczcie. Wszedł w skrzynkę i otworzył wiadomość. Gdy zobaczył nazwę maila nadawcy - załamał się. Już myślał, że jego była-niedoszła dziewczyna z wakacji, Samira dała mu spokój, ale nagle sobie o nim przypomniała i przesyła jakieś wiadomości! W temacie wiadomości napisała: Interesujące zdjęcia. W treści maila napisała tylko, żeby zajrzeć do załączników i by uważnie przyjrzał się swojemu bratu gdy już wróci. Tak też i zrobił. Kliknął na załączniki, którymi były trzy zdjęcia. Gdy je zobaczył, od razu zmarszczył czoło, spojrzał na nie jeszcze raz i poczuł jak coś zaczyna go boleć od środka. Starał się zachować spokój, ale zaczynał się robić wściekły.
   - Ogarnij, że w nocy kretyni poszli do Pedro i ogolili mu jedną nogę - zawołał Cristian, wchodząc do ich pokoju. - Jordi opowiadał jak to się skapnął, że jedną nogę ma taką, a drugą taką. Padłbyś tam ze śmiechu - rzucił się na łóżko, tuż obok przyjaciela. - Ej, co ty masz taką minę jakbyś miał zaraz wybuchnąć? - zdziwił się napastnik.
   - Dostałem maila od Samiry - warknął.
   - Co? - wybuchnął śmiechem. - Myślałem, że się pogodziła z tym, że ta przygoda się skończyła? Wciska ci kit, że w ciąży jest?
   - Przestań... - pokręcił głową. - Wtedy by naprawdę się ośmieszyła, bo nic nie było! Wysłała mi zdjęcia. Spójrz - powiedział i podał mu tablet. - Tylko nie wiem co ona chcę osiągnąć tym, że mi to wysłała - dodał. Wszystkie zdjęcia do najwyraźniejszych nie należały, ale dało się rozpoznać kto na nich był. Musiały być robione z dużej odległości i chyba z jakiegoś ukrycia. Pierwsze przedstawiało trójkę ludzi siedzących na ławce w parku. Po środku siedziała dziewczyna i całowała w policzek tego, którego miała po swojej prawej stronie. Czyli Alison dawała buziaka Ericowi. Dwa następne przedstawiały jak już szli alejką, obejmując się nawzajem.
   - I co w związku z tym? - zapytał Cristian i oddał mu urządzenie.
   - I sęk w tym, że właśnie nie wiem - odparł już z podniesionym tonem. - A jak oni... - już miał mówić dalej, kiedy Tello po prostu wybuchnął śmiechem.
   - Marc, ogarnij się z tą zazdrością, co? Bo od razu cię oboje zdradzają? Śmieszny jesteś.
   - Ale popatrz na te zdjęcia!
   - Twoja Samirka ci je podesłała, bo pewnie rozpaczliwie szuka powodu by znów omotać cię wokół paluszka - młodszy pokręcił głową. - Alison i Eric? To przecież nie ta bajka!
   - Ale ona go tu całuje, a dalej idą razem, a on ją obejmuje! - mówił tonem małego dzieciaka, który ma wyrzuty o wszystko.
   - Ty głupi jesteś, wiesz? Bo ty pewnie nigdy nie dostałeś całusa w policzek od Loreny ani jej nie obejmowałeś... Musiałbym być już dawno o was zazdrosny! Stary, oni się przyjaźnią!
   - No w sumie... - Marc kiwnął głową. - Chyba masz rację, bo jak w nocy rozmawiałem z Ali to mówiła, że byli w parku z Isaaciem, Ericiem i małym, że spotkali przy okazji Sandrę.
   - Widzisz! Eric nawet by ci czegoś takiego nie wywinął, bo wie, że zależy ci na Alison. Więc radzę ci od razu to usunąć, zapomnieć o sprawie i iść ze mną na śniadanie, bo jestem piekielnie głodny - powiedział i poklepał przyjaciela po plecach. Przypilnował jeszcze Bartrę by faktycznie usunął tego maila i razem zeszli na śniadanie. Tello miał nadzieję, że kryzys zażegnany!

  Gdy Marc wrócił z turne, w mieszkaniu zapanowała idealna atmosfera. Od momentu przekroczenia progu przez Bartrę, jego mały synek nie odstępował go na krok. Kazał mu usiąść w salonie i zaczekać na niego, co piłkarz wykorzystał na moment by przywitać się z Alison. Mocno ją przytulił i wpił się w jej usta.
   - Tato, miałeś na mnie czekać! - usłyszał po chwili głos malca. Chłopak się zaśmiał i ucałował policzek Ali. Wrócił na wyznaczone przez syna miejsce i spokojnie oglądał obrazki, które Bruno namalował dla niego, gdy ten był daleko. Później opowiedział mu z wszystkimi szczegółami wycieczkę z wujkami i gokarty oraz to co działo się codziennie. Buzia malca zamknęła się dopiero kiedy zasnął, po tym jak Marc opowiedział mu ciekawe historie ze zgrupowania. Bartra ucałował synka w główkę i wyszedł z pokoju. Usiadł obok swojej dziewczyny, która siedziała w salonie przed telewizorem i objął ją ramieniem.
   - W końcu dał ci spokój? - zaśmiała się cicho.
   - Bo zasnął - uśmiechnął się. - Ale muszę przyznać, że zaczęło mi tego brakować - zamyślił się.
   - Nie dziwie ci się - zachichotała. - Czasem gdy ktoś chciał mnie odciążyć i się nim zająć bym mogła odpocząć, już wtedy jakoś było mi dziwnie. To już chyba koduje się w genach rodziców, nie? - wtuliła się w niego.
   - Oficjalnie długo nim nie jestem, ale tak, masz rację - powiedział z dumą w głosie.
   - Dobrze, że już jesteś - zamruczała. - Działo się coś ciekawego?
   - Ciekawego? U nas to norma. Tym razem ogolili jedną nogę Pedro gdy ten spał, a Alves z Neymarem złamali łóżko - śmiał się. - A tak właściwie... Naprawdę chcesz o tym teraz rozmawiać? - spojrzał na nią i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
   - Miał pan może inne plany na ten wieczór? - poruszyła brwiami.
   - Oczywiście. W pierwszej kolejności wyłączę telewizor - powiedział, wziął pilot i to właśnie uczynił. - A teraz mam zamiar ponosić trochę ciężarów - powiedział pewnie, podniósł się i zabrał dziewczynę na ręce. - No, nie jest tak źle - stwierdził i ruszył z nią w kierunku ich sypialni.
   - Marc, jesteś idiotą - zaśmiała się szczerze, a on delikatnie położył ją na łóżku.
   - Wiele osób mi to mówiło, ale zdecydowanie uwielbiam gdy wypływa to od ciebie - wyszczerzył się i wpił się w jej usta.

 Następnego wieczora wszyscy postanowili się spotkać w mieszkaniu Marca. Był Cristian z Loreną, Sergi, Lydia, przyjechał Isaac, który już od rana knuł razem z Marciem, który obiecał zadzwonić do Sandry, by przyszła, bo pewien przemiły chłopak chciałby ją bliżej poznać.
Tabares od razu pomyślała, że chodzi o brata Alison, więc się zgodziła, a poza tym dawno nie widziała się z Loreną i chłopakami, bo w końcu jakby nie patrzeć - też się przyjaźnili.
  Siedzieli w dużym pokoju, zażarcie dyskutując imionach, ponieważ Tello z Lopez powiedzieli, że nawet jeszcze o tym nie myśleli. Ich przyjaciele od razu wyciągnęli pomocną dłoń, podając jak na tacy tysiące imion dla chłopców i dziewczynek.
   - Jeszcze dużo czasu do narodzin dziaka, a wy już się gorączkujecie - zaśmiał Sergi i wsiał ze swoja szklanką. Ruszył w stronę wysepki w kuchni, by nalać sobie więcej soku. - Dziewczynkę nazwijcie Barcelona, a chłopca Camp Nou - dodał roześmiany i upił łyk soku, siadając na barowym krześle.
   - Sergi, jesteś niemądry - Lydia pokręciła głową. - My tylko podajemy pomysły Lorenie i Cristianowi - powiedziała, a wtedy Bruno zeskoczył z kolan wujka Isaaca i podszedł do niej, zakładając ręce na biodra.
   - Dlaczego mówisz, że wujek jest niemądry? - zapytał tupiąc rytmicznie stopą o podłogę. - Przecież kiedyś mówiłaś mamie, że wujek Sergi jest fajny i... - zaciął się, a policzki Cortez od razu przybrały koloru purpury. - Mamo, jak to ciocia mówiła? - spojrzał na ciemnowłosą, siedzącą obok tamtej. Alison się cicho zaśmiała, bo przypomniała sobą tę sytuację, gdy specjalnie pewnego popołudnia zaczęła wypytywać przyjaciółkę o swojego kuzyna. Nie wiedziała tylko, że Bruno słyszał ich rozmowę ze swojego pokoju. Przywołała bliżej synka, po czym szepnęła mu to słówko na ucho. - I przystojny - dopowiedział malec, patrząc wyczekująco na ciotkę. Lydia już wtedy całkowicie zatopiła się w czerwieni, a Sergi siedział dalej przy wysepce lekko zaskoczony. Oboje spojrzeli na siebie niepewnie w tym samym momencie, ale od razu odwrócili wzrok. Sytuacja jak u nastolatków!
Reszta w tym momencie zaczęła się cicho śmiać, na co również zareagował najmniejszy. - No, ale przecież ciocia tak powiedziała! - powiedział z wyrzutem, patrząc na wszystkich. Stanął po środku ze skrzyżowanymi rękami z kwaśną miną.
   - No tak było - zachichotała Alison i zabrała go na ręce.
   - Więc może zmieńmy temat? - zaproponował Marc, patrząc kolejno na każdego i powstrzymując od śmiania się. 
   - Ja zmienię tak temat, że zabieram małego księcia do łóżka - powiedziała Alison i wstała razem z Burno.
   - Ale muszę już iść spać? - zapytał chłopiec ze smutkiem w głosie.
   - No tak, a co takiego jutro ci tata obiecał? - zmierzwiła mu włosy.
   - Że zabierze mnie do cyrku! - powiedział radośnie.
   - Więc musisz być wyspany - powiedział Marc i wstał, by ucałować w czoło Bruno. Alison zabrała chłopca do jego pokoju i ułożyła do snu. Tamci zostali w salonie, przeskakując na temat jakiegoś napadu, o którym ostatnio trąbiły gazety i telewizja. Lydia z Sergim posyłali sobie krótkie spojrzenia, ale nadal żadne z nich nie wiedziało co zrobić z tym fantem, który podrzucił im Bruno.
  Było już późno, a jako pierwsza do wyjścia zmobilizowała się Lydia. Alison odprowadziła ją do drzwi, a gdy ta tylko wyszła, wróciła szybko do salonu.
   - A ty na co czekasz? - zawołała od razu do Roberto, który jakby nigdy nic siedział rozłożony na fotelu.
   - Ale co? - zdziwił się.
   - Może byś tak za nią poszedł? - mruknął Isaac. - No sorry, stary... Jesteście gorsi niż małe dzieci. Wiesz, że jej się podobasz, my wiemy że ona ci się podoba, więc... - pokazał rękami żeby tamten kierował się do drzwi. Ten popatrzył się jeszcze na wszystkich obecnych, po czym zerwał się z miejsca, w locie ucałował w policzek Alison, która stała przy kanapie i rzucił krótkie "pa". 
   - I o to chodziło od początku - zaśmiała się Lorena.
   - Dokładnie. Możecie mi potem dać znać jak im poszło, bo już się też będę zbierać - oznajmiła Sandra i wstała. Ucałowała policzki dziewczyn, a panom podała dłoń na pożegnanie.
   - To może ja też będę już leciał. Kawałek drogi przede mną - powiedział Marquez. - Sandra, jeżeli chcesz, mogę cię podwieźć.
   - Chętnie, byłoby miło - uśmiechnęła się dziewczyna. Jeszcze raz się pożegnali i wyszli z mieszkania. Alison usiadła obok Marca i przytuliła się do jego ramienia. W podobnej pozycji siedzieli Cristian i Lorena.
   - Rozumiem, że kroją się tu nam dwie nowe parki? - zaśmiał się napastnik.
   - Przeczuwam, że tak - odpowiedziała zadowolona Alison.

