środa, 25 czerwca 2014

dieciocho: algo me gusta de di

  Mogli siedzieć ciągle w Barcelonie, zwiedzać jej zakątki, wynajdywać nowe parki z placami zabaw i tam spędzać czas, ale i to zaczyna się nudzić młodej dziewczynie z małym dzieckiem. Namówiła Lydię, zabrała Ninę, która stała się nierozłączna z Bruno i wybrali się do Reus.
 Spędzili cały dzień w rodzinnym domu Alison, a Lydia miała nawet okazję poznać mamę Sergiego. Oczywiście została przedstawiona jako koleżanka Alison, ale na boku dziewczyna szepnęła ciotce, że być może jej syn kiedyś ją jeszcze przywiezie i przedstawi jako jego lubą. Ciotka stwierdziła, że nie miałaby nic przeciwko temu, ponieważ polubiła Lydię, a nawet wdała się z nią w dyskusję na temat rodziny, w której obie zajmowały podobne stanowisko. Lydia nie podpadła, a wręcz zapunktowała.
Isaac pierwsze co zrobił to napisał SMS swojemu kuzynowi, żeby długo nie myślał, a zaczął działać, bo grunt u swojej mamy już jest utwardzony i śmiało Lyidia może wkraczać do rodziny. Nie minęło pięć minut, a chłopak w odpowiedzi dostał telefon od Sergiego. Wyszedł z pokoju, by spokojnie pogawędzić sobie z piłkarzem. W tym samym czasie do Alison zadzwonił Marc, z pytaniem co się stało, że po wiadomości od Isaaca, Sergi sam sobie zaczął coś mruczeć pod nosem. Roześmiana dziewczyna wytłumaczyła swojemu chłopakowi, że są wszyscy w Reus i jej brat na odległość próbuje swatać Sergiego i Lydię.
  Innego dnia Alison spotkała się z Lydią i Loreną na zakupach, na które sami wygonili je Isaac z Ericiem, którzy zabrali Bruno na gokarty. Zakupy zostały uznane za udane, ponieważ Lorenie udało się zakupić prześliczną sukienkę, bluzkę oraz sandałki, a Lydii spodnie, spódnicę i tunikę. Alison również nie wyszła z pustymi rękami, bo dziewczyny namówiły ją na kremową sukienkę oraz szpilki, które pasowały w sam raz do zakupionej kreacji.
  Po wspólnych zakupach, kawie i ciastku, każda z dziewczyn udała się w swoim kierunku. Lorena miała odebrać ze szkoły młodszą siostrę, Lydia była umówiona z dziewczyną, która miała być jej współlokatorką, a Alison dowiedziała się, że chłopcy są w parku i tam też postanowiła się udać.
   - Wiecie, że z daleka wyglądacie jak para homoseksualnych pedofili? - powiedziała na powitanie, gdy tylko podeszła do siedzących na ławce Erica i Isaaca. Usiadła sobie pomiędzy nimi, szukając wzrokiem swojego synka. Był niedaleko. Razem z innymi dzieciakami zjeżdżał na zjeżdżalni.
   - To w takim razie homoseksualna para pedofili wyrywa niezłe laski - zaśmiał się Marquez, pokazując siostrze wizytówkę, którą wyjął z kieszeni spodni. Alison była lekko zdziwiona, więc spojrzała na Erica.
   - Można powiedzieć, że działamy pozytywnie na samotne matki - powiedział.
   - Jakoś trudno mi w to uwierzyć - pokręciła głową.
   - Z pół godziny temu wszystkie ławki dookoła były zajęte i przycupnęła sobie tutaj taka ładna blondyneczka w wózkiem. Wyobraź sobie, że ona sama zaczęła do nas zarywać, prawda Bartra? - mówił Isaac.
   - Najprawdziwsza - potwierdził Eric.
   - Dostaliśmy masę komplementów, że jesteśmy dobrymi wujkami, a na dodatek bardzo seksownymi. W sumie dobrze, że ta jej córeczka w tym wózku spała, bo pewnie już zgorszyłaby się przy tej swojej matce - machnął ręką. - Tak, więc było bardzo miło.
   - A później zaproponowała nam trójkąt - powiedział jakby nigdy nic Eric, a Alison jeszcze raz po nich popatrzyła.
   - Właśnie, nas zatkało, po czym przyszedł po nią jej mąż - Isaac podrapał się po brodzie. - Gdy odchodzili, dała nam wizytówkę, mówiąc, że tak jak się umawialiśmy, mamy zadzwonić, a ona
zaprojektuje nam ten ogród - mówił dalej, a w tym momencie Alison wybuchnęła niepohamowanym napadem śmiechu.
   - Chłopaki, kocham was - powiedziała prawie przez łzy, po czym ucałowała obu w policzek. 
   - Mama! - usłyszała głos malca, którzy właśnie do niej przybiegł i wskoczył na kolana. - Mamo, dlaczego się śmiejesz? - zapytał zaciekawiony.
   - Z wujków skarbie, z wujków - odparła i ucałowała go w czoło.
   - Ale przecież oni teraz wcale nie są śmieszni - zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na piersi.
   - No widzisz? Bruno jest z nami - powiedział zadowolony Marquez i przybił z siostrzeńcem żółwika.
   - To się nazywa męska solidarność - Eric puścił oczko do Alison i przybił piątkę z małym.
   - Cześć wam - usłyszeli nagle i dopiero zauważyli, że podeszła do nich drobna szatynka.
   - O, hej Sandra - uśmiechnął się Eric i wstał, przytulając byłą dziewczynę swojego brata na powitanie.
   - Jak miło was spotkać - uśmiechnęła się szeroko i pochyliła się by ucałować w policzek Alison, po czym zmierzwiła czuprynkę na główce Bruno.
   - Poznajcie się, to jest Sandra, a to mój brat Isaac - powiedziała Ali, a jej starszy brat od razu podniósł się na równe nogi. Chciała podać mu dłoń i uścisnąć, ale ten ujął ja w lekko inny sposób.
   - Isaac Marquez, do usług - powiedział niskim głosem i ucałował wierzch jej dłoni. To wyglądało bardzo zabawnie z perspektywy jego siostry czy Erica.
   - Sandra Tabares - zachichotała. - A to, że do usług to z chęcią zapamiętam - uśmiechnęła się.
Dziewczyna usiadła z nimi chwilę, wymienili kilka zdań i musiała lecieć dalej. Przez ten cały czas, Marquez nie mógł oderwać od niej wzroku, a gdy znikała w drugiej alejce, ten aż zaczął się wychylać za nią, przez co o mało nie zsunął się z końca ławki.
   - Romeo, obudź się! - zawołała Alison, uderzając lekko brata w ramię, co on odebrał z wielkim bólem. Spojrzał z wyrzutem na siostrę, niemiłosiernie się krzywiąc. Bruno zaczął się z niego śmiać.
   - Poznałem anioła! - jęknął.
   - Nie, to tylko była Sandra - zaśmiał się Eric.
   - A co z tamtą laską o której opowiadałeś mi niedawno? - zapytała Ali.
   - Było, minęło - machnął ręką.
   - Wujku, teraz byłeś śmieszny - powiedział Bruno do Isaaca.
   - Naprawdę? - chłopak przymrużył powiekę. - Nie zgadzam się! - dodał i zaczął łaskotać siostrzeńca, który zeskoczył z kolan matki i pobiegł przed siebie, a Isaac za nim.
   - Tak w ogóle to już chodźmy. Marzę o odpoczynku w mieszkaniu - powiedziała Alison, podnosząc się z ławki.
   - Jasne, tamci i tak pobiegli już w stronę samochodu - uśmiechnął się Eric.
   - Nie, jednak jestem za bardzo zmęczona... Nawet na zrobienie kroku w przód - jęknęła, śmiejąc się sama do siebie.
   - Aż tak wymęczyły cię te zakupy?
   - Nawet nie wiesz jak one szybko przeskakiwały z jednego sklepu do drugiego! - mruknęła żałośnie, a chłopak zaśmiał się, objął ją ramieniem i pociągnął za sobą, idąc za Bruno i Isaaciem.

