Właśnie wychodzili z windy, słuchając jak ich synek z przejęciem opowiada co mu się najbardziej podobało na występie w cyrku, kiedy zauważyli Erica, który siedział na pierwszym schodku obok wejścia do ich mieszkania.
- Wujek - zawołał radośnie Bruno, przerywając opowieść. - Byłem w cyrku i widziałem klauna, żyrafę i słonia!
- Świetnie - zaśmiał się chłopak.
- Od kiedy ty siedzisz pod mieszkaniem i czekasz, a nie ładujesz się do środka? - zaśmiał się Marc, trzymając na rękach syna. Alison wtedy znalazła klucz w torebce i zaczęła otwierać drzwi.
- Odkąd zapominam wziąć kluczy z domu - odpowiedział drugi, wstając. - A poza tym, teraz sam już nie mieszkasz, więc tak nie wypada wpakowywać się do mieszkania - dodał, wchodząc do środka za tamtymi.
- Przesadzasz, zawsze jesteś tutaj przecież mile widziany - uśmiechnęła się Alison i odłożyła swoją torbę na szafkę w korytarzu, po czym zdjęła buty.
- Jest to bardzo miła wiadomość - powiedział zadowolony Eric i podszedł do drzemiącej Niny, zaczął ją głaskać, a Bruno od razu pojawił się tuż przy suczce i wujku.
Zwykłe popołudnie, które wspólnie spędza mała rodzinka. Marc sprzedał bratu najświeższego newsa dotyczącego Sergiego oraz młodej sąsiadki. Najpierw opowiedział mu sytuację z wczorajszego wieczora, a później to co zobaczył rano... Wychodził z mieszkania z workiem pełnym śmieci, by wyrzucić go do zsypu, kiedy natchnął się na Roberto wychodzącego z mieszkania Lydii. Miał lekko zaskoczoną minę, wpadając na przyjaciela, ale czego się spodziewał? To był ten sam budynek, a nawet to samo piętro. Mruknął podobno ciche
'cześć, widzimy się na treningu' i czmychnął do windy. Marc wtedy wrócił roześmiany do mieszkania i wszystko opowiedział swojej dziewczynie.
- Moja mina podobno była wtedy bezcenna - zachichotała Alison. - I jeszcze byłam zaspana i na początku nie wiedziałam o czym Marc do mnie mówi - pokiwała głową.
- Nieźle - stwierdził Eric i usiadł na barowym krześle przy wyspie. Alison wtedy układała rzeczy na półkach w kuchni, Bruno bawił się z Niną, a Marc po prostu siedział na kanapie. - I tak najlepsza mina była Isaaca wtedy w parku gdy zobaczył Sandrę - dodał.
- Po raz pierwszy widzę jak mój brat tak zachowuje się przy jakiejś dziewczynie - uśmiechnęła się szatynka.
- Nazwijmy to miłością od pierwszego wejrzenia - dopowiedział chłopak. - A poza tym, jeżeli Lydii i Sergiemu coś wyszło, to im może też, jeżeli znów zabierzecie się za swatanie, co?
- Nikt nie ma nic przeciwko, więc mogą być razem - zaśmiała się dziewczyna. Marc nadal siedział na kanapie i przysłuchiwał się swojej dziewczynie i bratu. Najgorsze było to, że w jego głowie zaczęły się tworzyć różne głupie rzeczy. Niczym w kreskówkach, na jednym jego ramieniu usiadł diabełek, a na drugim aniołek.
"Kategorycznie są za blisko siebie, przecież coś musi ich łączyć" albo
"Przecież się przyjaźnią, Cristian miał rację". Jak to w złych zwyczajach bywa, czerwony koleś wygrał swoimi argumentami. W piłkarzu aż się piekliło, ale nie chciał tego okazywać. Słuchał jak rozmawiają i śmieją się do siebie. Czasem może się odezwał, ale zostawił im pole do popisu.
Gdy tylko Eric wyszedł, a Bruno razem z Niną zniknęli w pokoju, Marc wstał i ruszył do kuchni, by nalać sobie soku do szklanki. W tym czasie Alison robiła sobie herbatę.
- Przepraszam - mruknął, biorąc szklankę, która była w szafce nad głową Ali. Przesunęła się odrobinę, uśmiechając do Bartry.
- Co myślisz o tym całym swataniu mojego brata z twoją byłą? - zachichotała i oparła głowę o jego ramię.
- Nie wiem, nie mam nic przeciwko - mruknął i wyjął dzbanek z sokiem jabłkowym.
- Marc, stało się coś? - zmarszczyła brew. - Jesteś jakiś nieswój... Jak Eric przyszedł to już taki byłeś - spojrzała badawczo na obrońcę.
- Nic się nie stało - warknął.
- Przecież widzę - oparła się o blat.
- Nieważne.
- Marc, co się dzieje? - położyła dłoń na jego ramieniu.
