wtorek, 15 kwietnia 2014

trece: gracias a ti

  Wyszedł ze swojego pokoju, zapinając guziczki u rękawków ciemnoszarej koszuli. Miał na sobie jeszcze jeansy, a w salonie czekała na niego przewieszona przez oparcie fotela jego marynarka. Przekroczył próg i zjawił się w pokoju, gdzie kanapę okupywali jego brat, synek oraz Nina, która leżała obok nich.
   - Fiuu, braciszku - zaśmiał się Eric. - Chcesz żeby wszystkie panny na miejscu tam padły?
   - Zabawne - Marc przewrócił oczami. - Z krawatem czy bez? - zapytał, przykładając krawat do szyi. 
   - To zależy - zamyślił się jego brat, a Marc wtedy ubrał swoja marynarkę i ponownie przymierzył z krawatem. - Nie, lepiej bez - Eric pokręcił głową, a po chwili Bruno odpapugował gest od swojego wujka. 
   - Nie - powiedział poważnie. 
   - Dziękuję za radę - Marc podszedł bliżej i wziął na kolana chłopca, po czym zaczął go łaskotać. Ten śmiał się, a Nina podniosła się na nogi i zaszczekała. Coś się działo, więc musiała zareagować. - Dobra, już nic nie robię - piłkarz uniósł dłonie w geście kapitulacji i posadził małego znów na kanapie, pomiędzy nim i swoim bliźniakiem. - Alison! - zawołał. 
   - Zaraz, chwilka! - odkrzyknęła z pokoju. 
   - Mamy jeszcze czas, spokojnie - dorzucił jeszcze obrońca. - A wy macie jakiś pomysł na ten wieczór? 
   - No pewnie - odpowiedział automatycznie Eric. - Nauczę Bruno jak skręcać blanty i wciągać nosem - zironizował, przez co Marc spiorunował go wzrokiem. - A jak myślisz? Bajeczki na dobranoc, a w ostateczności pomęczymy królową mieszkania - spojrzał na buldoga.
   - Ehhh, a potem się dziwię dlaczego tak się dziwnie zachowuje po twoich wizytach - śmiał się z Erica. Jakieś dwie minuty później usłyszeli otwierające się drzwi drugiego pokoju i ujrzeli wyszykowaną Alison. Marc powędrował od dołu, od wysokich, czarnych szpilek, poprzez zgrabne nogi, okryte czarnymi, dopasowanymi spodniami, wyżej elegancka, luźniejsza bluzka w odcieniach szarości. Makijaż podkreślał jej pełne usta i duże oczy, a włosy spięła w koka. Marc po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, że stracił cztery lata temu najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem. 
   - Jestem gotowa - powiedziała i spojrzała na trójką siedzącą na kanapie. Wszyscy wpatrywali się w nią jak w obrazek. - Stało się coś? - zapytała zdezorientowana. 
   - Nie, nic - Marc pokręcił głową. - Ślicznie wyglądasz - podniósł się ze swojego miejsca, a ona poczuła jak na jej policzki wskakują rumieńce. 
   - Eee, dziękuję - szepnęła. 
   - Najprawdziwsza prawda, prawda Bruno? - wtrącił Eric, a Brunito pokiwał energicznie główką. 
   - Mamusiu, ślicznie - uśmiechnął się szeroko, Ali podeszła do niego i usiadła na skraju kanapy, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedział Bartra. 
   - Dziękuję, słoneczko - ucałowała go w czoło. - Będziesz grzeczny z wujkiem Ericiem? 
   - Będę - znów pokiwał główką. 
   - To dobrze - powiedziała i znów go ucałowała. 
   - Hej, może ja też chcę? - jęknął rozpaczliwie Eric. 
   - A to ty masz trzy lata? - roześmiał się Marc. 
   - Może i mam! Co z tego? 
   - Oj przestańcie - rozbawiona Ali pokręciła głową. Wstała i pocałowała w policzek bliźniaka swojego byłego chłopaka. - Dziękuję, Eric - zwróciła się do opiekuna. 
   - Cała przyjemność po mojej stronie - zasalutował zabawnie. 
   - Na pewno dasz sobie radę? - zapytała go jeszcze. 
   - Tak, damy radę. W razie czego istnieje coś takiego jak telefon - pokazał jej język. 
   - Tylko mi mieszkania nie roznieście - dorzucił piłkarz i razem z Alison skierowali się do wyjścia, wcześniej jeszcze machając do swojego synka. Wyszli z mieszkania i podeszli do dużych drzwi windy. Marc nacisnął guzik, przywołując ją na piętro. Po chwili usłyszeli dźwięk piknięcia i drzwi się rozsunęły. W przejściu wyminęli się ze starszą sąsiadką, z którą nie raz już mieli okazję się widywać. Kobieta dokładnie zdążyła obejrzeć sobie młodą parę, oczywiście, musiała wszystko i o wszystkich wiedzieć. Dobrze tylko, że jeszcze nie wypytuje gdzie się wybierają... 
   - Marc - zaczęła dziewczyna, gdy tylko drzwi z powrotem się zasunęły. Chłopak spojrzał na nią. - Ta kobieta mnie przeraża, jest wszędzie! - otworzyła szerzej oczy, a Marc uniósł brew. - Zawsze gdy gdzieś wychodzimy z Bruno, czy ja gdzieś z nim wychodzę, zawsze musimy się na nią nadziać. 
   - Nie przejmuj się - chłopak zaczął się śmiać. - Opowiadałem ci, że to informacja całego budynku. Starsza kobieta musi się czymś zająć. Z resztą każdy tu już do niej jest przyzwyczajony - posłał Alison swój najpiękniejszy uśmiech, a ta spuściła wzrok. - I przewiduję, że od razu dzięki niej połowa budynku, dokładniej ci z którymi tu trzyma, dowiedziała się już, że mieszkam z kobietą i dzieckiem - machnął ręką. 
   - Czyli mam rozumieć, że nie tylko w małych miasteczkach czy na osiedlach są takie oto poinformowane panie, a w apartamentowcach też? 
   - Aha - przytaknął. 
   - Okej - kiwnęła głową. Winda się zatrzymała na poziomie z garażem. Wysiedli z niej i równo ruszyli do samochodu Bartry. Marc już przy nim przyśpieszył i otworzył drzwi od strony pasażera i zaczekał by Alison wsiadła do środka. - Bawisz się w dżentelmena? - zachichotała. 
   - Bawię? Moja droga, ja nim zawsze jestem - powiedział, a ta zaśmiała się cicho i zajęła swoje miejsce. Marc obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i wyjechał na prostą ku wyjazdowi z podziemi. Przy wyjeździe minął się z drugim samochodem, którego kierowca uniósł dłoń do góry by się przywitać. Marc odpowiedział tym samym. 
   - Sergi? - zdziwiła się Alison. - Nie powinien też być na tej kolacji? Co on tutaj robi?
   - Powinien - Bartra uśmiechnął się tajemniczo. - Przyjechał po Lydię. 
   - Po Lydię? - Ali uniosła obie brwi. - Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?!
   - Podrzuciliśmy mu taki pomysł wczoraj gdy byłyście na zakupach - zaśmiał się. - Nie było to głupie, bo wiadome, że ona mu się podoba, a i Lydia spogląda na niego inaczej. Przeznaczenie, nie sądzisz? - gadał jak najęty. 