***
Dla wtajemniczonych, odzyskałam swój laptop - juuupi! 
A tak poza tym... ARGENTYNA, ARGENTYNA! 
Status: w trakcie oglądania meczu! 
Taki miły widoczek ^^

środa, 25 czerwca 2014

dieciocho: algo me gusta de di

  Mogli siedzieć ciągle w Barcelonie, zwiedzać jej zakątki, wynajdywać nowe parki z placami zabaw i tam spędzać czas, ale i to zaczyna się nudzić młodej dziewczynie z małym dzieckiem. Namówiła Lydię, zabrała Ninę, która stała się nierozłączna z Bruno i wybrali się do Reus.
 Spędzili cały dzień w rodzinnym domu Alison, a Lydia miała nawet okazję poznać mamę Sergiego. Oczywiście została przedstawiona jako koleżanka Alison, ale na boku dziewczyna szepnęła ciotce, że być może jej syn kiedyś ją jeszcze przywiezie i przedstawi jako jego lubą. Ciotka stwierdziła, że nie miałaby nic przeciwko temu, ponieważ polubiła Lydię, a nawet wdała się z nią w dyskusję na temat rodziny, w której obie zajmowały podobne stanowisko. Lydia nie podpadła, a wręcz zapunktowała.
Isaac pierwsze co zrobił to napisał SMS swojemu kuzynowi, żeby długo nie myślał, a zaczął działać, bo grunt u swojej mamy już jest utwardzony i śmiało Lyidia może wkraczać do rodziny. Nie minęło pięć minut, a chłopak w odpowiedzi dostał telefon od Sergiego. Wyszedł z pokoju, by spokojnie pogawędzić sobie z piłkarzem. W tym samym czasie do Alison zadzwonił Marc, z pytaniem co się stało, że po wiadomości od Isaaca, Sergi sam sobie zaczął coś mruczeć pod nosem. Roześmiana dziewczyna wytłumaczyła swojemu chłopakowi, że są wszyscy w Reus i jej brat na odległość próbuje swatać Sergiego i Lydię.
  Innego dnia Alison spotkała się z Lydią i Loreną na zakupach, na które sami wygonili je Isaac z Ericiem, którzy zabrali Bruno na gokarty. Zakupy zostały uznane za udane, ponieważ Lorenie udało się zakupić prześliczną sukienkę, bluzkę oraz sandałki, a Lydii spodnie, spódnicę i tunikę. Alison również nie wyszła z pustymi rękami, bo dziewczyny namówiły ją na kremową sukienkę oraz szpilki, które pasowały w sam raz do zakupionej kreacji.
  Po wspólnych zakupach, kawie i ciastku, każda z dziewczyn udała się w swoim kierunku. Lorena miała odebrać ze szkoły młodszą siostrę, Lydia była umówiona z dziewczyną, która miała być jej współlokatorką, a Alison dowiedziała się, że chłopcy są w parku i tam też postanowiła się udać.
   - Wiecie, że z daleka wyglądacie jak para homoseksualnych pedofili? - powiedziała na powitanie, gdy tylko podeszła do siedzących na ławce Erica i Isaaca. Usiadła sobie pomiędzy nimi, szukając wzrokiem swojego synka. Był niedaleko. Razem z innymi dzieciakami zjeżdżał na zjeżdżalni.
   - To w takim razie homoseksualna para pedofili wyrywa niezłe laski - zaśmiał się Marquez, pokazując siostrze wizytówkę, którą wyjął z kieszeni spodni. Alison była lekko zdziwiona, więc spojrzała na Erica.
   - Można powiedzieć, że działamy pozytywnie na samotne matki - powiedział.
   - Jakoś trudno mi w to uwierzyć - pokręciła głową.
   - Z pół godziny temu wszystkie ławki dookoła były zajęte i przycupnęła sobie tutaj taka ładna blondyneczka w wózkiem. Wyobraź sobie, że ona sama zaczęła do nas zarywać, prawda Bartra? - mówił Isaac.
   - Najprawdziwsza - potwierdził Eric.
   - Dostaliśmy masę komplementów, że jesteśmy dobrymi wujkami, a na dodatek bardzo seksownymi. W sumie dobrze, że ta jej córeczka w tym wózku spała, bo pewnie już zgorszyłaby się przy tej swojej matce - machnął ręką. - Tak, więc było bardzo miło.
   - A później zaproponowała nam trójkąt - powiedział jakby nigdy nic Eric, a Alison jeszcze raz po nich popatrzyła.
   - Właśnie, nas zatkało, po czym przyszedł po nią jej mąż - Isaac podrapał się po brodzie. - Gdy odchodzili, dała nam wizytówkę, mówiąc, że tak jak się umawialiśmy, mamy zadzwonić, a ona
zaprojektuje nam ten ogród - mówił dalej, a w tym momencie Alison wybuchnęła niepohamowanym napadem śmiechu.
   - Chłopaki, kocham was - powiedziała prawie przez łzy, po czym ucałowała obu w policzek. 
   - Mama! - usłyszała głos malca, którzy właśnie do niej przybiegł i wskoczył na kolana. - Mamo, dlaczego się śmiejesz? - zapytał zaciekawiony.
   - Z wujków skarbie, z wujków - odparła i ucałowała go w czoło.
   - Ale przecież oni teraz wcale nie są śmieszni - zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na piersi.
   - No widzisz? Bruno jest z nami - powiedział zadowolony Marquez i przybił z siostrzeńcem żółwika.
   - To się nazywa męska solidarność - Eric puścił oczko do Alison i przybił piątkę z małym.
   - Cześć wam - usłyszeli nagle i dopiero zauważyli, że podeszła do nich drobna szatynka.
   - O, hej Sandra - uśmiechnął się Eric i wstał, przytulając byłą dziewczynę swojego brata na powitanie.
   - Jak miło was spotkać - uśmiechnęła się szeroko i pochyliła się by ucałować w policzek Alison, po czym zmierzwiła czuprynkę na główce Bruno.
   - Poznajcie się, to jest Sandra, a to mój brat Isaac - powiedziała Ali, a jej starszy brat od razu podniósł się na równe nogi. Chciała podać mu dłoń i uścisnąć, ale ten ujął ja w lekko inny sposób.
   - Isaac Marquez, do usług - powiedział niskim głosem i ucałował wierzch jej dłoni. To wyglądało bardzo zabawnie z perspektywy jego siostry czy Erica.
   - Sandra Tabares - zachichotała. - A to, że do usług to z chęcią zapamiętam - uśmiechnęła się.
Dziewczyna usiadła z nimi chwilę, wymienili kilka zdań i musiała lecieć dalej. Przez ten cały czas, Marquez nie mógł oderwać od niej wzroku, a gdy znikała w drugiej alejce, ten aż zaczął się wychylać za nią, przez co o mało nie zsunął się z końca ławki.
   - Romeo, obudź się! - zawołała Alison, uderzając lekko brata w ramię, co on odebrał z wielkim bólem. Spojrzał z wyrzutem na siostrę, niemiłosiernie się krzywiąc. Bruno zaczął się z niego śmiać.
   - Poznałem anioła! - jęknął.
   - Nie, to tylko była Sandra - zaśmiał się Eric.
   - A co z tamtą laską o której opowiadałeś mi niedawno? - zapytała Ali.
   - Było, minęło - machnął ręką.
   - Wujku, teraz byłeś śmieszny - powiedział Bruno do Isaaca.
   - Naprawdę? - chłopak przymrużył powiekę. - Nie zgadzam się! - dodał i zaczął łaskotać siostrzeńca, który zeskoczył z kolan matki i pobiegł przed siebie, a Isaac za nim.
   - Tak w ogóle to już chodźmy. Marzę o odpoczynku w mieszkaniu - powiedziała Alison, podnosząc się z ławki.
   - Jasne, tamci i tak pobiegli już w stronę samochodu - uśmiechnął się Eric.
   - Nie, jednak jestem za bardzo zmęczona... Nawet na zrobienie kroku w przód - jęknęła, śmiejąc się sama do siebie.
   - Aż tak wymęczyły cię te zakupy?
   - Nawet nie wiesz jak one szybko przeskakiwały z jednego sklepu do drugiego! - mruknęła żałośnie, a chłopak zaśmiał się, objął ją ramieniem i pociągnął za sobą, idąc za Bruno i Isaaciem.