 Było dopiero po ósmej, a Bruno od godziny już smacznie spał. Ona też już miała gasić światło w salonie i iść się położyć, ponieważ czuła zmęczenie jakby co najmniej przenosiła góry. W ostatnim momencie dostała SMS od swojego chłopaka czy wejdzie jeszcze na Skype. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do dużego pokoju, usiadła na kanapie i otworzyła klapkę laptopa. Od razu pojawiło się jej połączenie od Marca. Kliknęła zieloną słuchawkę na ekranie, a w zamian pojawił się obraz z kamerki. U nich był środek nocy, więc zdziwiło ją to, że Marc jeszcze nie spał.
   - Cześć - uśmiechnęła się lekko.
   - Cześć, skarbie - odpowiedział. - Co ty taka umęczona?
   - Taki dzień - westchnęła. - A czemu jeszcze nie śpisz?
   - Nikt nie śpi, bo jutro do popołudnia mamy wolne, więc wszyscy łażą po hotelu - zaśmiał się. - A Bruno śpi? Czemu męczący dzień?
   - Śpi jak suseł. Gdyby wytrzymał to teraz zdawałby ci relacje z wycieczki, którą miał z wujkiem Ericiem i wujkiem Isaaciem. Uwaga, był z nimi na gokartach! A ja byłam na zakupach z dziewczynami i to mnie tak umęczyło.
   - Zakupy? Czyli gdy wrócę to spodziewam się prywatnego pokazu mody? - poruszył brwiami.
   - Masz to jak w banku - zaśmiała się cicho i wtedy znów rozbrzmiał jej telefon. Tym razem ktoś dzwonił. - Poczekaj sekundkę - zwróciła się do Marca i odebrała telefon. Dzwonił Isaac. Drugą dłonią wzięła szklankę do ręki z sokiem. - Słucham? - odezwała się i przechyliła szklankę by upić łyk.
   - Powiedz mi, mielibyście coś przeciwko gdybym uderzył do byłej twojego obecnego faceta? - zapytał prosto z mostu, a ta zakrztusiła się płynem.
   - Wszystko w porządku? - zapytał Marc z laptopa.
   - Sekundka - odpowiedziała do obu, próbując się doprowadzić do normalnego stanu. - Isaac się pyta czy może uderzać do Sandry - powiedziała.
   - Z kim ty rozmawiasz? - usłyszała w słuchawce.
   - Mam Marca na Skype - odpowiedziała bratu. - A dla ścisłości, poznał ją dziś gdy byliśmy wszyscy w parku - spojrzała w kamerkę, a Marc zaczął się śmiać.
   - Ja nie mam nic przeciwko. Niech bierze i życz mu powodzenia - mówił roześmiany obrońca.
   - No, więc masz nasze błogosławieństwo - tym razem zwróciła się do komórki.
   - Świetnie, a jeżeli masz tam Marca to jest jeszcze jedna sprawa... Pasowałoby mi skombinować jakiś kontakt do mojego nowego anioła!
   - Isaac chce numer do niej - znów spojrzała na laptop.
   - Zaraz mu wyśle SMSem - Marc skinął głową. - Ale jakby co, ja o niczym nie wiem.
   - Dobra, dostaniesz numer, ale masz być grzeczny! - znów do telefonu.
   - Kocham cię siostrzyczko i czekam na ten numer! Dobranoc!
   - Dobranoc, Isaac - odpowiedziała i pokręciła głową. Odłożyła telefon na bok i zaczęła się śmiać do kamerki. - Myślę, że zaraz mu przejdzie.
   - Może nie, nic nie wiadomo - puścił do niej oczko, a Alison wtedy ziewnęła. - Ali, idź już spać. Nie zatrzymuję cię już.
   - Jutro się zmówimy, dobrze?
   - Dobrze. Dobranoc - uśmiechnął się. - Kocham cię - dodał po chwili.
   - Ja ciebie też - puściła całusa i zamknęła klapę komputera. Teraz już definitywnie zgasiła światło w pokoju, korytarzu i zniknęła za drzwiami ich sypialni.