  Pomimo tego, że znała tam kilku piłkarzy, których poznała cztery lata wcześniej, swojego kuzyna oraz Lorenę i Lydię, czuła się jakoś dziwnie. Na początku w ogóle było jakoś sztywno. Siedzieli przy kilkuosobowych stolikach. Im trafił się ośmioosobowy, a przydzielili im miejsca z Sergim i Lydią, Cristianem i Loreną oraz Martinem i jego dziewczyną Maite. Długa przemowa prezydenta klubu na cały sezon, a później kolacja. Dopiero po tym czasie się rozluźniło. Ci 'z góry' wyszli w swoim towarzystwie na inną salę, a piłkarze i inni pracownicy mogli odetchnąć. Z głośników popłynęła głośniejsza muzyka i można było się bawić. Kilka par tańczyło, jednak większość postawiła na rozmowę. Nawet kilka razy była na parkiecie, wyciągana przez chłopaków z drużyny Marca.
  Do mieszkania wrócili późno. Gdy tylko przekroczyli jego próg, powitały ich cisza i mrok. Gdy po ciemku w korytarzu Ali pozbywała się swoich szpilek, przez które zaczęły boleć ją stopy, on zauważył uchylone drzwi do pokoju Ali i Bruno. Podszedł i stanął w progu. Zobaczył na łóżku śpiących Bruno i Erica, a w ich nogach leżała Nina. Wtedy obok niego pojawiła się Alison, już sporo niższa od niego. 
   - Niech już śpią - szepnęła i po cicho przekradła się do szafy, bezszelestnie wyjmując z niej rzeczy do spania, T-shirt i stare spodnie dresowe. Wracając, zgasiła lampkę po jednej stronie łóżka. - Położę się w salonie - dodała, gdy wyszła do pokoju. Marc wtedy przymknął drzwi i zaświecił duże światło w korytarzu.
   - Nie ma mowy. Prześpisz się dziś u mnie, a ja zajmę kanapę - powiedział. 
   - Masz jutro rano trening i powinieneś się wyspać - zauważyła. 
   - To nic - uśmiechnął się lekko. - Nie raz już tak zasypiałem. Nie robi mi to różnicy - dodał i pociągnął pannę Marquez za sobą do pokoju. Puścił ją na jego środku i sięgnął po jedną poduszkę z łóżka oraz po koc i spodnie od dresu z szafy. - Życzę miłych snów - uśmiechnął się i czmychnął z pokoju. Dlaczego on zawsze musiał postawić na swoim? Wygrać? Musiał! Zawsze!
 Odkąd tu mieszkała z Bruno, w tym pokoju miała okazję być raz i to przez krótką chwilę, kiedy to Bruno nie chciał zasnąć w zeszłym tygodniu i biegał po całym mieszkaniu i tu dopiero go złapała. Pokój był urządzony bardzo podobnie do tego, w którym spała ona i jej syn. Duże łóżko z szafkami nocnymi po obu stronach, komoda i duża szafa z lustrem. Tu jedynie dodatkiem były zdjęcia na ścianach w antyramach. Przechodziła się po pomieszczeniu i oglądała fotografie. Marc z rodzicami, Marc z bratem, grupowe z rodziną ze świąt, z przyjaciółmi. Przy jednym z ostatnich przystanęła na dłużej, uśmiechając się sama do siebie. Pamiętała to zdjęcie. Marc, Eric i Cristian razem na plaży, cztery lata temu. Pamięta to, bo sama je robiła. W pewnym momencie otworzyła szeroko buzię, ziewając. Była zmęczona, a nazajutrz czekał ją i Bruno drugi dzień na badaniach w szpitalu. Podeszła do łóżka i zdjęła z siebie ubrania i przebrała się. Usiadła na skraju łóżka i najpierw przesunęła delikatnie dłonią po materacu. Położyła się i ułożyła głowę na poduszce. Zgasiła światło i okryła kołdrą. 
  