- Po prostu fajnie się patrzy jak tak dobrze bawisz się z Ericiem, nic więcej - wzruszył ramionami.
- Nie rozumiem - skrzyżowała ręce na piersiach. - Dobrze się bawię z Ericiem? Jeszcze może powiedz, że cię z nim zdradzam? - rzuciła. Czuła, że tak właśnie tak pomyślał. Widziała, że był zły, a jak jeszcze wspomniał o swoim bracie to już w ogóle słyszała wyrzuty w jego głosie.
- A nie? - zaśmiał się pod nosem, a ją ścięło z nóg. Naprawdę tak myślał!
- Naprawdę, Marc? - szepnęła łamiącym się głosem. - Tylko tyle wystarcza ci by już powiedzieć, że cię zdradzam z twoim bliźniakiem? Jeszcze powiedz, że byłam z Ericiem od początku, byłam z tym barmanem, a Bruno to wcale nie jest twój syn tylko jednak któregoś z nich - warczała na niego. Byłą zła, wściekła i za razem smutna i przygnębiona. Marc już miał jej coś odpowiedzieć, kiedy Alison bez zawahania uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- Świetnie! - rzucił i szybkim krokiem udał się do korytarza. Gdy Marquez usłyszała trzask drzwi, nie wytrzymała, a łzy polecały same. Wybuchła płaczem, osuwając się na podłogę. Usiadła na płytkach, opierając się o szafki. Wtem usłyszała cichy tupot małych nóżek, biegnących od pokoju.
- Mamo? - usłyszała głos synka. Od razu wytarła łzy, by tylko Bruno nie widział, że płacze. - Mamo! - stanął tuż obok. - Czemu płaczesz? - zrobił smutną minkę. Nie udało się. Mały się zorientował.
- Nie, nie płaczę - uśmiechnęła się lekko do niego.
- Płaczesz - mruknął. - I krzyczeliście z tatą - powiedział. - Nigdy nie krzyczeliście na siebie - spuścił główkę i przytulił się do matki.
- Skarbie, nic się nie stało - szepnęła, przytulając go mocno do siebie. Tak, dla Bruno to był
pierwszy raz, gdy słyszał ich kłócących się. Pierwszy raz kłócili się cztery lata wcześniej, a ostatni w szpitalu. To był trzeci raz. Alison myślała, że faktycznie Marc się zmienił, że już będzie tylko lepiej... Okazało się inaczej. Ciągle zwykła rozmowa, przyjaźń z jego bratem była bardzo dla niego ważną podstawą do stwierdzenia zdrady. Czyli jej matka miała całkowitą rację co do Marca?
Stanął przed drzwiami mieszkania swojego przyjaciela i zapukał. Gdy Cristian tylko otworzył drzwi, Marc bez słowa wpakował się do środka, wpadł do salonu, zabrał z barku Tello butelkę z alkoholem, niską szklankę i usiadł przy stoliku.
- Cześć, miło cię widzieć, wchodź, rozgość się, mój barek jest twoim barkiem - powiedział ironicznie napastnik i usiadł naprzeciw niego. Marc nalał sporą ilość trunku i wypił ją prawie za jednym razem. - Huuu, stary... Co jest? - zmartwił się chłopak.
- Pokłóciłem się z Alison - mruknął i zabrał się za nalewanie kolejnej szklanki.
- O co?
- O Erica - odpowiedział spokojnie i spojrzał na kumpla, który nie mógł uwierzyć w to co powiedział brunet.
- Nie, błagam - jęknął. - Myślałem, że ci to wybiłem z głowy!
- A skąd mam wiedzieć co oni robili jak mnie nie było? - wybuchnął. - Ciągle przyłazi i szczerzy się do niej.
- Z mojej strony powiem ci tylko tyle, że głupi jesteś - pokręcił głową. - Masz szczęście, że Loreny nie ma, bo dałaby ci za to popalić. Pojechała do rodziców i zostaje u nich na noc.
- Więc przenocujesz mnie?
- A mam wyjście? - wywrócił oczami. - Prześpij się z tym, może ci przejdzie do rana - wstał. - Inaczej znowu zostaniesz z niczym - dodał i ruszył do swojej sypialni, zostawiając Marca samego razem z butelką.
Rano do śpiącego Cristiana dochodzi odgłos dzwonienia i głośnego pukania do wejściowych drzwi. Niechętnie się zwleka i kroczy przez mieszkanie do drzwi. Po drodze widzi Marca, który śpi na kanapie, a obok niego leży pusta butelka i druga do połowy pusta. Pokręcił głową i podszedł do drzwi. Przekręcił zamek i je otworzył.
- Jest u ciebie? - zapytał stojący w progu Sergi.