***
pogotowie: skręcenie. 
chirurg: podejrzenie pęknięcia...
no i załatwiony początek wakacji : /

poniedziałek, 16 czerwca 2014

diecisiete: persigueme

   Gdy Marc wyjechał już z mieszkania by udać się z drużyną na lotnisko, skąd mieli lecieć do Gdańska na mecz, Alison razem z Bruno postanowili wyjść na spacer i zakupy. Oczywiście lodówkę mieli pełną po niedzielnej wizycie matki Marca, ale malec zażyczył sobie coś takiego jak paluszki albo serek owocowy. Poza tym, trzeba było jeszcze uzupełnić zapas karmy dla Niny.
 Wrócili po dwóch godzinach, ponieważ chwilowy pobyt Bruno na placu zabaw, lekko się wydłużył. Chłopiec dzielnie pomógł mamie rozpakować zakupy, a następnie grzecznie zasiadł sobie z paluszkami przy swojej ulubionej bajce. Alison w tym czasie zaczęła sprzątać mieszkanie.
 Wokoło już wszystko lśniło czystością, więc Marquez usiadła obok synka, podkradając mu kilka paluszków, co spotkało się z karcącym spojrzeniem trzylatka.
   - Ale to są moje paluszki - mruknął.
   - To nie podzielisz się ze mną? - zaśmiała się cicho.
   - No dobrze - przewrócił oczami, a matka zmierzwiła mu króciutkie włosy. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi mieszkania, a dziewczyna od razu zerwała się by je otworzyć. Czuła się tutaj już o wiele swobodniej niż na początku ich pobytu. Przecież w końcu miała tutaj chyba już na dobre zamieszkać z synkiem oraz jego ojcem.
 Stanęła przed drzwiami i nacisnęła na klamkę, ciągnąc ją do siebie. W progu zobaczyła starszą od siebie kobietę, którą już kojarzyła między innymi ze zdjęć, które są w pokoju Marca. To była jego matka, a babcia Bruno, którą poznał dwa dni temu.
   - Dzień dobry, Alison - uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny. - Mogę?
   - Dzień dobry. Tak, tak oczywiście - skinęła głową i wpuściła kobietę do mieszkania. - Marca nie ma, wyjechał na mecz - dodała od razu.
   - Tak, wiem - uśmiechnęła się kobieta. - Właśnie dlatego tutaj jestem. Chciałam cię poznać, a do niedzieli i tak jeszcze trochę czasu, prawda?
   - No tak. Proszę dalej - uśmiechnęła się, prowadząc panią Aregall do salonu. Tam babcia powitała swojego wnuka, który na chwilę nawet oderwał się od bajki, a później zabrał Ninę do pokoju by się bawić. Alison z Marią usiadły w salonie przy kawie i ciastkach, które przygotowała Marquez.
   - Wiesz, cieszę się, że dałaś mojemu synowi drugą szansę, bo to naprawdę dobry chłopak. Doszło do mnie to co się stało te kilka lat temu, ale przez ten czas wydoroślał i nie mówię to jako matka broniąca syna, ale widzę to z boku, jako obserwator. Wtedy nie nadawałby się na ojca, teraz tak - zaśmiała się cicho.
   - Zauważyłam to. Nie dawał za wygraną, gdy dowiedział się, że Bruno to jego syn.
   - Tak. Ten upór to u nich rodzinny. Eric też tak ma. Odziedziczyli to po swoim ojcu, co w sumie w większości sytuacji jest im pomocne - stwierdziła. Alison dosyć szybko odnalazła wspólny język z matką jej chłopaka, a tamtej spodobała się, być może, przyszła synowa. Obie były matkami i wiedziały, że chcą tego co najlepsze dla swoich synów.
   Wieczorem, po wyjściu babci, do mieszkania Bartry przyszli Lydia oraz Eric, by we czwórkę kibicować Barcelonie, która miała zmierzyć się z Lechią Gdańsk. Siedzieli wszyscy przed telewizorem, Eric i Bruno w klubowych koszulkach i gdy pokazywali piłkarzy w tunelu, przed rozpoczęciem meczu, Brunito zaczął krzyczeć radośnie na widok swojego taty i wujka.
 Na początku Barcelona straciła gola, ale w 26 minucie Sergi zdobył bramkę wyrównującą wynik. Wszyscy przed ekranem telewizora zaczęli krzyczeć i bić brawo.
 Bruno końca meczu nie doczekał, ponieważ usnął na ramionach swojej matki, która po chwili zaniosła go do pokoju i położyła na łóżku. Zaraz po meczu Lydia wyszła do swojego mieszkania, a i Eric zaczął mruczeć pod nosem, że czeka go długa droga do domu.
   - Przecież możesz zostać. Nie widzę problemu - wzruszyła ramionami. - Ja położę się z Bruno, a ty idź do sypialni - stwierdziła.
   - I w nocy przyjdzie braciszek i zacznie mnie nieświadomie obmacywać? - zaśmiał się.
   - Wróci dopiero rano, bo po powrocie mają nocować w ich hotelu - powiedziała.
   - No to dobra - przytaknął chłopak.
   - Więc postanowione. Daj mi tylko chwilkę, zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i ruszyła do sypialni jej i Marca. Wzięła piżamę i swój telefon, wychodząc rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu, ale wszystko było w jak najlepszym porządku. Żadnych walających się skarpetek Marca, ani jej ubrania. - Dobranoc - uśmiechnęła się jeszcze do Erica i przemknęła do pokoju Bruno, który od dawna słodko spał. Przebrała się i położyła obok synka, a gdy miała już gasić światło, usłyszała brzęk swojego telefonu. Sięgnęła jeszcze po niego i odczytała wiadomość od swojego chłopaka: "Słodkich snów". Uśmiechnęła się i ziewając odpisała na wiadomość. Odłożyła komórkę, zgasiła światło i już miała zamykać oczy, kiedy usłyszała jak Eric zapewne potyka się o którąś z
zabawek Niny lub Bruno. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymała. Poprawiła swoją poduszkę i udała się w morfeuszowe krainy.