   Otworzyła oczy i zobaczyła buźkę swojego synka, który się jej przyglądał. Gdy zauważył, że otworzyła oczy, szeroko się uśmiechnął. 
   - Cześć - zawołał, a Alison się uśmiechnęła. 
   - Cześć Bruno - odpowiedziała i podniosła się do pozycji siedzącej. - Czemu mi się przyglądałeś gdy spałam? 
   - Bo nie spałaś w naszym pokoju - zmarszczył nosek. 
   - Bo ty, mój drogi, spałeś z wujkiem - dostał lekkiego pstryczka w nos.
   - A Marc spał na kanapie - powiedział. 
   - Tak - skinęła głową. 
   - To możemy już iść na śniadanie? - zapytał, wyciągając rączkę do niej. 
   - Możemy - uśmiechnęła się i wstała, łapiąc za jego rękę. Oboje wyszli z pokoju, a Alison od razu dobiegł aromat świeżej kawy. Zauważyła obu braci w kuchni. Eric siedział przy wysepce i pałaszował już kanapki, a drugi zalewał wrzątkiem kawę. 
   - Witamy śpiocha - odezwał się, gdy zauważył, że mały i jego mama dołączyli do nich. - Kawy? 
   - Poproszę - usiadła na wysokim krześle i wzięła na kolano synka. - I wcale nie jestem śpiochem - pokręciła głową. 
   - Bardzo wymęczona przez nich wszystkich? - zaśmiał się Eric. 
   - Nie dziw się, była królową parkietu z Alvesem - zawołał Marc, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Nie jej wina, że Brazylijczyk sobie ją upatrzył i ciągle porywał do tańca. Raz już miała dosyć, była zmęczona, ale Daniel nie chciał odpuścić i wtedy pojawił się "wybawca" Marc, który poprosił o odbijanego. Niechętnie, bo niechętnie ale się zgodził. Bartra widział, że jego towarzyszka jest już wyczerpana, więc tylko wolno okręcił ją wokół osi i zaproponował powrót do domu. 
   - Ja już będę uciekać - powiedział Eric, dokańczając kanapkę. Zmierzwił włosy bratankowi, ucałował w policzek Ali, a z Marciem uścisnął dłoń, po czym wyszedł. 
   - Idę do łazienki i później na trening - odezwał się Marc. - Smacznego - wskazał na talerz z kanapkami i ruszył do korytarza. Alison pogłaskała synka po główce i ucałowała. 
   - Jemy? - zapytała, a on pokiwał główką. 

