wtorek, 6 maja 2014

catorce: pegao

 Wjechał na podziemny parking w momencie, gdy akurat Alison pomagała wyjść z samochodu ich synkowi. Zaparkował tuż obok i wysiadł z szerokim uśmiechem.
   - Myślałem, że będę przed wami - odezwał się pierwszy.
   - Wysiadła im tam jakaś aparatura i mogliśmy wyjść wcześniej - odparła Alison, uśmiechając się do Bruno, który właśnie wyskakiwał z samochodu.
   - A może uda mi się was wyciągnąć gdzieś na obiad? Osobiście umieram z głodu - poklepał się po brzuchu, wykrzywiając usta, na co Bruno się zaśmiał.
   - No tak - zaśmiała się dziewczyna. - Ty tak zawsze? W sensie obiady na mieście.
   - Nie wtedy gdy mama zapycha moją lodówkę od dołu do góry gotowymi potrawami do odgrzania - przyznał się.
   - Norma - Alison wzruszyła ramionami. - Więc mam propozycję. Zabierzesz Bruno na spacer, a ja spokojnie coś przygotuję, zgoda?
   - Przestań, pewnie jesteś zmęczona i w ogóle. Szpitale męczą - odparł od razu Marc.
   - Daj spokój - zaśmiała się. - Wcale nie jestem zmęczona i dla mnie to nie problem.
   - W takim razie... - Marc spojrzał na synka. - Idziemy po Ninę i udajemy się do parku, co? - zaproponował.
   - Tak! Na plac zabaw! - Bruno aż podskoczył, a tamci się zaśmiali. Ruszyli we trójkę w kierunku windy.
   Nina leżała grzecznie na trawie w rogu ogrodzonego placu za baw, po tym jak jej pan pozwolił jej pobiegać po łące i bawić się jej czerwoną piłeczką. Sam siedział na rogu deski przy piaskownicy i obserwował jak Bruno bawi się z innymi. Po chwili mężczyzna, który jeszcze przed chwilą rozmawiał o czymś zawzięcie przez telefon, usiadł obok piłkarza.
   - Jak się tak na nich patrzy to aż się chce wrócić do tego wieku - powiedział, wbijając wzrok w bawiące się dzieci.
   - Praca? - Marc spojrzał na niego. Gość wyglądał jakby miał już po trzydziestce.
   - Praca też, ale bardziej uciążliwa stała się była żona - westchnął. - Ta w warkoczykach to moja córka - wskazał na dziewczynkę, która razem z Bruno i jeszcze jednym chłopcem zapełniali piaskiem duże wiaderko by zrobić wysoką wieże.
   - Chłopiec w czerwonych spodenkach - uśmiechnął się, patrząc na synka. Nie raz widział na filmach jak dumni rodzice wymieniają się walorami swoich dzieci przy placach zabaw, ale nie myślał, że to na niego też już przyszła pora.
   - Podobny do pana - zauważył mężczyzna. - Ja się tylko modle by mała nie odziedziczyła charakteru mojej byłej teściowej - zaśmiał się, a na ustach Marca również pojawił się lekki uśmiech. W tym momencie dziewczynka podbiegła do ojca.
   - Tatusiu, tatusiu! Zobacz jaki piękny zamek zbudowaliśmy! - zachwycała się. - Ale czy możemy już wracać do domku? - zapytała ciszej.
   - No jasne, księżniczko - pokiwał głową i wziął ją na ręce. Pożegnał się z Marciem ruszył przed siebie. Chłopak wtedy spojrzał na synka, a ten na niego. Uśmiechnął się lekko i wrócił do ulepszania ich piaskowego dzieła. I teraz potwierdza słowa jego rodziców, że dzieci to naprawdę wielka pociecha dla rodziców. Wtem otrzymał wiadomość na swój telefon od Alison, że mogą już po woli wracać do mieszkania.
   - Bruno, chodź - wyciągnął do niego rękę, a ten wstał i otrzepał się z piasku. Podszedł do piłkarza i złapał za jego dłoń. Razem ruszyli do Niny, by odwiązać jej smycz od ogrodzenia.