   Obudziły ją dźwięki dochodzące z kuchni, brzęk naczyń i obijające się o siebie kubki. Przetarła powieki i spojrzała na zegarek. Dochodziło wpół do ósmej, a Eric już kręcił się po mieszkaniu. Obudziła się, było jasno, a to oznaczało, że już i tak nie zaśnie. Wstała, wsadziła stopy w pluszowe kapcie, rozciągnęła się i wyszła z pokoju. Od razu poczuła zapach świeżej kawy, a dopiero później zauważyła Erica siedzącego przy wysepce przy laptopie jego brata, z kubkiem kawy i kanapką w dłoni.
   - Dzień dobry - powiedziała i ziewnęła, zakrywając buzię dłonią.
   - Cześć. Obudziłem cię, sorry - skrzywił się. - Ale za to odkupuje się kawą - wskazał na pomarańczowy kubek, który stał obok ekspresu.
   - Przeprosiny przyjęte - uśmiechnęła się i nalała do niego kawę.
   - I to również - wskazał na stojący kawałek dalej duży talerz z kanapkami, a Alison cicho się zaśmiała.
   - Nie no, na taki układ jestem bardzo otwarta. Jeżeli zawsze będę dostawać takie śniadanie to możesz tu zawsze nocować gdy Marc będzie na wyjazdach!
   - Poszedłbym na to, ale gdyby wchodziły w to wszystkie opcje, które ma Marc - poruszył brwiami, a ta znów się zaśmiała.
   - O tym, mój drogi, będziesz musiał poważnie podyskutować z twoim braciszkiem - pokazała mu język.
   - O czym musimy porozmawiać? - usłyszeli głos piłkarza, który właśnie pojawił się w kuchni. Nawet nie usłyszeli gdy wchodził do mieszkania.
   - Nic takiego - zaśmiał się Eric. - Jak po meczu?
   - Remis, no ale to presezon - wzruszył ramionami. - Ale Sergi zdobył bardzo ładną bramkę! - podszedł do Alison i objął ją w pasie, przyciągając do siebie.
   - Widzieliśmy - uśmiechnęła się Alison i oparła głowę o ramię chłopaka. - Obaj graliście świetnie - ucałowała go w policzek.
   - Świetnie czy nie świetnie, ale ja mam na południe do roboty - powiedział Eric, wstając od wysepki. - Nic tu po mnie, jak jest już mój braciszek - zaśmiał się.
   - Jasne - pokiwała głową Ali. - Dzięki za kanapki - puściła do niego oczko.
   - Smacznego - zasalutował im i ruszył do wyjścia, a Marc wtedy wpił się w usta swojej dziewczyny.
   - Aż tak się stęskniłeś? - zaśmiała się, gdy ten się wyprostował. 
   - Oczywiście! Bardzo, bardzo, bardzo! - uśmiechnął się szeroko. - Chwilka - uniósł dłoń i znów wpił się w usta szatynki. - Teraz już chyba lepiej - stwierdził, a ona roześmiała się jeszcze bardziej.
   - Głodny? Eric robił - wskazała na talerz z kanapkami.
   - W sumie to nie - zmarszczył nos. - Poszedłbym się jeszcze przekimać przed treningiem, bo to wcale nie przyjemność spać w pokoju z Tello, który ciągle gadał przez telefon z Loreną... - westchnął. - No co najmniej jakby już miała rodzić, a to dopiero początek przecież! - pokręcił głową i ucałował Ali w czoło. - Albo jednak... Zawsze lepsze mu wychodziły niż te moje - mruknął, zabierając jedną z kanapek i kierując się do ich sypialni. Alison pokręciła głową i sama zabrała kanapkę, ponieważ poczuła głód.

  Cały ten tydzień płyną im niezwykle spokojnie. Oboje zajmowali się swoim synkiem, który był zachwycony tym, że ma dwójkę kochających się rodziców. Spotykali się z Ericiem, Lydią, Sergim oraz Cristianem i jego dziewczyną, a także któregoś dnia nawiedził ich Isaac, który jak dorwał swojego siostrzeńca - nie chciał się z nim wieczorem żegnać.
 Tak jak było ustalone, w niedzielę pojechali do rodziców Marca na rodzinny obiad. Tam Bruno w końcu zapoznał się ze swoim dziadkiem, który również był zachwycony malcem. Dziadkowie zadeklarowali się, że zatroszczą się o wnuka, a Marc miał okazję na oprowadzenie Alison po okolicy. Parze młodych, z okien przyglądały się sąsiadki. Już wyczuły temat na osiedlowe ploty - jeden z bliźniaków od Bartrów przywiózł z sobą dziewczynę, a chwileczkę później na spacer wybrali się także rodzice chłopaka z małym chłopcem. Oj, tym będzie dudnić przez jakiś czas całe osiedle. To znaczy odłam osiedla, składających się z emerytek i rencistek. Jednak wcale to nie obchodziło tych, którzy mieli być na językach.
 Dzień później Marc z wielkim bólem musiał się pożegnać na jakiś czas z Alison oraz Bruno, ponieważ razem z drużyną jechał na presezonowe mecze. Stwierdził, że zostawił Ali z małym pod dobrą opieką Lydii, Loreny, swojego brata oraz brata Marquez, który zdeklarował się, że zajrzy do ukochanej młodszej siostry.