***
Przyjemny i sielankowy rozdział :) Od następnego... Dobra, nie będę spoilerować! :D
Mam dziś dobry humor, więc dziś dodaję ten rozdział, można rzec, że kolejny urodzinowy. Były urodziny Thiago, Carlesa i Martina, przyszła teraz pora i na mnie :) 
Moje ulubione życzenia z dziś: Tańczącego na stole Thiago, Jordiego pod kołderką i Martina pod prysznicem! Ktoś tu wie co Tygryski lubią najbardziej ^^

środa, 9 kwietnia 2014

doce: te siento

  Marc zaparkował samochód pomiędzy pojazdami swoich przyjaciół - Cristiana i Sergiego. Obaj stali przy samochodzie tego pierwszego razem z Loreną, która obiecała, że przyjdzie dziś dotrzymać towarzystwa Alison. Bartra wysiadł z auta, tuż po nim Ali, która od razu zabrała się za uwalnianie synka z fotelika. Nowy trener zrobił taki mały wyjątek i pozwolił na obecność małych culé, kibicujących na treningu swoim ojcom.
   - Witamy małego księcia - uśmiechnęła się Lopez, patrząc się na chłopca.
   - Nie zapatruj się tak, bo nie gwarantuję, że będziemy mieć synka - uśmiechnął się Cristian, obejmując swoją dziewczynę ramieniem.
   - Nie zapatruję się, tak tylko mówię - zaśmiała się i rozmierzwiła Bruno włosy.
   - No to my może pójdziemy się już przebrać - zaproponował Roberto.
   - Jasne, ja wiem gdzie iść, więc nie ma problemu - powiedziała Lorena i ucałowała w policzek swojego chłopaka. Marc posłał lekki uśmiech Alison i ruszył za przyjaciółmi. - Gotowa? - zwróciła się do szatynki.
   - Gotowa, na co? - spytała, łapiąc za dłoń Brunito.
   - Jak to na co? Na bycie świadkiem treningu najlepszych na świecie - pokazała jej język i machnęła ręką, by szli za nią.
  Przy boisku stały dwie blondynki, jedna młodsza, druga starsza oraz cztery brunetki. Obok nich bawiło się dziesięcioro dzieci, w tym trójka raczkujących chłopców, piątka większych oraz dwie dziewczynki. Gdy podeszły bliżej, wtedy poznała żony Valdesa, Adriano, Pinto, Messiego, byłą żona Alvesa oraz byłą partnerkę Neymara, najnowszego piłkarza FC Barcelony, a matkę jego synka. Bruno od razu podłapał towarzystwo  Daviego, Adriana, Azhafa, Dylana, Daniela, Victorii oraz Zairy. Młodszych; Thiago, Kaia oraz Nathana pilnowały ich matki.
  Gdy tylko na boisku pojawili się piłkarze, każdy z nich idąc na miejsce zbiórki, przynajmniej na
chwilę musiał się zatrzymać przy dzieciakach. Najlepiej wyglądał Dani, który na dzień dobry zawołał "Pokażcie mi tego potomka Bartry!", po czym wpadł pomiędzy nich i zaczął wszystkie łaskotać. Alison także miała okazję ich wszystkich poznać.