 Było dopiero po ósmej, a Bruno od godziny już smacznie spał. Ona też już miała gasić światło w salonie i iść się położyć, ponieważ czuła zmęczenie jakby co najmniej przenosiła góry. W ostatnim momencie dostała SMS od swojego chłopaka czy wejdzie jeszcze na Skype. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do dużego pokoju, usiadła na kanapie i otworzyła klapkę laptopa. Od razu pojawiło się jej połączenie od Marca. Kliknęła zieloną słuchawkę na ekranie, a w zamian pojawił się obraz z kamerki. U nich był środek nocy, więc zdziwiło ją to, że Marc jeszcze nie spał.
   - Cześć - uśmiechnęła się lekko.
   - Cześć, skarbie - odpowiedział. - Co ty taka umęczona?
   - Taki dzień - westchnęła. - A czemu jeszcze nie śpisz?
   - Nikt nie śpi, bo jutro do popołudnia mamy wolne, więc wszyscy łażą po hotelu - zaśmiał się. - A Bruno śpi? Czemu męczący dzień?
   - Śpi jak suseł. Gdyby wytrzymał to teraz zdawałby ci relacje z wycieczki, którą miał z wujkiem Ericiem i wujkiem Isaaciem. Uwaga, był z nimi na gokartach! A ja byłam na zakupach z dziewczynami i to mnie tak umęczyło.
   - Zakupy? Czyli gdy wrócę to spodziewam się prywatnego pokazu mody? - poruszył brwiami.
   - Masz to jak w banku - zaśmiała się cicho i wtedy znów rozbrzmiał jej telefon. Tym razem ktoś dzwonił. - Poczekaj sekundkę - zwróciła się do Marca i odebrała telefon. Dzwonił Isaac. Drugą dłonią wzięła szklankę do ręki z sokiem. - Słucham? - odezwała się i przechyliła szklankę by upić łyk.
   - Powiedz mi, mielibyście coś przeciwko gdybym uderzył do byłej twojego obecnego faceta? - zapytał prosto z mostu, a ta zakrztusiła się płynem.
   - Wszystko w porządku? - zapytał Marc z laptopa.
   - Sekundka - odpowiedziała do obu, próbując się doprowadzić do normalnego stanu. - Isaac się pyta czy może uderzać do Sandry - powiedziała.
   - Z kim ty rozmawiasz? - usłyszała w słuchawce.
   - Mam Marca na Skype - odpowiedziała bratu. - A dla ścisłości, poznał ją dziś gdy byliśmy wszyscy w parku - spojrzała w kamerkę, a Marc zaczął się śmiać.
   - Ja nie mam nic przeciwko. Niech bierze i życz mu powodzenia - mówił roześmiany obrońca.
   - No, więc masz nasze błogosławieństwo - tym razem zwróciła się do komórki.
   - Świetnie, a jeżeli masz tam Marca to jest jeszcze jedna sprawa... Pasowałoby mi skombinować jakiś kontakt do mojego nowego anioła!
   - Isaac chce numer do niej - znów spojrzała na laptop.
   - Zaraz mu wyśle SMSem - Marc skinął głową. - Ale jakby co, ja o niczym nie wiem.
   - Dobra, dostaniesz numer, ale masz być grzeczny! - znów do telefonu.
   - Kocham cię siostrzyczko i czekam na ten numer! Dobranoc!
   - Dobranoc, Isaac - odpowiedziała i pokręciła głową. Odłożyła telefon na bok i zaczęła się śmiać do kamerki. - Myślę, że zaraz mu przejdzie.
   - Może nie, nic nie wiadomo - puścił do niej oczko, a Alison wtedy ziewnęła. - Ali, idź już spać. Nie zatrzymuję cię już.
   - Jutro się zmówimy, dobrze?
   - Dobrze. Dobranoc - uśmiechnął się. - Kocham cię - dodał po chwili.
   - Ja ciebie też - puściła całusa i zamknęła klapę komputera. Teraz już definitywnie zgasiła światło w pokoju, korytarzu i zniknęła za drzwiami ich sypialni.

***
pogotowie: skręcenie. 
chirurg: podejrzenie pęknięcia...
no i załatwiony początek wakacji : /

poniedziałek, 16 czerwca 2014

diecisiete: persigueme

   Gdy Marc wyjechał już z mieszkania by udać się z drużyną na lotnisko, skąd mieli lecieć do Gdańska na mecz, Alison razem z Bruno postanowili wyjść na spacer i zakupy. Oczywiście lodówkę mieli pełną po niedzielnej wizycie matki Marca, ale malec zażyczył sobie coś takiego jak paluszki albo serek owocowy. Poza tym, trzeba było jeszcze uzupełnić zapas karmy dla Niny.
 Wrócili po dwóch godzinach, ponieważ chwilowy pobyt Bruno na placu zabaw, lekko się wydłużył. Chłopiec dzielnie pomógł mamie rozpakować zakupy, a następnie grzecznie zasiadł sobie z paluszkami przy swojej ulubionej bajce. Alison w tym czasie zaczęła sprzątać mieszkanie.
 Wokoło już wszystko lśniło czystością, więc Marquez usiadła obok synka, podkradając mu kilka paluszków, co spotkało się z karcącym spojrzeniem trzylatka.
   - Ale to są moje paluszki - mruknął.
   - To nie podzielisz się ze mną? - zaśmiała się cicho.
   - No dobrze - przewrócił oczami, a matka zmierzwiła mu króciutkie włosy. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi mieszkania, a dziewczyna od razu zerwała się by je otworzyć. Czuła się tutaj już o wiele swobodniej niż na początku ich pobytu. Przecież w końcu miała tutaj chyba już na dobre zamieszkać z synkiem oraz jego ojcem.
 Stanęła przed drzwiami i nacisnęła na klamkę, ciągnąc ją do siebie. W progu zobaczyła starszą od siebie kobietę, którą już kojarzyła między innymi ze zdjęć, które są w pokoju Marca. To była jego matka, a babcia Bruno, którą poznał dwa dni temu.
   - Dzień dobry, Alison - uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny. - Mogę?
   - Dzień dobry. Tak, tak oczywiście - skinęła głową i wpuściła kobietę do mieszkania. - Marca nie ma, wyjechał na mecz - dodała od razu.
   - Tak, wiem - uśmiechnęła się kobieta. - Właśnie dlatego tutaj jestem. Chciałam cię poznać, a do niedzieli i tak jeszcze trochę czasu, prawda?
   - No tak. Proszę dalej - uśmiechnęła się, prowadząc panią Aregall do salonu. Tam babcia powitała swojego wnuka, który na chwilę nawet oderwał się od bajki, a później zabrał Ninę do pokoju by się bawić. Alison z Marią usiadły w salonie przy kawie i ciastkach, które przygotowała Marquez.
   - Wiesz, cieszę się, że dałaś mojemu synowi drugą szansę, bo to naprawdę dobry chłopak. Doszło do mnie to co się stało te kilka lat temu, ale przez ten czas wydoroślał i nie mówię to jako matka broniąca syna, ale widzę to z boku, jako obserwator. Wtedy nie nadawałby się na ojca, teraz tak - zaśmiała się cicho.
   - Zauważyłam to. Nie dawał za wygraną, gdy dowiedział się, że Bruno to jego syn.
   - Tak. Ten upór to u nich rodzinny. Eric też tak ma. Odziedziczyli to po swoim ojcu, co w sumie w większości sytuacji jest im pomocne - stwierdziła. Alison dosyć szybko odnalazła wspólny język z matką jej chłopaka, a tamtej spodobała się, być może, przyszła synowa. Obie były matkami i wiedziały, że chcą tego co najlepsze dla swoich synów.
   Wieczorem, po wyjściu babci, do mieszkania Bartry przyszli Lydia oraz Eric, by we czwórkę kibicować Barcelonie, która miała zmierzyć się z Lechią Gdańsk. Siedzieli wszyscy przed telewizorem, Eric i Bruno w klubowych koszulkach i gdy pokazywali piłkarzy w tunelu, przed rozpoczęciem meczu, Brunito zaczął krzyczeć radośnie na widok swojego taty i wujka.
 Na początku Barcelona straciła gola, ale w 26 minucie Sergi zdobył bramkę wyrównującą wynik. Wszyscy przed ekranem telewizora zaczęli krzyczeć i bić brawo.
 Bruno końca meczu nie doczekał, ponieważ usnął na ramionach swojej matki, która po chwili zaniosła go do pokoju i położyła na łóżku. Zaraz po meczu Lydia wyszła do swojego mieszkania, a i Eric zaczął mruczeć pod nosem, że czeka go długa droga do domu.
   - Przecież możesz zostać. Nie widzę problemu - wzruszyła ramionami. - Ja położę się z Bruno, a ty idź do sypialni - stwierdziła.
   - I w nocy przyjdzie braciszek i zacznie mnie nieświadomie obmacywać? - zaśmiał się.
   - Wróci dopiero rano, bo po powrocie mają nocować w ich hotelu - powiedziała.
   - No to dobra - przytaknął chłopak.
   - Więc postanowione. Daj mi tylko chwilkę, zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i ruszyła do sypialni jej i Marca. Wzięła piżamę i swój telefon, wychodząc rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu, ale wszystko było w jak najlepszym porządku. Żadnych walających się skarpetek Marca, ani jej ubrania. - Dobranoc - uśmiechnęła się jeszcze do Erica i przemknęła do pokoju Bruno, który od dawna słodko spał. Przebrała się i położyła obok synka, a gdy miała już gasić światło, usłyszała brzęk swojego telefonu. Sięgnęła jeszcze po niego i odczytała wiadomość od swojego chłopaka: "Słodkich snów". Uśmiechnęła się i ziewając odpisała na wiadomość. Odłożyła komórkę, zgasiła światło i już miała zamykać oczy, kiedy usłyszała jak Eric zapewne potyka się o którąś z
zabawek Niny lub Bruno. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymała. Poprawiła swoją poduszkę i udała się w morfeuszowe krainy.