***
I znów sielankowo, bo tak powinno być :)

wtorek, 10 czerwca 2014

dieciséis: una bendicion

  Zasunął suwak swojej torby treningowej i zabrał ją z sypialni, odstawiając ją w korytarzu. Przeszedł do aneksu kuchennego i oparł się o wysepkę, biorąc do ręki kubek z resztką swojej kawy. Podpadł głowę na ręce i spojrzał na Bruno, który usiłował przekonać Ninę, by ubrała jego bucik. I właśnie zadał sobie bardzo konkretne pytanie: Czy ja też taki byłem w jego wieku? No w końcu Bruno to takie pocieszne dziecko!
  Dokończył kawę i odstawił kubek do zlewu. Wtedy usłyszeli dzwonek do drzwi, na co tradycyjnie Nina musiała zaszczekać.
   - Kto to? Mama? - odezwał się automatycznie Bruno, wstając z dywanu.
   - Mama dopiero pojechała - Marc pokręcił głową.
   - Wujek? - wyszczerzył się malec, a Bartra pokiwał głową i ruszył do drzwi. Nacisnął na klamkę i pociągnął drzwi do siebie.
   - No wre... - zaczął. Oczywiście, w progu stał jego bliźniak, ale także i ich matka. - O, mama - otworzył szerzej oczy i zrobił krok w tył, wpuszczając ich do mieszkania.
   - Cześć synku - ucałowała go w policzek. - Pomyślałam, że zabiorę się z Ericiem, bo zanim ty pokazałbyś mi mojego wnuka - pokręciła głową i spojrzała na chłopca, który wyglądał zza ściany.
   - Bruno - Marc uśmiechnął się do niego i wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopiec niepewnie podszedł i stanął przy ojcu, który przykucnął. To samo zrobiła pani Aregall. Eric wtedy zamknął za sobą drzwi i stanął w kącie, przyglądając się reszcie. - To jest moja mama - wskazał na kobietę. - Twoja babcia - dodał, a Bruno spojrzał na nią.
   - Druga babcia? - przekręcił główkę na bok.
   - Tak, druga babcia - zaśmiała się kobieta. - I mam coś dla ciebie - powiedziała i sięgnęła do jednej reklamówki. Wyjęła z niej niewielkie pudełko, w którym był nowy samochodzik. - Proszę bardzo - podała go mu.
   - To dla mnie? - ucieszył się malec, a matka bliźniaków pokiwała głową.
   - Co się mówi? - Marc zwrócił się do synka.
   - Dziękuję - pokiwał główką do starszej pani i po chwili spojrzał na Erica. - Pobawimy się? - zapytał uradowany.
   - A już myślałem, że od razu stałem się tutaj mało ważny - zaśmiał się. - No jasne! - porwał bratanka na ręce i ruszył z nim do dużego pokoju.
   - Jest taki podobny do ciebie - westchnęła pani Aregall, gdy oboje się podnieśli. - Możesz już spokojnie jechać na trening, zajmiemy się Bruno - posłała synowi lekki uśmiech.
   - Dziękuję, mamo - ucałował ją w policzek i wrócił się do salonu. - Bruno, jadę na trening. Zostajesz z wujkiem i babcią, dobrze? - zapytał, a chłopiec pokiwał główką. - Wrócę zaraz po treningu - zwrócił się do matki i chwycił swoją torbę. Zabrał portfel, kluczyki i wyszedł z mieszkania. Nie chciało mu się czekać na windę, więc ruszył schodami na najniższy poziom w budynku.

  Zaparkowała samochód na podjeździe i wysiadła z niego, a jako pierwszy na powitanie wyszedł jej stary i poczciwy Goofy, merdając ogonem. Podrapała go za uchem i ruszyła do domu. Weszła po cichu do środka i zdjęła buty w holu. Niedziela jak każda inna w tym domu. Z jednej strony słyszała głośny program w telewizji, a z drugiej odgłosy krzątania się po kuchni. W pierwszej kolejności zajrzała do salonu, gdzie męska część rodziny wylegiwała się, oglądając wyścig Moto GP.
   - Cześć - zawołała do ojca i brata, którzy od razu na nią spojrzeli. Podeszła bliżej i usiadła na podłokietniku fotela.
   - Córka marnotrawna wróciła? - zaśmiał się Isaac, a ona spojrzała na niego z politowaniem. 
   - Ali, jesteście wreszcie! - usłyszała głos matki, która wypadła z kuchni. - To dobrze, bo Bruno nie powinien tyle przebywać z tym chłoptasiem - pokręciła głową. - Właśnie, gdzie on jest? - spojrzała na swoje młodsze dziecko.
   - Przyjechałam sama. Bruno został z Marciem - odpowiedziała po cichu.
   - Jak to?! Alison, dlaczego zostawiłaś małego w Barcelonie?
   - Anno, myślę, że nasza córka wie co robi - odezwał się ojciec.
   - No nie wiem - mruknęła pod nosem. - Chcesz przechodzić przez to jeszcze raz?
   - Dlaczego zakładasz od razu, że Marc znów mnie zrani? - wybuchła. - Może chcę tam z nim być? Może nigdy nie przestałam czuć do niego to co czułam? Może chcę stworzyć synkowi normalną i pełną rodzinę?
   - Marc naprawdę jest w porządku - powiedział Isaac. - Przeprowadzacie się do niego? - spojrzał na siostrę.
   - Tak - skinęła głową. - Przyjechałam po rzeczy. Chcę kontynuować studia w mieście, a Bruno pójdzie tam do przedszkola.
   - Alison, dobrze by było gdybyś choć raz mnie posłuchała. Zobaczysz, że się sparzysz - warknęła Anna i wróciła do kuchni. Alison nadal opierała się o fotel, a jej mina mówiła o tym, że ma chęć zaraz się rozpłakać.
   - Kochana, nie przejmuj się matką - odezwał się Enrique i podszedł do córki, przytulając ją. - Przejdzie jej, przekona się do niego, ale daj jej trochę czasu. Musi zobaczyć, że nie dzieje się tam wam żadna krzywda - westchnął.
   - Nie dzieje - pociągnęła nosem. - Bruno pokochał Marca i nie chcę go teraz od niego odcinać. Pójdę na górę zacząć pakować rzeczy - podniosła się i ruszyła wolno w stronę schodów.
   - Poczekaj, pomogę ci - zawołał jej starszy brat. - A co z wami? - zapytał, gdy wychodzili na piętro.
   - Chyba jesteśmy razem - uśmiechnęła się nieśmiało. - I Bruno już wie, że Marc to jego tata. Tak się już nawet do niego zwraca.
   - Serio? No to chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku - zaśmiał się i weszli do jej pokoju. - Trzeba będzie tam kiedyś do was wpaść i zobaczyć jakie sobie gniazdko uwiliście - dodał.
   - Spokojnie - pokazała mu język i otworzyła drzwiczki swojej szafy. - Jeszcze z chęcią poznałabym jakąś twoją dziewczynę.
   - Oj noo - zaśmiał się. - Może... Mam na oku taką jedną - zrobił minkę nieśmiałego chłopca, a siostra spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.
   - Isaac, wreszcie! - uderzyła go w ramię. - Możesz mi o niej opowiedzieć, ale w międzyczasie wyjmij z komody walizkę i pakuj moje rzeczy.
   - Tak jest, pani kapitan - zasalutował i ruszył do komody, zaczynając nawijać o dziewczynie, która mu się podoba. 