  Tak jak się umówili, Alison przygotowała pyszny obiad, a Marc miał po nim posprzątać, więc stał przy zlewie i kończył myć przedostatni talerz. Alison wtedy siedziała na kanapie z laptopem i pisała ze znajomą z roku co do tego ich całego przeniesienia na uczelnię w Barcelonie. Bruno siedział razem z Niną na fotelu i oglądał bajki.
  Na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe, a chłopiec wolno zsunął się ze swojego miejsca i po woli przysunął się do swojej matki. Ali zauważyła synka i odłożyła komputer na bok. Bruno wdrapał się na jej kolana i mocno przytulił do niej. Alison to trochę zaskoczyło, bo mały wydawał się markotny i taki cichy.
   - Bruno, boli cię coś? - zapytała, głaszcząc go po główce. Mały nią tylko pokręcił. - Jesteś pewnie zmęczony, co? - uśmiechnęła się lekko, a on teraz skinął głową i odsunął się lekko.
   - Mamo - zaczął.
   - Tak, kochanie? - uśmiechała się do niego.
   - Czy Marc to mój tatuś? - zapytał, trąc oczka. Alison w tym momencie otworzyła szerzej oczy, a Marc zastygł, odkładając ostatni talerz na suszarkę. Odwrócił lekko głowę w oczekiwaniu co odpowie jego była kobieta. Ta w tym momencie również spojrzał na piłkarza. Na początku uznali, że z tym jeszcze poczekają, a teraz Bruno sam o to pyta.
   - A chciałbyś żeby nim był? - Alison spojrzała troskliwie na synka i pogłaskała go po główce, a on nią energicznie pokiwał.
   - Chcę! - zawołał. Popatrzył tylko jak jego matka zaczęła się szeroko uśmiechać i zsunął się z jej kolan. Podreptał do kuchni i stanął przy wysepce, łapiąc się za biodra. Wbił wzrok w Marca, który również z zaciekawieniem go obserwował. - Tatuś - wyszczerzył się mały i podbiegł bliżej, a Marc zabrał go na ręce i mocno do siebie przytulił. Po raz pierwszy został nazwany tatusiem. Poczuł tak wielką dumę i radość z tego powodu! Obrócił się i spojrzał na siedzącą Alison, uśmiechającą się na ich widok. Jedną sprawę mieli już za sobą, a dziewczyna od samego początku martwiła się o to, jak powiedzieć o tym Bruno. Jak chłopiec zareaguje i odnajdzie się w nowej sytuacji, bo przecież Marc był tylko zwykłym Marciem. Teraz wyszło na to, że było to o wiele prostsze niż się wydawało.
  Ding dong! Ciszę i chwilę przerwał dzwonek do drzwi. Alison się podniosła i razem w towarzystwie suczki ruszyła do drzwi. Otworzyła je i wpuściła do środka Erica. Przywitali się i weszli dalej.
   - Wujek! - mały zawołał na widok bliźniaka ojca, który właśnie odstawił go na podłogę. Nie minęła chwila, kiedy był już na rękach drugiego Bartry. - A wiesz, że Marc to mój tatuś?! - zawołał uradowany.
   - Naprawdę? - uśmiechnął się szeroko i spojrzał na jego młodych rodziców, ponieważ panna Marquez właśnie stanęła obok Marca. - Musisz mi o tym opowiedzieć, koniecznie - zaśmiał się i ruszył z bratankiem na kanapę.
   - Dzięki - szepnął do Alison, a ona spojrzała na niego pytająco. - Za to jak się teraz czuję - uśmiechnął się.
   - Miałam to samo, gdy po raz pierwszy nazwał mnie mamą, gdy postawił pierwszy krok i udało mi się go nauczyć korzystania z nocnika - zachichotała.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że mnie przy tym nie było - przyznał. Ona już dawno wiedziała, że Marc mówi to wszystko szczerze, ale sama nie była pewna czy chce by Marc naprawiał to co zdarzyło się pomiędzy nimi. Mają syna, on o tym wie, pozwoliła na to by się widywali, ale czy jest szansa na coś więcej? Czy ona tego chce? Czy on w ogóle o tym myśli? Przez te cztery lata nie mogła przestać myśleć o piłkarzu, który ją tak mocno zranił, a teraz w duchu wmawia sobie, że tu nie ma miejsca na coś większego i głębszego jak przyjaźń.