- Jest, śpi - mrukną przecierając oczy. Wpuścił Roberto do środka, który od razu zaczął budzić Bartrę i robić mu awanturę o Alison. Był u niej rano i zastał ja z opuchniętymi oczami. Z wielką męka wyciągnął z kuzynki to co się stało. Od razu pomyślał, że Marc musi być u Cristiana. Skacowany obrońca nadal utrzymywał się w swoim przekonaniu, czym wywołał jeszcze większą złość u pomocnika, który rzucił się na niego z pięściami. Cristian był w szoku, bo przecież Roberto z Bartrą zawsze byli najlepszymi kolegami. I fakt, gdyby nie on, zapewne obaj wyglądaliby na nieźle
poobijanych. Rozdzielił ich, skrzyczał jak matka krzyczy na bijących się synów i rozdzielił po kątach. W tym przypadku, usadził ich na dwóch różnych kanapach, na ich rogach najbardziej od siebie oddalonych.
- My jedziemy na trening - Cris wskazał na Sergiego. - A ty tutaj sprzątasz, a Tacie powie się, że się czymś zatrułeś - zakomenderował Tello i wysłał młodszego przyjaciela do samochodu, a sam poszedł wziąć szybki prysznic i się ubrać. W sumie to sam miał ochotę zrobić to samo co zrobił Sergi... Porządnie zdzielić Marca by się popamiętał, jednak lepiej będzie jak się powstrzyma.
Cristian i Sergi wrócili razem z treningu, a pod blokiem napastnika natchnęli się na Erica, którego z resztą sami tutaj ściągnęli. Musieli to wszystko jakoś wytłumaczyć!
- No hej - przywitał się Bartra. - Myślałem, że się pali, że kazaliście mi być tutaj - zaśmiał się.
- Palić się nie pali, ale blisko - westchnął Tello. - Chodźmy na górę - pociągnął za sobą dwójkę.
- Ale tak właściwie to co się stało? - pytał Eric, gdy ci wchodzili do mieszkania. Najpierw to zdziwiło go to, że Marc już tam był i wyglądał jakby właśnie skończył przemierzać wszystkie góry świata.
- Tak, jeszcze paru tutaj ściągnijcie to wszyscy będą mieć ze mnie widowisko - warknął Marc i wrócił na swoje miejsce w salonie. Eric spojrzał pytająco po Sergim i Crisie.
- Twój kochany braciszek myśli, że sypiasz z jego kobietą - powiedział Tello, a Eric szeroko otworzył oczy.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale że aż tak?! - zwrócił się do brata.
- Wal się - warknął piłkarz.
- Chyba całkowicie ci już przepaliło wszystkie myślące komórki - mówił Eric. - Jesteśmy braćmi i nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego! Posądziłeś ją o zdradę po raz drugi, to nie jest normalne!
- Zostawmy ich może - powiedział Cristian i pociągnął za sobą Roberto do kuchni.
- Jestem po prostu o nią chorobliwie zazdrosny, nie rozumiesz? - wrzasnął Marc.
- Taką kobietę jak Alison powinieneś nosić na rękach, a nie oskarżać za każdym razem gdy ktoś się do niej uśmiechnie. Do jasnej cholery, sam mówiłeś jak ci na niej zależy, a teraz utwierdzasz się w fakcie, że nie zasługujesz na nią. Naprawdę mi jej teraz szkoda, a Bruno chyba jeszcze bardziej!
- I ty byś pewnie z chęcią się nimi zajął? - prychnął Marc.
- Alison to tylko moja przyjaciółka. To ty wymyślasz sobie jakieś głupie historyjki.
- Bo zależy mi na niej jak na nikim innym, kocham ją i chcę by była ze mną! - podniósł się.
- Tak i świetnie to pokazujesz braciszku - zakpił Eric. - Właśnie ją tracisz, bo jej nie ufasz i chyba mnie też. I to boli najbardziej - powiedział pewnie chłopak, a jego ból było widać w oczach. Nie spodziewał się tego po bliźniaku. Marc znów usiadł na skraju sofy i schował twarz w dłoniach. - Jesteś kretynem, Marc i chyba nic tego nie zmieni. Alison i Bruno stali się twoją rodziną, a ty to spieprzyłeś.
- Panowie, wybaczcie, że wam przerwę jakże interesującą wymianę zdań, ale właśnie dzwoniła Lydia - w progu pojawił się Cristian, a za nim Sergi.
- Alison się spakowała i chce wrócić do Reus - mruknął młodszy.
- I widzisz? Wyjeżdża, bo ty zawaliłeś. I wcale mnie to nie dziwi - warknął Eric. Pomiędzy ich czwórką nastała cisza.
***
Cholernie podoba mi się ten rozdział, bo się w nim sporo dzieje!
Wątek zainspirowany przez jedną z rozmów z moją Nataleczką, która nawet nie wie jak, kiedy i gdzie ♥
A... I czy to odpowiedni moment na wspomnienie o tym, że został już tylko epilog?