   Lekko nacisnęła klamkę i cicho weszła do domu. Zdjęła buty i odłożyła torbę, którą zabrała za samochodu. Tliły się jedynie małe lampki w kuchni. Zajrzała przez uchylone drzwi do pokoju synka, a tam Bruno spał na łóżku, mocno ściskając samochodzik. Obok na fotela zauważyła Marca, który spał na siedząco z odchyloną głową do tyłu. Uśmiechnęła się pod nosem i zabrała z rogu łóżka złożony w kostkę puchaty koc. Przykryła go i odwróciła się, by zgasić lampkę przy łóżku, ale poczuła na swojej talii dłonie Bartry, który przyciągnął ją do siebie i posadził na swoich kolanach. Owinął ją mocno w pasie i położył podbródek na jej ramieniu, pocierając czubkiem nosa o płatek jej ucha.
   - Myślałam, że śpisz - szepnęła z lekkim uśmiechem.
   - Nie, czekałem na ciebie - cmoknął ją w kark i oboje się podnieśli. Marc złożył koc, a ona zgasiła światło. Oboje wyszli z pokoju. - Może chcesz coś do jedzenia, picia? - zapytał gdy ona ruszyła na kanapę, a on w stronę kuchni.
   - Nikt nie wypuściłby mnie z domu głodnej - uśmiechnęła się, a on w tym momencie wyjął z szafki dwa kieliszki i wino, pokazując jej je. Skinęła głową. Usiadł obok i rozlał wino do kieliszków. Podał jej jeden i objął ramieniem, a ona wtuliła się w jego tors.
   - Jak było w domu?
   - Nie było źle, choć myślałam, że moja mama zareaguje na to nieco spokojniej - westchnęła i upiła łyk.
   - To znaczy? Nadal jestem tym złym i najgorszym?
   - Przestań, Marc. Moja mama ma trudny charakter i zajmie jej to trochę czasu by się przyzwyczaić. Musi się do ciebie przekonać, bo jak na razie ubiła sobie tylko jedną opinię na twój temat i musi cię bardziej poznać - przewróciła oczami. - Grunt, że tata i Isaac życzyli nam powodzenia.
   - Moja mama też tutaj dziś była. Przyjechała z Ericiem - odparł. - Jest zachwycona wnukiem - zaśmiał się cicho. - I twierdzi, że zachowaniem mało różni się do mojego i Ericia w wieku trzech lat, a to oznacza, że również byłem takim rozkosznym dzieciakiem - powiedział dumnie.
   - I rozumiem, że samochodzik to prezent od babci? - spojrzała na Marca, a on skinął głową.
   - Polubili się, to chyba dobrze. I na weekendzie zabieram ciebie i Bruno do Sant Jaume. Mamy zaproszenie na niedzielny obiad - zaśmiał się. - Później wyjazd na presezon - oparł głowę o jej.
   - Przecież wrócisz - uśmiechnęła się dziewczyna.
   - No tak i to będzie całkiem inny powrót, bo będę wiedział, że ktoś czeka na mnie w domu.
   - Wcześniej czekała Nina - spojrzała na suczkę, która spała na fotelu.
   - Teraz czeka kobieta i dziecko - ucałował ją w czubek głowy. - I nie będzie mnie cały wtorek, bo lecimy do Polski.
   - Dobrze - mocniej się w niego wtuliła. - Wszystko się nam ułoży. - przymknęła powieki.
   - Wierzę w to - powiedział z lekkim uśmiechem.