   Obudziły ją dźwięki dochodzące z kuchni, brzęk naczyń i obijające się o siebie kubki. Przetarła powieki i spojrzała na zegarek. Dochodziło wpół do ósmej, a Eric już kręcił się po mieszkaniu. Obudziła się, było jasno, a to oznaczało, że już i tak nie zaśnie. Wstała, wsadziła stopy w pluszowe kapcie, rozciągnęła się i wyszła z pokoju. Od razu poczuła zapach świeżej kawy, a dopiero później zauważyła Erica siedzącego przy wysepce przy laptopie jego brata, z kubkiem kawy i kanapką w dłoni.
   - Dzień dobry - powiedziała i ziewnęła, zakrywając buzię dłonią.
   - Cześć. Obudziłem cię, sorry - skrzywił się. - Ale za to odkupuje się kawą - wskazał na pomarańczowy kubek, który stał obok ekspresu.
   - Przeprosiny przyjęte - uśmiechnęła się i nalała do niego kawę.
   - I to również - wskazał na stojący kawałek dalej duży talerz z kanapkami, a Alison cicho się zaśmiała.
   - Nie no, na taki układ jestem bardzo otwarta. Jeżeli zawsze będę dostawać takie śniadanie to możesz tu zawsze nocować gdy Marc będzie na wyjazdach!
   - Poszedłbym na to, ale gdyby wchodziły w to wszystkie opcje, które ma Marc - poruszył brwiami, a ta znów się zaśmiała.
   - O tym, mój drogi, będziesz musiał poważnie podyskutować z twoim braciszkiem - pokazała mu język.
   - O czym musimy porozmawiać? - usłyszeli głos piłkarza, który właśnie pojawił się w kuchni. Nawet nie usłyszeli gdy wchodził do mieszkania.
   - Nic takiego - zaśmiał się Eric. - Jak po meczu?
   - Remis, no ale to presezon - wzruszył ramionami. - Ale Sergi zdobył bardzo ładną bramkę! - podszedł do Alison i objął ją w pasie, przyciągając do siebie.
   - Widzieliśmy - uśmiechnęła się Alison i oparła głowę o ramię chłopaka. - Obaj graliście świetnie - ucałowała go w policzek.
   - Świetnie czy nie świetnie, ale ja mam na południe do roboty - powiedział Eric, wstając od wysepki. - Nic tu po mnie, jak jest już mój braciszek - zaśmiał się.
   - Jasne - pokiwała głową Ali. - Dzięki za kanapki - puściła do niego oczko.
   - Smacznego - zasalutował im i ruszył do wyjścia, a Marc wtedy wpił się w usta swojej dziewczyny.
   - Aż tak się stęskniłeś? - zaśmiała się, gdy ten się wyprostował. 
   - Oczywiście! Bardzo, bardzo, bardzo! - uśmiechnął się szeroko. - Chwilka - uniósł dłoń i znów wpił się w usta szatynki. - Teraz już chyba lepiej - stwierdził, a ona roześmiała się jeszcze bardziej.
   - Głodny? Eric robił - wskazała na talerz z kanapkami.
   - W sumie to nie - zmarszczył nos. - Poszedłbym się jeszcze przekimać przed treningiem, bo to wcale nie przyjemność spać w pokoju z Tello, który ciągle gadał przez telefon z Loreną... - westchnął. - No co najmniej jakby już miała rodzić, a to dopiero początek przecież! - pokręcił głową i ucałował Ali w czoło. - Albo jednak... Zawsze lepsze mu wychodziły niż te moje - mruknął, zabierając jedną z kanapek i kierując się do ich sypialni. Alison pokręciła głową i sama zabrała kanapkę, ponieważ poczuła głód.

  Cały ten tydzień płyną im niezwykle spokojnie. Oboje zajmowali się swoim synkiem, który był zachwycony tym, że ma dwójkę kochających się rodziców. Spotykali się z Ericiem, Lydią, Sergim oraz Cristianem i jego dziewczyną, a także któregoś dnia nawiedził ich Isaac, który jak dorwał swojego siostrzeńca - nie chciał się z nim wieczorem żegnać.
 Tak jak było ustalone, w niedzielę pojechali do rodziców Marca na rodzinny obiad. Tam Bruno w końcu zapoznał się ze swoim dziadkiem, który również był zachwycony malcem. Dziadkowie zadeklarowali się, że zatroszczą się o wnuka, a Marc miał okazję na oprowadzenie Alison po okolicy. Parze młodych, z okien przyglądały się sąsiadki. Już wyczuły temat na osiedlowe ploty - jeden z bliźniaków od Bartrów przywiózł z sobą dziewczynę, a chwileczkę później na spacer wybrali się także rodzice chłopaka z małym chłopcem. Oj, tym będzie dudnić przez jakiś czas całe osiedle. To znaczy odłam osiedla, składających się z emerytek i rencistek. Jednak wcale to nie obchodziło tych, którzy mieli być na językach.
 Dzień później Marc z wielkim bólem musiał się pożegnać na jakiś czas z Alison oraz Bruno, ponieważ razem z drużyną jechał na presezonowe mecze. Stwierdził, że zostawił Ali z małym pod dobrą opieką Lydii, Loreny, swojego brata oraz brata Marquez, który zdeklarował się, że zajrzy do ukochanej młodszej siostry.

***
I znów sielankowo, bo tak powinno być :)

wtorek, 10 czerwca 2014

dieciséis: una bendicion

  Zasunął suwak swojej torby treningowej i zabrał ją z sypialni, odstawiając ją w korytarzu. Przeszedł do aneksu kuchennego i oparł się o wysepkę, biorąc do ręki kubek z resztką swojej kawy. Podpadł głowę na ręce i spojrzał na Bruno, który usiłował przekonać Ninę, by ubrała jego bucik. I właśnie zadał sobie bardzo konkretne pytanie: Czy ja też taki byłem w jego wieku? No w końcu Bruno to takie pocieszne dziecko!
  Dokończył kawę i odstawił kubek do zlewu. Wtedy usłyszeli dzwonek do drzwi, na co tradycyjnie Nina musiała zaszczekać.
   - Kto to? Mama? - odezwał się automatycznie Bruno, wstając z dywanu.
   - Mama dopiero pojechała - Marc pokręcił głową.
   - Wujek? - wyszczerzył się malec, a Bartra pokiwał głową i ruszył do drzwi. Nacisnął na klamkę i pociągnął drzwi do siebie.
   - No wre... - zaczął. Oczywiście, w progu stał jego bliźniak, ale także i ich matka. - O, mama - otworzył szerzej oczy i zrobił krok w tył, wpuszczając ich do mieszkania.
   - Cześć synku - ucałowała go w policzek. - Pomyślałam, że zabiorę się z Ericiem, bo zanim ty pokazałbyś mi mojego wnuka - pokręciła głową i spojrzała na chłopca, który wyglądał zza ściany.
   - Bruno - Marc uśmiechnął się do niego i wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopiec niepewnie podszedł i stanął przy ojcu, który przykucnął. To samo zrobiła pani Aregall. Eric wtedy zamknął za sobą drzwi i stanął w kącie, przyglądając się reszcie. - To jest moja mama - wskazał na kobietę. - Twoja babcia - dodał, a Bruno spojrzał na nią.
   - Druga babcia? - przekręcił główkę na bok.
   - Tak, druga babcia - zaśmiała się kobieta. - I mam coś dla ciebie - powiedziała i sięgnęła do jednej reklamówki. Wyjęła z niej niewielkie pudełko, w którym był nowy samochodzik. - Proszę bardzo - podała go mu.
   - To dla mnie? - ucieszył się malec, a matka bliźniaków pokiwała głową.
   - Co się mówi? - Marc zwrócił się do synka.
   - Dziękuję - pokiwał główką do starszej pani i po chwili spojrzał na Erica. - Pobawimy się? - zapytał uradowany.
   - A już myślałem, że od razu stałem się tutaj mało ważny - zaśmiał się. - No jasne! - porwał bratanka na ręce i ruszył z nim do dużego pokoju.
   - Jest taki podobny do ciebie - westchnęła pani Aregall, gdy oboje się podnieśli. - Możesz już spokojnie jechać na trening, zajmiemy się Bruno - posłała synowi lekki uśmiech.
   - Dziękuję, mamo - ucałował ją w policzek i wrócił się do salonu. - Bruno, jadę na trening. Zostajesz z wujkiem i babcią, dobrze? - zapytał, a chłopiec pokiwał główką. - Wrócę zaraz po treningu - zwrócił się do matki i chwycił swoją torbę. Zabrał portfel, kluczyki i wyszedł z mieszkania. Nie chciało mu się czekać na windę, więc ruszył schodami na najniższy poziom w budynku.

  Zaparkowała samochód na podjeździe i wysiadła z niego, a jako pierwszy na powitanie wyszedł jej stary i poczciwy Goofy, merdając ogonem. Podrapała go za uchem i ruszyła do domu. Weszła po cichu do środka i zdjęła buty w holu. Niedziela jak każda inna w tym domu. Z jednej strony słyszała głośny program w telewizji, a z drugiej odgłosy krzątania się po kuchni. W pierwszej kolejności zajrzała do salonu, gdzie męska część rodziny wylegiwała się, oglądając wyścig Moto GP.
   - Cześć - zawołała do ojca i brata, którzy od razu na nią spojrzeli. Podeszła bliżej i usiadła na podłokietniku fotela.
   - Córka marnotrawna wróciła? - zaśmiał się Isaac, a ona spojrzała na niego z politowaniem. 
   - Ali, jesteście wreszcie! - usłyszała głos matki, która wypadła z kuchni. - To dobrze, bo Bruno nie powinien tyle przebywać z tym chłoptasiem - pokręciła głową. - Właśnie, gdzie on jest? - spojrzała na swoje młodsze dziecko.
   - Przyjechałam sama. Bruno został z Marciem - odpowiedziała po cichu.
   - Jak to?! Alison, dlaczego zostawiłaś małego w Barcelonie?
   - Anno, myślę, że nasza córka wie co robi - odezwał się ojciec.
   - No nie wiem - mruknęła pod nosem. - Chcesz przechodzić przez to jeszcze raz?
   - Dlaczego zakładasz od razu, że Marc znów mnie zrani? - wybuchła. - Może chcę tam z nim być? Może nigdy nie przestałam czuć do niego to co czułam? Może chcę stworzyć synkowi normalną i pełną rodzinę?
   - Marc naprawdę jest w porządku - powiedział Isaac. - Przeprowadzacie się do niego? - spojrzał na siostrę.
   - Tak - skinęła głową. - Przyjechałam po rzeczy. Chcę kontynuować studia w mieście, a Bruno pójdzie tam do przedszkola.
   - Alison, dobrze by było gdybyś choć raz mnie posłuchała. Zobaczysz, że się sparzysz - warknęła Anna i wróciła do kuchni. Alison nadal opierała się o fotel, a jej mina mówiła o tym, że ma chęć zaraz się rozpłakać.
   - Kochana, nie przejmuj się matką - odezwał się Enrique i podszedł do córki, przytulając ją. - Przejdzie jej, przekona się do niego, ale daj jej trochę czasu. Musi zobaczyć, że nie dzieje się tam wam żadna krzywda - westchnął.
   - Nie dzieje - pociągnęła nosem. - Bruno pokochał Marca i nie chcę go teraz od niego odcinać. Pójdę na górę zacząć pakować rzeczy - podniosła się i ruszyła wolno w stronę schodów.
   - Poczekaj, pomogę ci - zawołał jej starszy brat. - A co z wami? - zapytał, gdy wychodzili na piętro.
   - Chyba jesteśmy razem - uśmiechnęła się nieśmiało. - I Bruno już wie, że Marc to jego tata. Tak się już nawet do niego zwraca.
   - Serio? No to chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku - zaśmiał się i weszli do jej pokoju. - Trzeba będzie tam kiedyś do was wpaść i zobaczyć jakie sobie gniazdko uwiliście - dodał.
   - Spokojnie - pokazała mu język i otworzyła drzwiczki swojej szafy. - Jeszcze z chęcią poznałabym jakąś twoją dziewczynę.
   - Oj noo - zaśmiał się. - Może... Mam na oku taką jedną - zrobił minkę nieśmiałego chłopca, a siostra spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.
   - Isaac, wreszcie! - uderzyła go w ramię. - Możesz mi o niej opowiedzieć, ale w międzyczasie wyjmij z komody walizkę i pakuj moje rzeczy.
   - Tak jest, pani kapitan - zasalutował i ruszył do komody, zaczynając nawijać o dziewczynie, która mu się podoba. 