   - Wszystko jest w porządku, ale dla kontroli porobiłbym mu badania - powiedział lekarz, wstając z kozetki, gdzie siedział z Bruno, badając go. - Chodzi bardziej o to, że zostawiłbym małego w szpitalu - mówił, ale po chwili zrobił minę zamyślonego. - Chociaż... Badania i tak robione są do południa, więc równie dobrze byłoby gdyby państwo przyjeżdżali wtedy tam z małym. Zawsze to będzie lepiej dla niego, noc we własnym łóżku. Ja wtedy będę w szpitalu.
   - Tak, też myślę, że tak będzie wygodniej - powiedziała cicho Ali. Noc we własnym łóżku? Przecież oni nawet nie są u siebie, tylko u Marca. Chwilę później wychodzili już z gabinetu i wtedy Marc zabrał na ręce chłopca.
   - To jak, smyku? Zostajesz u mnie dłużej - uśmiechnął się szeroko do niego. Badania miały być następnego dnia, w piątek i w sobotę całkiem rano. Razem trzy dni. Bruno energicznie pokiwał głową. Obaj bardzo się cieszyli. Wyszli z przychodni i skierowali się do samochodu. Tym razem to Marc zapinał małego w jego foteliku. Nabrał już w tym wprawy. Po chwili już każdy siedział na swoim miejscu w samochodzie. Bartra przekręcił kluczyk w stacyjce i samochód zaboruczał. Ruszyli.
   - Cieszę się, że ten lekarz jest konkretny i chce się zająć Bruno - odezwała się Alison.
   - A ja się cieszę, że zostajecie dłużej - uśmiechnął się lekko Marc, spoglądając na dziewczynę.
   - Problem tkwi w tym, że nie zabrałam tyle rzeczy dla nas - skrzywiła się, próbując ignorować wcześniejsze słowa Bartry.
   - Ja nie widzę żadnego problemu - chłopak zmarszczył brew. - W Barceonie jest wiele sklepów z ubraniami - uśmiechnął się po chwili.
   - Marc, ja wiem, ale uwierz jakoś nie lubię wydawać pieniędzy na ubrania jeżeli wiem, że mam ich pełno w innym miejscu - westchnęła.
   - A kto powiedział, że to ty być za nie płaciła? - zapytał, a ta spuściła wzrok. Zapadła chwila ciszy. Bujanie samochodem uśpiło chłopca. Wymęczył się na treningu, później wrócili by zjeść obiad i prosto do lekarza. - Jest jeszcze jedna sprawa... - zaczął niepewnie, a ona spojrzała na niego. - Bo jutro mamy taką uroczystą kolację w klubie przed rozpoczęciem presezonu.
   - Idź na nią, damy sobie radę - powiedziała zgodnie z prawdą. Przecież nie będzie go zatrzymywać. Mogą zostać jednego wieczoru sami w jego mieszkaniu.
   - Nie o to mi chodzi - powiedział, zatrzymując samochód na światłach.
   - Więc o co? - spojrzała pytająco.
   - Chcę żebyś tam ze mną poszła - powiedział pewnie, a ta otworzyła szerzej oczy.
   - Ja? - pokręciła głową. - Po pierwsze, dlaczego ja? Po drugie, Bruno sam nie zostanie.
   - Eric już się zaoferował, że zostanie z nim - Marc przełknął ślinę. Rozmawiał z bratem rano i powiedział mu o tym. Bliźniak się nawet ucieszył i jeszcze zachwalał, że to bardzo dobry pomysł by zabrać ze sobą Marquez.
   - Zaraz... Czyli najpierw załatwiłeś opiekę dla dziecka, a później zapytałeś czy z tobą tam pójdę?
   - Jeżeli nie miałby kto z nim zostać, nawet nie wzięłabyś pod uwagę mojej propozycji - zaśmiał się.
   - A skąd pewność, że biorę ją pod uwagę? - przymrużyła powieki.
   - Alison... Naprawdę nie chciałabyś ze mną pójść? Wyjdziemy z domu gdy Bruno będzie już gotowy do spania. Posadzi się go z Ericiem i Niną w salonie przy bajce i uwierz, wielkiej różnicy wiekowej nie będzie pomiędzy nimi widać - uśmiechnął się szeroko. - Po prostu się zgódź - ciągnął.
   - Nawet jeżeli, to nie miałabym się w co ubrać na takie coś - pokręciła głową.
   - Kolejny pretekst do zakupów? - uśmiechnął się tajemniczo.
   - Marc... - westchnęła, przejeżdżając dłonią po swojej twarzy. - Mieszkamy u ciebie i to już jest wystarczająco wiele.
   - Straciłem was na cztery lata przez swoją głupotę - przełknął ciężko ślinę, patrząc na drogę. - Daj mi się przynajmniej tak zrehabilitować, bo wiem, że przez ten cały czas dawałaś sobie sama ze wszystkim radę. Teraz chcę ci pomóc. Przydać się do czegoś.
   - Nie wiem - szepnęła.
   - Nie wiesz, ale co?
   - Czy chcę z tobą tam pójść - mruknęła cicho.
   - Mam zadzwonić do Loreny by cię przekonała? - dalej się uśmiechał.
   - Nie odpuścisz, Marc? - spojrzała na niego, a ten przygryzając wargę, uśmiechając się triumfalnie pokręcił głową.