***
 Mam taką wiadomość, że właśnie skończyłam pisać to opowiadanie i zostaje mi tylko już udostępnianie rozdziałów ;)
Gorąco, gorąco, gorąco! Chcę już wakacje! A wcześniej... CHCĘ JUŻ MUNDIAL ♥

niedziela, 1 czerwca 2014

quince: noche de carnaval

   - Nie... - zawahała się i wtedy spojrzała mu w oczy. - Nie... Czuję - szepnęła. Zobaczył jak jej oczy skrzą od łez, a je podbródek zaczynał drżeć. Ujął jej twarz w dłonie i dokładnie jeszcze raz się jej przyjrzał. Przesunął kciukiem pod jej okiem, ścierając tym kolejną łzę. Znów przybliżył się, ale tylko po by delikatnie ucałować jej czoło. Zrobił krok w tył, po woli się odwracając. Pierwsze co mu przyszło do głowy to wyjście na zewnątrz by móc ochłonąć. Zrobił kolejny krok i wtedy poczuł jak Alison łapie go za nadgarstek, co było dla niego niemałym zaskoczeniem. Znów na nią spojrzał. Miała opuchnięte oczy i rozmazany tusz do rzęs, próbowała uspokoić oddech po płaczu i lekko rozchyliła usta. Nadal była najpiękniejszą dziewczyną na ziemi, nigdy nie przestała dla niego nią być. - Marc - szepnęła, a on w tym momencie pewnie powrócił na swoje wcześniejsze miejsce, mocno wpijając się w jej wargi.
  Wsunęła palce w jego włosy, oddając się całkowicie temu jak dłonie Marca dotykają jej talii, wsuwając się pod koszulkę, dotykają brzucha, pleców.
   - Tęskniłem, wiesz? - szepnął niskim głosem wprost do jej ucha, a ona cicho westchnęła, zsuwając ręce niżej, do krańców jego koszulki. Automatycznie uniosła je po woli do góry, ale Marc ją w tym wyręczył, zdejmując ją z siebie i wracając do pocałunków. Po chwili i jej sweterek znalazł swoje miejsce na podłodze, tuż obok T-shirtu Bartry. Nie broniła się przed tym, a wręcz przeciwnie. Patrzyła mu prosto w oczy, gdy ten zabrał ją na ręce i zaniósł prosto do swojej sypialni. Ułożył ją delikatnie ma pościeli i zawisnął nad nią. Położyła dłoń na jego policzku i błądząc wzrokiem po jego twarzy, a on znów przybliżył się do niej i połączył ich usta.

Drugi już dzień pod rząd obudziła się pokoju piłkarza. Wczoraj sama, dziś... Dziś czuła mocne ramiona obejmujące ją całą. Uniosła powieki i zobaczyła lekko uśmiechającego się Marca, który się jej przyglądał.
   - Dzień dobry - szepnął. Przybliżył się i musnął delikatnie jej usta.
   - Hej - odpowiedziała cicho. - Przyglądałeś mi się gdy spałam?
   - Przyglądałem - uśmiechnął się szerzej. - Bo jesteś śliczna gdy śpisz - pogładził wierzchem dłoni jej policzek.
   - Tylko gdy śpię? - zaśmiała się.
   - Nie, nie tylko - odparł automatycznie. - Chciałbym żebyście zostali, wiesz? - odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
   - Marc... - westchnęła, mrużąc powieki.
   - Dałaś mi już szansę na to by być ojcem. Daj mi też taką, bym mógł się zajmować waszą dwójką, szansę na bycie kimś więcej. Ta noc nie jest czymś błahym, prawda?
   - Nie jest niczym błahym - powtórzyła po nim cicho. - Po prostu się boję, Marc. Wiesz o tym, że nie jestem teraz sama, a z Małym. Pokochał cię i nie chcę by cokolwiek się na nim później odbiło.
   - Bardzo żałuję tego co się wtedy wydarzyło, że ci nie uwierzyłem, ale proszę byś znów mi zaufała - mówił, patrząc w jej oczy. Na chwilę zastygła, myśląc.
   - Chcę żeby było dobrze, nic więcej - wyszeptała i mocno się do niego przytuliła. Otulił ją i ucałował w czoło. - Zostajemy - usłyszał. - Mam teraz studiować w Barcelonie, bo zlikwidowali wydział w Reus - westchnęła.
   - Naprawdę? - ucieszył się. - Gdybym wiedział, że wtedy przeniesiesz się do Barcelony, sam wpłynąłbym na tą decyzję - zaśmiał się, ale od razu oberwał w ramię od dziewczyny. - Czyli mogę już zacząć rozpytywać kolegów o dobre przedszkola w okolicy dla syna?
   - Marc! - spojrzała na niego z poważną miną, ale po chwili sama wybuchnęła śmiechem. - Jesteś w gorącej wodzie kąpany, wiesz?
   - Mama od zawsze mi to powtarzała - zaśmiał się i musnął jej wargi.
   - Mamusiu! - usłyszeli nagle z drugiego pokoju. Spanikowała, robiąc się cała czerwona. Przecież w pokoju obok był ich trzyletni synek, a oni leżeli tutaj nadzy, jedynie okryci kołdrą.
   - Marc! - pisnęła, a ten się cicho zaśmiał i odsunął do krawędzi łóżka, zabierając z podłogi swój T-shirt i bokserki. Koszulkę podał szybko dziewczynie, a on sam naciągnął na siebie drugą cześć garderoby. Drzwi do pokoju otworzyły się w momencie, gdy Alison naciągnęła na siebie koszulkę jej chło... Chyba mogła tak go nazwać? Swój chłopak i ojciec ich dziecka.
   - Mamo! Co tutaj robisz? - zapytał, stając na środku pokoju, łapiąc się za biodra.
   - Emmm - spojrzała nerwowo na Bruno.
   - Mama była zmęczona i zasnęła u mnie - wyręczył ją Marc.
   - To teraz Nina może spać w moim pokoju? - wypalił, szeroko się uśmiechając.
   - Hej, a ja? - zaśmiała się Alison.
   - No ty przecież śpisz teraz z tatą! - mały przewrócił oczami. - Mama gapa - pokręcił głową i wyszedł z pokoju.
   - Widzisz? Nie masz teraz wyjścia - Marc pocałował ją w policzek i przeturlał się przez nią na koniec łóżka. - Kawy? - zapytał, ciągle się uśmiechając i kierując do drzwi. Pokiwała głową, obserwując jak Marc w samych bokserkach opuszcza pokój i po chwili słyszy głośny śmiech Bruno.