   Lekko nacisnęła klamkę i cicho weszła do domu. Zdjęła buty i odłożyła torbę, którą zabrała za samochodu. Tliły się jedynie małe lampki w kuchni. Zajrzała przez uchylone drzwi do pokoju synka, a tam Bruno spał na łóżku, mocno ściskając samochodzik. Obok na fotela zauważyła Marca, który spał na siedząco z odchyloną głową do tyłu. Uśmiechnęła się pod nosem i zabrała z rogu łóżka złożony w kostkę puchaty koc. Przykryła go i odwróciła się, by zgasić lampkę przy łóżku, ale poczuła na swojej talii dłonie Bartry, który przyciągnął ją do siebie i posadził na swoich kolanach. Owinął ją mocno w pasie i położył podbródek na jej ramieniu, pocierając czubkiem nosa o płatek jej ucha.
   - Myślałam, że śpisz - szepnęła z lekkim uśmiechem.
   - Nie, czekałem na ciebie - cmoknął ją w kark i oboje się podnieśli. Marc złożył koc, a ona zgasiła światło. Oboje wyszli z pokoju. - Może chcesz coś do jedzenia, picia? - zapytał gdy ona ruszyła na kanapę, a on w stronę kuchni.
   - Nikt nie wypuściłby mnie z domu głodnej - uśmiechnęła się, a on w tym momencie wyjął z szafki dwa kieliszki i wino, pokazując jej je. Skinęła głową. Usiadł obok i rozlał wino do kieliszków. Podał jej jeden i objął ramieniem, a ona wtuliła się w jego tors.
   - Jak było w domu?
   - Nie było źle, choć myślałam, że moja mama zareaguje na to nieco spokojniej - westchnęła i upiła łyk.
   - To znaczy? Nadal jestem tym złym i najgorszym?
   - Przestań, Marc. Moja mama ma trudny charakter i zajmie jej to trochę czasu by się przyzwyczaić. Musi się do ciebie przekonać, bo jak na razie ubiła sobie tylko jedną opinię na twój temat i musi cię bardziej poznać - przewróciła oczami. - Grunt, że tata i Isaac życzyli nam powodzenia.
   - Moja mama też tutaj dziś była. Przyjechała z Ericiem - odparł. - Jest zachwycona wnukiem - zaśmiał się cicho. - I twierdzi, że zachowaniem mało różni się do mojego i Ericia w wieku trzech lat, a to oznacza, że również byłem takim rozkosznym dzieciakiem - powiedział dumnie.
   - I rozumiem, że samochodzik to prezent od babci? - spojrzała na Marca, a on skinął głową.
   - Polubili się, to chyba dobrze. I na weekendzie zabieram ciebie i Bruno do Sant Jaume. Mamy zaproszenie na niedzielny obiad - zaśmiał się. - Później wyjazd na presezon - oparł głowę o jej.
   - Przecież wrócisz - uśmiechnęła się dziewczyna.
   - No tak i to będzie całkiem inny powrót, bo będę wiedział, że ktoś czeka na mnie w domu.
   - Wcześniej czekała Nina - spojrzała na suczkę, która spała na fotelu.
   - Teraz czeka kobieta i dziecko - ucałował ją w czubek głowy. - I nie będzie mnie cały wtorek, bo lecimy do Polski.
   - Dobrze - mocniej się w niego wtuliła. - Wszystko się nam ułoży. - przymknęła powieki.
   - Wierzę w to - powiedział z lekkim uśmiechem.

***
 Mam taką wiadomość, że właśnie skończyłam pisać to opowiadanie i zostaje mi tylko już udostępnianie rozdziałów ;)
Gorąco, gorąco, gorąco! Chcę już wakacje! A wcześniej... CHCĘ JUŻ MUNDIAL ♥

niedziela, 1 czerwca 2014

quince: noche de carnaval

   - Nie... - zawahała się i wtedy spojrzała mu w oczy. - Nie... Czuję - szepnęła. Zobaczył jak jej oczy skrzą od łez, a je podbródek zaczynał drżeć. Ujął jej twarz w dłonie i dokładnie jeszcze raz się jej przyjrzał. Przesunął kciukiem pod jej okiem, ścierając tym kolejną łzę. Znów przybliżył się, ale tylko po by delikatnie ucałować jej czoło. Zrobił krok w tył, po woli się odwracając. Pierwsze co mu przyszło do głowy to wyjście na zewnątrz by móc ochłonąć. Zrobił kolejny krok i wtedy poczuł jak Alison łapie go za nadgarstek, co było dla niego niemałym zaskoczeniem. Znów na nią spojrzał. Miała opuchnięte oczy i rozmazany tusz do rzęs, próbowała uspokoić oddech po płaczu i lekko rozchyliła usta. Nadal była najpiękniejszą dziewczyną na ziemi, nigdy nie przestała dla niego nią być. - Marc - szepnęła, a on w tym momencie pewnie powrócił na swoje wcześniejsze miejsce, mocno wpijając się w jej wargi.
  Wsunęła palce w jego włosy, oddając się całkowicie temu jak dłonie Marca dotykają jej talii, wsuwając się pod koszulkę, dotykają brzucha, pleców.
   - Tęskniłem, wiesz? - szepnął niskim głosem wprost do jej ucha, a ona cicho westchnęła, zsuwając ręce niżej, do krańców jego koszulki. Automatycznie uniosła je po woli do góry, ale Marc ją w tym wyręczył, zdejmując ją z siebie i wracając do pocałunków. Po chwili i jej sweterek znalazł swoje miejsce na podłodze, tuż obok T-shirtu Bartry. Nie broniła się przed tym, a wręcz przeciwnie. Patrzyła mu prosto w oczy, gdy ten zabrał ją na ręce i zaniósł prosto do swojej sypialni. Ułożył ją delikatnie ma pościeli i zawisnął nad nią. Położyła dłoń na jego policzku i błądząc wzrokiem po jego twarzy, a on znów przybliżył się do niej i połączył ich usta.

Drugi już dzień pod rząd obudziła się pokoju piłkarza. Wczoraj sama, dziś... Dziś czuła mocne ramiona obejmujące ją całą. Uniosła powieki i zobaczyła lekko uśmiechającego się Marca, który się jej przyglądał.
   - Dzień dobry - szepnął. Przybliżył się i musnął delikatnie jej usta.
   - Hej - odpowiedziała cicho. - Przyglądałeś mi się gdy spałam?
   - Przyglądałem - uśmiechnął się szerzej. - Bo jesteś śliczna gdy śpisz - pogładził wierzchem dłoni jej policzek.
   - Tylko gdy śpię? - zaśmiała się.
   - Nie, nie tylko - odparł automatycznie. - Chciałbym żebyście zostali, wiesz? - odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
   - Marc... - westchnęła, mrużąc powieki.
   - Dałaś mi już szansę na to by być ojcem. Daj mi też taką, bym mógł się zajmować waszą dwójką, szansę na bycie kimś więcej. Ta noc nie jest czymś błahym, prawda?
   - Nie jest niczym błahym - powtórzyła po nim cicho. - Po prostu się boję, Marc. Wiesz o tym, że nie jestem teraz sama, a z Małym. Pokochał cię i nie chcę by cokolwiek się na nim później odbiło.
   - Bardzo żałuję tego co się wtedy wydarzyło, że ci nie uwierzyłem, ale proszę byś znów mi zaufała - mówił, patrząc w jej oczy. Na chwilę zastygła, myśląc.
   - Chcę żeby było dobrze, nic więcej - wyszeptała i mocno się do niego przytuliła. Otulił ją i ucałował w czoło. - Zostajemy - usłyszał. - Mam teraz studiować w Barcelonie, bo zlikwidowali wydział w Reus - westchnęła.
   - Naprawdę? - ucieszył się. - Gdybym wiedział, że wtedy przeniesiesz się do Barcelony, sam wpłynąłbym na tą decyzję - zaśmiał się, ale od razu oberwał w ramię od dziewczyny. - Czyli mogę już zacząć rozpytywać kolegów o dobre przedszkola w okolicy dla syna?
   - Marc! - spojrzała na niego z poważną miną, ale po chwili sama wybuchnęła śmiechem. - Jesteś w gorącej wodzie kąpany, wiesz?
   - Mama od zawsze mi to powtarzała - zaśmiał się i musnął jej wargi.
   - Mamusiu! - usłyszeli nagle z drugiego pokoju. Spanikowała, robiąc się cała czerwona. Przecież w pokoju obok był ich trzyletni synek, a oni leżeli tutaj nadzy, jedynie okryci kołdrą.
   - Marc! - pisnęła, a ten się cicho zaśmiał i odsunął do krawędzi łóżka, zabierając z podłogi swój T-shirt i bokserki. Koszulkę podał szybko dziewczynie, a on sam naciągnął na siebie drugą cześć garderoby. Drzwi do pokoju otworzyły się w momencie, gdy Alison naciągnęła na siebie koszulkę jej chło... Chyba mogła tak go nazwać? Swój chłopak i ojciec ich dziecka.
   - Mamo! Co tutaj robisz? - zapytał, stając na środku pokoju, łapiąc się za biodra.
   - Emmm - spojrzała nerwowo na Bruno.
   - Mama była zmęczona i zasnęła u mnie - wyręczył ją Marc.
   - To teraz Nina może spać w moim pokoju? - wypalił, szeroko się uśmiechając.
   - Hej, a ja? - zaśmiała się Alison.
   - No ty przecież śpisz teraz z tatą! - mały przewrócił oczami. - Mama gapa - pokręcił głową i wyszedł z pokoju.
   - Widzisz? Nie masz teraz wyjścia - Marc pocałował ją w policzek i przeturlał się przez nią na koniec łóżka. - Kawy? - zapytał, ciągle się uśmiechając i kierując do drzwi. Pokiwała głową, obserwując jak Marc w samych bokserkach opuszcza pokój i po chwili słyszy głośny śmiech Bruno.