   - Dobra, ja się zmywam - zakomunikował Eric, podnosząc się z kanapy i rozciągając. - Życzę miłego wieczoru - uśmiechnął się kolejno do brata oraz Alison. Marc odprowadził go do wyjścia i zamknął za nim drzwi. Wrócił do dużego pokoju i usiadł tuż obok Alison, wbijając wzrok w ekran telewizora. Akurat leciały jakieś reklamy.
   - Oglądamy coś konkretnego, czy... - spojrzał niepewnie na Marquez, a ona podała mu pilota. Zaczął skakać po kanałach i w pewnym momencie zatrzymał na rozpoczynającym się filmie.
   - O nie, Marc! - zareagowała od razu. - Chcę tego pilota z powrotem! Nie będę oglądać horrorów! - wbiła wzrok w piłkarza.
   - Nadal ich nie lubisz? - poruszył brwią.
   - Nie, nie lubię! I to nie jest zabawne - powiedziała naburmuszona i wyciągnęła dłoń w kierunki pilota, ale Marc z głupim uśmieszkiem go odsunął. Alison wtedy chwyciła za jego nadgarstek i chciała przysunąć do siebie jego dłoń z urządzeniem, ale wyszło na to, że tylko zaczęła się z nim siłować. - Marc! - zmierzyła go wzrokiem.
   - No przecież nic nie robię - zaśmiał się, odsuwając rękę jeszcze dalej. Ali przymrużyła powieki, co jeszcze bardziej rozbawiło Bartrę. Przysunął na chwilę rękę, więc podniosła się, wyciągnęła swoją po pilot, a ten znów ją zabrał. Dziewczyna lekko się zachwiała i upadła wprost na kolana Bartry, przodem do niego.
   - Oddasz mi go? - zapytała lekko zażenowana tą sytuacją, ale się nie ruszyła, a spojrzała mu w oczy. Marc pokręcił głową, chciała z niego wstać i po prostu wyjść z pokoju, ale chłopak kładąc jej drugą dłoń na talii, uniemożliwił jej to. Była na niego zła! Ostatni raz zamachnęła się by dosięgnąć pilot, a Marc w tym czasie wykonał tylko jeden ruch, przewracając ich oboje do pozycji leżącej tak, że teraz zwisał nad jej ciałem. I nagle zapadła pomiędzy nimi cisza, tak jakby całe otoczenie zatrzymało się w miejscu. Patrzyli sobie w oczy, zatracając się w nich. Tak mu ich brakowało. Tak jej ich brakowało. Jej klatka piersiowa zaczęła się szybciej unosić i opadać. Marc ciężko przełknął ślinę, jakby mówił sobie w duchu, że raz kozie śmierć. Zbliżył twarz do jej twarzy i delikatnie musnął jej
usta. Na początku Alison była tym zszokowana, ale pod wpływem wszystkich emocji i uczuć, które ją ogarniały, wojna o pilota została zażegnana i odwzajemniła pocałunek. Pilot wysunął się z dłoni piłkarza, opadając na ziemię i robiąc huk, ale i to im nie przerwało. Marc na chwilę odstąpił, łapiąc oddech i przeniósł się na szyję dziewczyny. Podobało się jej to, mogła przypomnieć sobie jak smakują słodkie i gorące usta chłopaka, ale... Ale nagle przed jej oczami stanął bar, młody barman i awanturujący się Bartra. Od razu oprzytomniała.
   - Nie - szepnęła, a on zastygł. Uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. - Nie - powtórzyła i lekko go odsunęła, wychodząc spod niego. Wstała i pośpiesznie udała się do kuchni. Podparła się o blat, stojąc tyłem do dużego pokoju. On przetarł dłonią twarz i również wstał, podążając za nią. Podszedł bardzo po woli i z głupią myślą, że zaraz się odwróci i zdzieli go boleśnie w policzek, objął ją delikatnie w pasie i przysunął do siebie, kładąc głowę na jej ramieniu.
   - Powiedz, że nadal czujesz do mnie to co wtedy - szepnął błagalnym tonem.
   - Nie, Marc - płakała.
   - Powiedz to, patrząc mi w oczy - dodał i poczuł jak wstrzymała oddech. Po kilku sekundach się obróciła i wtedy zobaczył jej zapłakane oczy i mokre policzki.
   - Nie... - zawahała się i wtedy spojrzała mu w oczy. - Nie... Czuję - szepnęła.

***
Tak mi się fajnie pisało to wszystko! Buziak, tatuś i w ogóle xd
Rozdział na specjalne życzenie mojej kochanej maturzystki! Inszaaaa, wdech i wydech! Będzie dobrze! :) 
Ps. Zachęcam do zagłosowania w ankiecie na mojej podstronie - link!  :) 
Ps2. Witamy na świecie małego Sergio Ramosa Juniora ♥