  Późne popołudnie. Mieszkanie pełne ludzi. Bruno już zdążył się przebudzić po drzemce, po wizycie u lekarza, a jego ojciec zdążył zwołać sztab alarmowy, który miał przekonać Alison na klubową kolację. Chłopiec siedział przy niskim stoliku, malując na kartkach, a piątka dorosłych 'siedziała na głowie' pannie Marquez. 
   - No dobra! - zawołała w pewnym momencie. Nie wiedziała czemu się zgodziła... Czy dlatego, że chciała mieć już ich z głowy, czy coś pchało ją by iść tam razem z obrońcą? 
   - I pięknie! - wyszczerzył się Marc. - I zabierz to co jest na blacie w kuchni - dodał, gdy ta wstawała z fotela. 
   - A co tam jest? - zdziwiła się. 
   - Zobaczysz - skinął głową. 
   - No to my zabieramy ją na zakupy za nim nasza Panna Marudna się rozmyśli - zaśmiała się Lydia, puszczając oczko do Loreny. Obie wstały i skierowały się do korytarza po swoje torebki. Alison ruszyła do kuchni. Na blacie leżała karta i maleńka, żółta, przyklejana karteczka z kodem PIN do niej. 
   - Marc! - zawołała i spojrzała na niego z wyrzutem. Ten od razu zareagował i podbiegł do niej. 
   - A ja coś mówiłem i nie ma żadnego gadania - powiedział dobitnie, zabierając kartę z blatu. Chwycił Alison za dłoń i pociągnął do korytarza. Wsadził kartę do bocznej kieszeni jej torebki i zasunął. - Zabierajcie ją, już - zwrócił się do dziewczyn.
   - Mogę przynajmniej pożegnać się z synem? - przewróciła oczami. 
   - Zostaje ze mną, Cristianem i Sergim, nic mu nie będzie, a ty za niedługo wrócisz - powiedział i zastąpił jej drogę. - Nie ma odwrotu, Ali - uśmiechnął się i wtedy Lydia pociągnęła ją za sobą do wyjścia, a Lorena zabrała jej torebkę i marynarkę, wiszącą na wieszaku. Marc wrócił do salonu z zadowoloną miną i zasiadł na kanapie pomiędzy przyjaciółmi. 
   - Zwal to znów, a wtedy już ja wejdę do akcji - Sergi zmierzył go wzrokiem. - Teraz ci ufam, ale w innym wypadku nie ręczę za siebie. 
   - Ja bym się bał. Dostałem takie ostrzeżenie od starszego brata Loreny, ale o tyle mam dobrze, że nigdy nic jej nie zrobiłem - Cris uniósł dłonie. 
   - Ale, że jesteście przeciwko mnie? - Marc uniósł jedną brew. 
   - Nie - Roberto pokręcił głową. - W sumie to chcę byście znów byli razem, ale w razie czego to jestem po jej stronie. 
   - Nie martw się - poklepał go po ramieniu i znów się podniósł, podchodząc do Bruno. - Ja też do tego dążę - pogłaskał go po główce i zajrzał przez ramię na jego rysunek. Oczywiście na większe pół strony były namalowane dwa psy. Domyślił się, że to była Nina oraz Goofy, a obok nich trzy uśmiechnięte twarze. - Bruno, a kto to? - zapytał, siadając na ziemi obok malca. 
   - To jestem ja - wskazał na najmniejszą twarz. - To jest mama - przyłożył palec do głowy z długimi włosami. - I ty - uśmiechnął się, pokazując na trzecią buźkę. 

***
Zakochałam się w tym gifie z Sergim, Marciem i Cristianem *.*
Dziś rewanż w Madrycie! Panowie, dacie radę