  Spacerowali wieczorową porą alejkami pobliskiego parku, on obejmował ją w pasie, a drugą dłonią trzymał małą rączkę synka, który z kolei ściskał czerwoną smycz z Niną. Ludzie, których mijali widzieli w nich małą, szczęśliwą rodzinkę, którą tak jakby oficjalnie dla nich samych stali się tego samego dnia o poranku, gdy Alison zadecydowała, że zostają w Barcelonie.
   - Marc! - usłyszeli, a przed nimi pojawiła się ładna ciemnowłosa dziewczyna, uśmiechająca się do nich.
   - O, Sandra, hej - zareagował od razu Bartra. - Poznajcie się, Sandra, Alison. Alison, Sandra. I Bruno - zmierzwił włosy małemu. Tabares uśmiechnęła się do chłopca po czym spojrzała na jego matkę.
   - Miło mi cię poznać - wyciągnęła prawą dłoń w stronę Alison, a ta ją uścisnęła. - Szczególnie teraz gdy coraz częściej widuje się wasze zdjęcia na portalach plotkarskich - zaśmiała się.
   - Serio? Nawet nie zwracałem na to uwagi - odpowiedział Marc.
   - I co najbardziej zaczęło mnie interesować to to, że mały jest tak podobny do ciebie.
   - To długa historia - uśmiechnął się lekko i spojrzał jak jego synek z psem odchodzą kawałek od nich by bawić się na trawie. - A co u ciebie?
   - W porządku - skinęła głową. - Właśnie idę na przymiarkę nowej kolelcji - uśmiechnęła się. - I wyobraź sobie, że na ostatnim pokazie spotkałam Samirę. Przyczepiła się i wypytywała o ciebie. Uciążliwa, naprawdę - zaśmiała się. - Ale nie będę wam już przeszkadzać. Naprawdę miło było cię poznać - spojrzała na szatynkę.
   - Mi również - odparła grzecznie. Sandra uśmiechnęła się do nich i wyminęła, machając.
   - Powodzenia - rzuciła jeszcze do nich.
   - Siadamy? - zapytał Marc, wskazując na ławkę blisko miejsca gdzie był Bruno razem z Niną. Alison skinęła głową i usiedli. Marc objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego. - Sandra to...
   - Twoja była, wiem - szepnęła. - Samira też - dodała, a ten spojrzał na nią pytająco. - Jesteś osobą medialną, a poza tym... Starsze rodzeństwo naprawdę potrafi być irytujące.
   - Isaac?
   - Gdy była cała ta akcja, gdzie na okładce byłeś ty wraz ze swoją ówczesną przyjaciółką, Isaac pierwsze co zrobił to przyleciał z tym do mnie - pokręciła głową.
   - Byłaś zazdrosna? - zaśmiał się Marc, poruszając brwią.
   - Nie byłam - odpowiedziała. - No nie! Nie patrz tak na mnie! - przymrużyła powieki. - No dobra, może troszeczkę - znów się w niego wtuliła.
   - Poznałem ją wtedy na wakacjach, trochę wspólnie spędzonych chwil, a później - westchnął. -
Okazało się, że jest nieźle stuknięta - dokończył, a Alison spojrzała poważnie na niego i po chwili wybuchła śmiechem. - No co? Zerwałem z nią kontakt i dobrze na tym wyszedłem, bo uciekłem na ten campus, gdzie byłaś ty - dostała od niego lekkiego pstryczka w nos.
   - A Sandra? To przez Samirę się rozstaliście?
   - Nie - pokręcił głową. - Rozeszliśmy się sporo wcześniej. Tak zadecydowaliśmy oboje. Oddaliliśmy się od siebie i tak wyszło - mówił. - A ty?
   - Ja? No więc... - zaczęła pewnie. - Koleżanka raz umówiła mnie ze swoim bratem, ale zrezygnowałam po jednym spotkaniu.
   - A poza tym? - Marc uniósł brew.
   - No wiesz... Zazwyczaj ich wszystkich spławiałam, mówiąc, że już kogoś mam albo że nie mam czasu.
   - Naprawdę? No tak, bo gdzie znalazłabyś takiego drugiego mnie? - zaśmiał się. - Auć! - jęknął, gdy oberwał w ramię.
   - A ja zastanawiałam się skąd ta głupia cecha u Bruno - przewróciła oczami, a Marc z uśmiechem
ucałował ją w czubek głowy. - Muszę pojechać do rodziców powiedzieć im, że zostajemy z tobą, no i zabrać jakieś rzeczy. Może jutro rano? Zapakuję Bruno i pojedziemy z samego rana.
   - Mamo, mamo, pić - przybiegł do nich chłopiec. Alison wyjęła ze swojej torebki bidon z sokiem i podała małemu.
   - Bruno, chciałbyś jutro pojechać do dziadków? - zapytała.
   - Z tatą i z Niną?
   - Nie, tylko my.
   - Nie - pokręcił główką. - Chcę zostać z Niną.
   - A to kto przywiezie twoje inne ubranka albo zabawki? - zaśmiała się Marquez. Chłopiec napił się i wskazał na swoją matkę. Odstawił bidon na ławkę i wrócił do psa.
   - Może niech zostanie? - zaproponował Marc.
   - Ale ty przecież masz jutro trening.
   - Poproszę Lydię albo zadzwonię po Erica żeby zostali z nim te dwie godzinki. Jeżeli nie chce jechać, nic na siłę.
   - Też prawda - przytaknęła. - Zobaczymy jeszcze - dodała i oparła głowę o tors Bartry.  

***
Taki prezent na dzień dziecka, bo w końcu każdy nim jest ;)
I ponoć Pepe Łysolek Reina spodziewa się już kolejnego dziecka! Aż ciekawa jestem kto dołączy do Greci, Almy, Thiago i Luci :) 
Moje serce płacze, ponieważ mój ukochany David znów zmienia klub ;c Myślałam, że pozostanie w Hiszpanii, dłużej w Atletico!