  Spacerowali wieczorową porą alejkami pobliskiego parku, on obejmował ją w pasie, a drugą dłonią trzymał małą rączkę synka, który z kolei ściskał czerwoną smycz z Niną. Ludzie, których mijali widzieli w nich małą, szczęśliwą rodzinkę, którą tak jakby oficjalnie dla nich samych stali się tego samego dnia o poranku, gdy Alison zadecydowała, że zostają w Barcelonie.
   - Marc! - usłyszeli, a przed nimi pojawiła się ładna ciemnowłosa dziewczyna, uśmiechająca się do nich.
   - O, Sandra, hej - zareagował od razu Bartra. - Poznajcie się, Sandra, Alison. Alison, Sandra. I Bruno - zmierzwił włosy małemu. Tabares uśmiechnęła się do chłopca po czym spojrzała na jego matkę.
   - Miło mi cię poznać - wyciągnęła prawą dłoń w stronę Alison, a ta ją uścisnęła. - Szczególnie teraz gdy coraz częściej widuje się wasze zdjęcia na portalach plotkarskich - zaśmiała się.
   - Serio? Nawet nie zwracałem na to uwagi - odpowiedział Marc.
   - I co najbardziej zaczęło mnie interesować to to, że mały jest tak podobny do ciebie.
   - To długa historia - uśmiechnął się lekko i spojrzał jak jego synek z psem odchodzą kawałek od nich by bawić się na trawie. - A co u ciebie?
   - W porządku - skinęła głową. - Właśnie idę na przymiarkę nowej kolelcji - uśmiechnęła się. - I wyobraź sobie, że na ostatnim pokazie spotkałam Samirę. Przyczepiła się i wypytywała o ciebie. Uciążliwa, naprawdę - zaśmiała się. - Ale nie będę wam już przeszkadzać. Naprawdę miło było cię poznać - spojrzała na szatynkę.
   - Mi również - odparła grzecznie. Sandra uśmiechnęła się do nich i wyminęła, machając.
   - Powodzenia - rzuciła jeszcze do nich.
   - Siadamy? - zapytał Marc, wskazując na ławkę blisko miejsca gdzie był Bruno razem z Niną. Alison skinęła głową i usiedli. Marc objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego. - Sandra to...
   - Twoja była, wiem - szepnęła. - Samira też - dodała, a ten spojrzał na nią pytająco. - Jesteś osobą medialną, a poza tym... Starsze rodzeństwo naprawdę potrafi być irytujące.
   - Isaac?
   - Gdy była cała ta akcja, gdzie na okładce byłeś ty wraz ze swoją ówczesną przyjaciółką, Isaac pierwsze co zrobił to przyleciał z tym do mnie - pokręciła głową.
   - Byłaś zazdrosna? - zaśmiał się Marc, poruszając brwią.
   - Nie byłam - odpowiedziała. - No nie! Nie patrz tak na mnie! - przymrużyła powieki. - No dobra, może troszeczkę - znów się w niego wtuliła.
   - Poznałem ją wtedy na wakacjach, trochę wspólnie spędzonych chwil, a później - westchnął. -
Okazało się, że jest nieźle stuknięta - dokończył, a Alison spojrzała poważnie na niego i po chwili wybuchła śmiechem. - No co? Zerwałem z nią kontakt i dobrze na tym wyszedłem, bo uciekłem na ten campus, gdzie byłaś ty - dostała od niego lekkiego pstryczka w nos.
   - A Sandra? To przez Samirę się rozstaliście?
   - Nie - pokręcił głową. - Rozeszliśmy się sporo wcześniej. Tak zadecydowaliśmy oboje. Oddaliliśmy się od siebie i tak wyszło - mówił. - A ty?
   - Ja? No więc... - zaczęła pewnie. - Koleżanka raz umówiła mnie ze swoim bratem, ale zrezygnowałam po jednym spotkaniu.
   - A poza tym? - Marc uniósł brew.
   - No wiesz... Zazwyczaj ich wszystkich spławiałam, mówiąc, że już kogoś mam albo że nie mam czasu.
   - Naprawdę? No tak, bo gdzie znalazłabyś takiego drugiego mnie? - zaśmiał się. - Auć! - jęknął, gdy oberwał w ramię.
   - A ja zastanawiałam się skąd ta głupia cecha u Bruno - przewróciła oczami, a Marc z uśmiechem
ucałował ją w czubek głowy. - Muszę pojechać do rodziców powiedzieć im, że zostajemy z tobą, no i zabrać jakieś rzeczy. Może jutro rano? Zapakuję Bruno i pojedziemy z samego rana.
   - Mamo, mamo, pić - przybiegł do nich chłopiec. Alison wyjęła ze swojej torebki bidon z sokiem i podała małemu.
   - Bruno, chciałbyś jutro pojechać do dziadków? - zapytała.
   - Z tatą i z Niną?
   - Nie, tylko my.
   - Nie - pokręcił główką. - Chcę zostać z Niną.
   - A to kto przywiezie twoje inne ubranka albo zabawki? - zaśmiała się Marquez. Chłopiec napił się i wskazał na swoją matkę. Odstawił bidon na ławkę i wrócił do psa.
   - Może niech zostanie? - zaproponował Marc.
   - Ale ty przecież masz jutro trening.
   - Poproszę Lydię albo zadzwonię po Erica żeby zostali z nim te dwie godzinki. Jeżeli nie chce jechać, nic na siłę.
   - Też prawda - przytaknęła. - Zobaczymy jeszcze - dodała i oparła głowę o tors Bartry.  

***
Taki prezent na dzień dziecka, bo w końcu każdy nim jest ;)
I ponoć Pepe Łysolek Reina spodziewa się już kolejnego dziecka! Aż ciekawa jestem kto dołączy do Greci, Almy, Thiago i Luci :) 
Moje serce płacze, ponieważ mój ukochany David znów zmienia klub ;c Myślałam, że pozostanie w Hiszpanii, dłużej w Atletico! 

wtorek, 6 maja 2014

catorce: pegao

 Wjechał na podziemny parking w momencie, gdy akurat Alison pomagała wyjść z samochodu ich synkowi. Zaparkował tuż obok i wysiadł z szerokim uśmiechem.
   - Myślałem, że będę przed wami - odezwał się pierwszy.
   - Wysiadła im tam jakaś aparatura i mogliśmy wyjść wcześniej - odparła Alison, uśmiechając się do Bruno, który właśnie wyskakiwał z samochodu.
   - A może uda mi się was wyciągnąć gdzieś na obiad? Osobiście umieram z głodu - poklepał się po brzuchu, wykrzywiając usta, na co Bruno się zaśmiał.
   - No tak - zaśmiała się dziewczyna. - Ty tak zawsze? W sensie obiady na mieście.
   - Nie wtedy gdy mama zapycha moją lodówkę od dołu do góry gotowymi potrawami do odgrzania - przyznał się.
   - Norma - Alison wzruszyła ramionami. - Więc mam propozycję. Zabierzesz Bruno na spacer, a ja spokojnie coś przygotuję, zgoda?
   - Przestań, pewnie jesteś zmęczona i w ogóle. Szpitale męczą - odparł od razu Marc.
   - Daj spokój - zaśmiała się. - Wcale nie jestem zmęczona i dla mnie to nie problem.
   - W takim razie... - Marc spojrzał na synka. - Idziemy po Ninę i udajemy się do parku, co? - zaproponował.
   - Tak! Na plac zabaw! - Bruno aż podskoczył, a tamci się zaśmiali. Ruszyli we trójkę w kierunku windy.
   Nina leżała grzecznie na trawie w rogu ogrodzonego placu za baw, po tym jak jej pan pozwolił jej pobiegać po łące i bawić się jej czerwoną piłeczką. Sam siedział na rogu deski przy piaskownicy i obserwował jak Bruno bawi się z innymi. Po chwili mężczyzna, który jeszcze przed chwilą rozmawiał o czymś zawzięcie przez telefon, usiadł obok piłkarza.
   - Jak się tak na nich patrzy to aż się chce wrócić do tego wieku - powiedział, wbijając wzrok w bawiące się dzieci.
   - Praca? - Marc spojrzał na niego. Gość wyglądał jakby miał już po trzydziestce.
   - Praca też, ale bardziej uciążliwa stała się była żona - westchnął. - Ta w warkoczykach to moja córka - wskazał na dziewczynkę, która razem z Bruno i jeszcze jednym chłopcem zapełniali piaskiem duże wiaderko by zrobić wysoką wieże.
   - Chłopiec w czerwonych spodenkach - uśmiechnął się, patrząc na synka. Nie raz widział na filmach jak dumni rodzice wymieniają się walorami swoich dzieci przy placach zabaw, ale nie myślał, że to na niego też już przyszła pora.
   - Podobny do pana - zauważył mężczyzna. - Ja się tylko modle by mała nie odziedziczyła charakteru mojej byłej teściowej - zaśmiał się, a na ustach Marca również pojawił się lekki uśmiech. W tym momencie dziewczynka podbiegła do ojca.
   - Tatusiu, tatusiu! Zobacz jaki piękny zamek zbudowaliśmy! - zachwycała się. - Ale czy możemy już wracać do domku? - zapytała ciszej.
   - No jasne, księżniczko - pokiwał głową i wziął ją na ręce. Pożegnał się z Marciem ruszył przed siebie. Chłopak wtedy spojrzał na synka, a ten na niego. Uśmiechnął się lekko i wrócił do ulepszania ich piaskowego dzieła. I teraz potwierdza słowa jego rodziców, że dzieci to naprawdę wielka pociecha dla rodziców. Wtem otrzymał wiadomość na swój telefon od Alison, że mogą już po woli wracać do mieszkania.
   - Bruno, chodź - wyciągnął do niego rękę, a ten wstał i otrzepał się z piasku. Podszedł do piłkarza i złapał za jego dłoń. Razem ruszyli do Niny, by odwiązać jej smycz od ogrodzenia.

  Tak jak się umówili, Alison przygotowała pyszny obiad, a Marc miał po nim posprzątać, więc stał przy zlewie i kończył myć przedostatni talerz. Alison wtedy siedziała na kanapie z laptopem i pisała ze znajomą z roku co do tego ich całego przeniesienia na uczelnię w Barcelonie. Bruno siedział razem z Niną na fotelu i oglądał bajki.
  Na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe, a chłopiec wolno zsunął się ze swojego miejsca i po woli przysunął się do swojej matki. Ali zauważyła synka i odłożyła komputer na bok. Bruno wdrapał się na jej kolana i mocno przytulił do niej. Alison to trochę zaskoczyło, bo mały wydawał się markotny i taki cichy.
   - Bruno, boli cię coś? - zapytała, głaszcząc go po główce. Mały nią tylko pokręcił. - Jesteś pewnie zmęczony, co? - uśmiechnęła się lekko, a on teraz skinął głową i odsunął się lekko.
   - Mamo - zaczął.
   - Tak, kochanie? - uśmiechała się do niego.
   - Czy Marc to mój tatuś? - zapytał, trąc oczka. Alison w tym momencie otworzyła szerzej oczy, a Marc zastygł, odkładając ostatni talerz na suszarkę. Odwrócił lekko głowę w oczekiwaniu co odpowie jego była kobieta. Ta w tym momencie również spojrzał na piłkarza. Na początku uznali, że z tym jeszcze poczekają, a teraz Bruno sam o to pyta.
   - A chciałbyś żeby nim był? - Alison spojrzała troskliwie na synka i pogłaskała go po główce, a on nią energicznie pokiwał.
   - Chcę! - zawołał. Popatrzył tylko jak jego matka zaczęła się szeroko uśmiechać i zsunął się z jej kolan. Podreptał do kuchni i stanął przy wysepce, łapiąc się za biodra. Wbił wzrok w Marca, który również z zaciekawieniem go obserwował. - Tatuś - wyszczerzył się mały i podbiegł bliżej, a Marc zabrał go na ręce i mocno do siebie przytulił. Po raz pierwszy został nazwany tatusiem. Poczuł tak wielką dumę i radość z tego powodu! Obrócił się i spojrzał na siedzącą Alison, uśmiechającą się na ich widok. Jedną sprawę mieli już za sobą, a dziewczyna od samego początku martwiła się o to, jak powiedzieć o tym Bruno. Jak chłopiec zareaguje i odnajdzie się w nowej sytuacji, bo przecież Marc był tylko zwykłym Marciem. Teraz wyszło na to, że było to o wiele prostsze niż się wydawało.
  Ding dong! Ciszę i chwilę przerwał dzwonek do drzwi. Alison się podniosła i razem w towarzystwie suczki ruszyła do drzwi. Otworzyła je i wpuściła do środka Erica. Przywitali się i weszli dalej.
   - Wujek! - mały zawołał na widok bliźniaka ojca, który właśnie odstawił go na podłogę. Nie minęła chwila, kiedy był już na rękach drugiego Bartry. - A wiesz, że Marc to mój tatuś?! - zawołał uradowany.
   - Naprawdę? - uśmiechnął się szeroko i spojrzał na jego młodych rodziców, ponieważ panna Marquez właśnie stanęła obok Marca. - Musisz mi o tym opowiedzieć, koniecznie - zaśmiał się i ruszył z bratankiem na kanapę.
   - Dzięki - szepnął do Alison, a ona spojrzała na niego pytająco. - Za to jak się teraz czuję - uśmiechnął się.
   - Miałam to samo, gdy po raz pierwszy nazwał mnie mamą, gdy postawił pierwszy krok i udało mi się go nauczyć korzystania z nocnika - zachichotała.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że mnie przy tym nie było - przyznał. Ona już dawno wiedziała, że Marc mówi to wszystko szczerze, ale sama nie była pewna czy chce by Marc naprawiał to co zdarzyło się pomiędzy nimi. Mają syna, on o tym wie, pozwoliła na to by się widywali, ale czy jest szansa na coś więcej? Czy ona tego chce? Czy on w ogóle o tym myśli? Przez te cztery lata nie mogła przestać myśleć o piłkarzu, który ją tak mocno zranił, a teraz w duchu wmawia sobie, że tu nie ma miejsca na coś większego i głębszego jak przyjaźń.

   - Dobra, ja się zmywam - zakomunikował Eric, podnosząc się z kanapy i rozciągając. - Życzę miłego wieczoru - uśmiechnął się kolejno do brata oraz Alison. Marc odprowadził go do wyjścia i zamknął za nim drzwi. Wrócił do dużego pokoju i usiadł tuż obok Alison, wbijając wzrok w ekran telewizora. Akurat leciały jakieś reklamy.
   - Oglądamy coś konkretnego, czy... - spojrzał niepewnie na Marquez, a ona podała mu pilota. Zaczął skakać po kanałach i w pewnym momencie zatrzymał na rozpoczynającym się filmie.
   - O nie, Marc! - zareagowała od razu. - Chcę tego pilota z powrotem! Nie będę oglądać horrorów! - wbiła wzrok w piłkarza.
   - Nadal ich nie lubisz? - poruszył brwią.
   - Nie, nie lubię! I to nie jest zabawne - powiedziała naburmuszona i wyciągnęła dłoń w kierunki pilota, ale Marc z głupim uśmieszkiem go odsunął. Alison wtedy chwyciła za jego nadgarstek i chciała przysunąć do siebie jego dłoń z urządzeniem, ale wyszło na to, że tylko zaczęła się z nim siłować. - Marc! - zmierzyła go wzrokiem.
   - No przecież nic nie robię - zaśmiał się, odsuwając rękę jeszcze dalej. Ali przymrużyła powieki, co jeszcze bardziej rozbawiło Bartrę. Przysunął na chwilę rękę, więc podniosła się, wyciągnęła swoją po pilot, a ten znów ją zabrał. Dziewczyna lekko się zachwiała i upadła wprost na kolana Bartry, przodem do niego.
   - Oddasz mi go? - zapytała lekko zażenowana tą sytuacją, ale się nie ruszyła, a spojrzała mu w oczy. Marc pokręcił głową, chciała z niego wstać i po prostu wyjść z pokoju, ale chłopak kładąc jej drugą dłoń na talii, uniemożliwił jej to. Była na niego zła! Ostatni raz zamachnęła się by dosięgnąć pilot, a Marc w tym czasie wykonał tylko jeden ruch, przewracając ich oboje do pozycji leżącej tak, że teraz zwisał nad jej ciałem. I nagle zapadła pomiędzy nimi cisza, tak jakby całe otoczenie zatrzymało się w miejscu. Patrzyli sobie w oczy, zatracając się w nich. Tak mu ich brakowało. Tak jej ich brakowało. Jej klatka piersiowa zaczęła się szybciej unosić i opadać. Marc ciężko przełknął ślinę, jakby mówił sobie w duchu, że raz kozie śmierć. Zbliżył twarz do jej twarzy i delikatnie musnął jej
usta. Na początku Alison była tym zszokowana, ale pod wpływem wszystkich emocji i uczuć, które ją ogarniały, wojna o pilota została zażegnana i odwzajemniła pocałunek. Pilot wysunął się z dłoni piłkarza, opadając na ziemię i robiąc huk, ale i to im nie przerwało. Marc na chwilę odstąpił, łapiąc oddech i przeniósł się na szyję dziewczyny. Podobało się jej to, mogła przypomnieć sobie jak smakują słodkie i gorące usta chłopaka, ale... Ale nagle przed jej oczami stanął bar, młody barman i awanturujący się Bartra. Od razu oprzytomniała.
   - Nie - szepnęła, a on zastygł. Uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. - Nie - powtórzyła i lekko go odsunęła, wychodząc spod niego. Wstała i pośpiesznie udała się do kuchni. Podparła się o blat, stojąc tyłem do dużego pokoju. On przetarł dłonią twarz i również wstał, podążając za nią. Podszedł bardzo po woli i z głupią myślą, że zaraz się odwróci i zdzieli go boleśnie w policzek, objął ją delikatnie w pasie i przysunął do siebie, kładąc głowę na jej ramieniu.
   - Powiedz, że nadal czujesz do mnie to co wtedy - szepnął błagalnym tonem.
   - Nie, Marc - płakała.
   - Powiedz to, patrząc mi w oczy - dodał i poczuł jak wstrzymała oddech. Po kilku sekundach się obróciła i wtedy zobaczył jej zapłakane oczy i mokre policzki.
   - Nie... - zawahała się i wtedy spojrzała mu w oczy. - Nie... Czuję - szepnęła.

***
Tak mi się fajnie pisało to wszystko! Buziak, tatuś i w ogóle xd
Rozdział na specjalne życzenie mojej kochanej maturzystki! Inszaaaa, wdech i wydech! Będzie dobrze! :) 
Ps. Zachęcam do zagłosowania w ankiecie na mojej podstronie - link!  :) 
Ps2. Witamy na świecie małego Sergio Ramosa Juniora ♥

wtorek, 15 kwietnia 2014

trece: gracias a ti

  Wyszedł ze swojego pokoju, zapinając guziczki u rękawków ciemnoszarej koszuli. Miał na sobie jeszcze jeansy, a w salonie czekała na niego przewieszona przez oparcie fotela jego marynarka. Przekroczył próg i zjawił się w pokoju, gdzie kanapę okupywali jego brat, synek oraz Nina, która leżała obok nich.
   - Fiuu, braciszku - zaśmiał się Eric. - Chcesz żeby wszystkie panny na miejscu tam padły?
   - Zabawne - Marc przewrócił oczami. - Z krawatem czy bez? - zapytał, przykładając krawat do szyi. 
   - To zależy - zamyślił się jego brat, a Marc wtedy ubrał swoja marynarkę i ponownie przymierzył z krawatem. - Nie, lepiej bez - Eric pokręcił głową, a po chwili Bruno odpapugował gest od swojego wujka. 
   - Nie - powiedział poważnie. 
   - Dziękuję za radę - Marc podszedł bliżej i wziął na kolana chłopca, po czym zaczął go łaskotać. Ten śmiał się, a Nina podniosła się na nogi i zaszczekała. Coś się działo, więc musiała zareagować. - Dobra, już nic nie robię - piłkarz uniósł dłonie w geście kapitulacji i posadził małego znów na kanapie, pomiędzy nim i swoim bliźniakiem. - Alison! - zawołał. 
   - Zaraz, chwilka! - odkrzyknęła z pokoju. 
   - Mamy jeszcze czas, spokojnie - dorzucił jeszcze obrońca. - A wy macie jakiś pomysł na ten wieczór? 
   - No pewnie - odpowiedział automatycznie Eric. - Nauczę Bruno jak skręcać blanty i wciągać nosem - zironizował, przez co Marc spiorunował go wzrokiem. - A jak myślisz? Bajeczki na dobranoc, a w ostateczności pomęczymy królową mieszkania - spojrzał na buldoga.
   - Ehhh, a potem się dziwię dlaczego tak się dziwnie zachowuje po twoich wizytach - śmiał się z Erica. Jakieś dwie minuty później usłyszeli otwierające się drzwi drugiego pokoju i ujrzeli wyszykowaną Alison. Marc powędrował od dołu, od wysokich, czarnych szpilek, poprzez zgrabne nogi, okryte czarnymi, dopasowanymi spodniami, wyżej elegancka, luźniejsza bluzka w odcieniach szarości. Makijaż podkreślał jej pełne usta i duże oczy, a włosy spięła w koka. Marc po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, że stracił cztery lata temu najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem. 
   - Jestem gotowa - powiedziała i spojrzała na trójką siedzącą na kanapie. Wszyscy wpatrywali się w nią jak w obrazek. - Stało się coś? - zapytała zdezorientowana. 
   - Nie, nic - Marc pokręcił głową. - Ślicznie wyglądasz - podniósł się ze swojego miejsca, a ona poczuła jak na jej policzki wskakują rumieńce. 
   - Eee, dziękuję - szepnęła. 
   - Najprawdziwsza prawda, prawda Bruno? - wtrącił Eric, a Brunito pokiwał energicznie główką. 
   - Mamusiu, ślicznie - uśmiechnął się szeroko, Ali podeszła do niego i usiadła na skraju kanapy, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedział Bartra. 
   - Dziękuję, słoneczko - ucałowała go w czoło. - Będziesz grzeczny z wujkiem Ericiem? 
   - Będę - znów pokiwał główką. 
   - To dobrze - powiedziała i znów go ucałowała. 
   - Hej, może ja też chcę? - jęknął rozpaczliwie Eric. 
   - A to ty masz trzy lata? - roześmiał się Marc. 
   - Może i mam! Co z tego? 
   - Oj przestańcie - rozbawiona Ali pokręciła głową. Wstała i pocałowała w policzek bliźniaka swojego byłego chłopaka. - Dziękuję, Eric - zwróciła się do opiekuna. 
   - Cała przyjemność po mojej stronie - zasalutował zabawnie. 
   - Na pewno dasz sobie radę? - zapytała go jeszcze. 
   - Tak, damy radę. W razie czego istnieje coś takiego jak telefon - pokazał jej język. 
   - Tylko mi mieszkania nie roznieście - dorzucił piłkarz i razem z Alison skierowali się do wyjścia, wcześniej jeszcze machając do swojego synka. Wyszli z mieszkania i podeszli do dużych drzwi windy. Marc nacisnął guzik, przywołując ją na piętro. Po chwili usłyszeli dźwięk piknięcia i drzwi się rozsunęły. W przejściu wyminęli się ze starszą sąsiadką, z którą nie raz już mieli okazję się widywać. Kobieta dokładnie zdążyła obejrzeć sobie młodą parę, oczywiście, musiała wszystko i o wszystkich wiedzieć. Dobrze tylko, że jeszcze nie wypytuje gdzie się wybierają... 
   - Marc - zaczęła dziewczyna, gdy tylko drzwi z powrotem się zasunęły. Chłopak spojrzał na nią. - Ta kobieta mnie przeraża, jest wszędzie! - otworzyła szerzej oczy, a Marc uniósł brew. - Zawsze gdy gdzieś wychodzimy z Bruno, czy ja gdzieś z nim wychodzę, zawsze musimy się na nią nadziać. 
   - Nie przejmuj się - chłopak zaczął się śmiać. - Opowiadałem ci, że to informacja całego budynku. Starsza kobieta musi się czymś zająć. Z resztą każdy tu już do niej jest przyzwyczajony - posłał Alison swój najpiękniejszy uśmiech, a ta spuściła wzrok. - I przewiduję, że od razu dzięki niej połowa budynku, dokładniej ci z którymi tu trzyma, dowiedziała się już, że mieszkam z kobietą i dzieckiem - machnął ręką. 
   - Czyli mam rozumieć, że nie tylko w małych miasteczkach czy na osiedlach są takie oto poinformowane panie, a w apartamentowcach też? 
   - Aha - przytaknął. 
   - Okej - kiwnęła głową. Winda się zatrzymała na poziomie z garażem. Wysiedli z niej i równo ruszyli do samochodu Bartry. Marc już przy nim przyśpieszył i otworzył drzwi od strony pasażera i zaczekał by Alison wsiadła do środka. - Bawisz się w dżentelmena? - zachichotała. 
   - Bawię? Moja droga, ja nim zawsze jestem - powiedział, a ta zaśmiała się cicho i zajęła swoje miejsce. Marc obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i wyjechał na prostą ku wyjazdowi z podziemi. Przy wyjeździe minął się z drugim samochodem, którego kierowca uniósł dłoń do góry by się przywitać. Marc odpowiedział tym samym. 
   - Sergi? - zdziwiła się Alison. - Nie powinien też być na tej kolacji? Co on tutaj robi?
   - Powinien - Bartra uśmiechnął się tajemniczo. - Przyjechał po Lydię. 
   - Po Lydię? - Ali uniosła obie brwi. - Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?!
   - Podrzuciliśmy mu taki pomysł wczoraj gdy byłyście na zakupach - zaśmiał się. - Nie było to głupie, bo wiadome, że ona mu się podoba, a i Lydia spogląda na niego inaczej. Przeznaczenie, nie sądzisz? - gadał jak najęty. 

  Pomimo tego, że znała tam kilku piłkarzy, których poznała cztery lata wcześniej, swojego kuzyna oraz Lorenę i Lydię, czuła się jakoś dziwnie. Na początku w ogóle było jakoś sztywno. Siedzieli przy kilkuosobowych stolikach. Im trafił się ośmioosobowy, a przydzielili im miejsca z Sergim i Lydią, Cristianem i Loreną oraz Martinem i jego dziewczyną Maite. Długa przemowa prezydenta klubu na cały sezon, a później kolacja. Dopiero po tym czasie się rozluźniło. Ci 'z góry' wyszli w swoim towarzystwie na inną salę, a piłkarze i inni pracownicy mogli odetchnąć. Z głośników popłynęła głośniejsza muzyka i można było się bawić. Kilka par tańczyło, jednak większość postawiła na rozmowę. Nawet kilka razy była na parkiecie, wyciągana przez chłopaków z drużyny Marca.
  Do mieszkania wrócili późno. Gdy tylko przekroczyli jego próg, powitały ich cisza i mrok. Gdy po ciemku w korytarzu Ali pozbywała się swoich szpilek, przez które zaczęły boleć ją stopy, on zauważył uchylone drzwi do pokoju Ali i Bruno. Podszedł i stanął w progu. Zobaczył na łóżku śpiących Bruno i Erica, a w ich nogach leżała Nina. Wtedy obok niego pojawiła się Alison, już sporo niższa od niego. 
   - Niech już śpią - szepnęła i po cicho przekradła się do szafy, bezszelestnie wyjmując z niej rzeczy do spania, T-shirt i stare spodnie dresowe. Wracając, zgasiła lampkę po jednej stronie łóżka. - Położę się w salonie - dodała, gdy wyszła do pokoju. Marc wtedy przymknął drzwi i zaświecił duże światło w korytarzu.
   - Nie ma mowy. Prześpisz się dziś u mnie, a ja zajmę kanapę - powiedział. 
   - Masz jutro rano trening i powinieneś się wyspać - zauważyła. 
   - To nic - uśmiechnął się lekko. - Nie raz już tak zasypiałem. Nie robi mi to różnicy - dodał i pociągnął pannę Marquez za sobą do pokoju. Puścił ją na jego środku i sięgnął po jedną poduszkę z łóżka oraz po koc i spodnie od dresu z szafy. - Życzę miłych snów - uśmiechnął się i czmychnął z pokoju. Dlaczego on zawsze musiał postawić na swoim? Wygrać? Musiał! Zawsze!
 Odkąd tu mieszkała z Bruno, w tym pokoju miała okazję być raz i to przez krótką chwilę, kiedy to Bruno nie chciał zasnąć w zeszłym tygodniu i biegał po całym mieszkaniu i tu dopiero go złapała. Pokój był urządzony bardzo podobnie do tego, w którym spała ona i jej syn. Duże łóżko z szafkami nocnymi po obu stronach, komoda i duża szafa z lustrem. Tu jedynie dodatkiem były zdjęcia na ścianach w antyramach. Przechodziła się po pomieszczeniu i oglądała fotografie. Marc z rodzicami, Marc z bratem, grupowe z rodziną ze świąt, z przyjaciółmi. Przy jednym z ostatnich przystanęła na dłużej, uśmiechając się sama do siebie. Pamiętała to zdjęcie. Marc, Eric i Cristian razem na plaży, cztery lata temu. Pamięta to, bo sama je robiła. W pewnym momencie otworzyła szeroko buzię, ziewając. Była zmęczona, a nazajutrz czekał ją i Bruno drugi dzień na badaniach w szpitalu. Podeszła do łóżka i zdjęła z siebie ubrania i przebrała się. Usiadła na skraju łóżka i najpierw przesunęła delikatnie dłonią po materacu. Położyła się i ułożyła głowę na poduszce. Zgasiła światło i okryła kołdrą. 
  
   Otworzyła oczy i zobaczyła buźkę swojego synka, który się jej przyglądał. Gdy zauważył, że otworzyła oczy, szeroko się uśmiechnął. 
   - Cześć - zawołał, a Alison się uśmiechnęła. 
   - Cześć Bruno - odpowiedziała i podniosła się do pozycji siedzącej. - Czemu mi się przyglądałeś gdy spałam? 
   - Bo nie spałaś w naszym pokoju - zmarszczył nosek. 
   - Bo ty, mój drogi, spałeś z wujkiem - dostał lekkiego pstryczka w nos.
   - A Marc spał na kanapie - powiedział. 
   - Tak - skinęła głową. 
   - To możemy już iść na śniadanie? - zapytał, wyciągając rączkę do niej. 
   - Możemy - uśmiechnęła się i wstała, łapiąc za jego rękę. Oboje wyszli z pokoju, a Alison od razu dobiegł aromat świeżej kawy. Zauważyła obu braci w kuchni. Eric siedział przy wysepce i pałaszował już kanapki, a drugi zalewał wrzątkiem kawę. 
   - Witamy śpiocha - odezwał się, gdy zauważył, że mały i jego mama dołączyli do nich. - Kawy? 
   - Poproszę - usiadła na wysokim krześle i wzięła na kolano synka. - I wcale nie jestem śpiochem - pokręciła głową. 
   - Bardzo wymęczona przez nich wszystkich? - zaśmiał się Eric. 
   - Nie dziw się, była królową parkietu z Alvesem - zawołał Marc, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Nie jej wina, że Brazylijczyk sobie ją upatrzył i ciągle porywał do tańca. Raz już miała dosyć, była zmęczona, ale Daniel nie chciał odpuścić i wtedy pojawił się "wybawca" Marc, który poprosił o odbijanego. Niechętnie, bo niechętnie ale się zgodził. Bartra widział, że jego towarzyszka jest już wyczerpana, więc tylko wolno okręcił ją wokół osi i zaproponował powrót do domu. 
   - Ja już będę uciekać - powiedział Eric, dokańczając kanapkę. Zmierzwił włosy bratankowi, ucałował w policzek Ali, a z Marciem uścisnął dłoń, po czym wyszedł. 
   - Idę do łazienki i później na trening - odezwał się Marc. - Smacznego - wskazał na talerz z kanapkami i ruszył do korytarza. Alison pogłaskała synka po główce i ucałowała. 
   - Jemy? - zapytała, a on pokiwał główką. 

***
Przyjemny i sielankowy rozdział :) Od następnego... Dobra, nie będę spoilerować! :D
Mam dziś dobry humor, więc dziś dodaję ten rozdział, można rzec, że kolejny urodzinowy. Były urodziny Thiago, Carlesa i Martina, przyszła teraz pora i na mnie :) 
Moje ulubione życzenia z dziś: Tańczącego na stole Thiago, Jordiego pod kołderką i Martina pod prysznicem! Ktoś tu wie co Tygryski lubią najbardziej ^^