niedziela, 29 grudnia 2013

seis: me estas tentando

   Na noc w szpitalu zostały tylko dwie osoby. Ojciec i brat Alison musieli wrócić, ponieważ rano musieli iść do pracy, a Alison wygoniła Sergiego, który pojechał do swojego rodzinnego domu. Marc spędził całą noc na korytarzu, siedząc na krześle. I tak nie mógłby zmrużyć oka. Siedział i myślał. Nie miał najmniejszego zamiaru się stamtąd ruszać. Alison była na sali z Bruno, który wtulił się w matkę i przespał całą noc, podpięty do kroplówki. Ona, tak samo jak piłkarz za ścianę, nie spała. Nie mogła. Myślała o swoim synu i o jego ojcu, który siedział ciągle na korytarzu.
   Było już po porannym obchodzie lekarzy i śniadaniu, kiedy młody obrońca zobaczył przemierzającego szpitalny korytarz swojego przyjaciela.
   - Mówiłem żebyś pojechał się przespać - powiedział na dzień dobry Sergi, kręcąc głową.
   - Znasz mnie - wzruszył ramionami.
   - A jak z nimi? - chłopak wskazał na drzwi do sali.
   - Alison traktuje mnie jak powietrze - westchnął i właśnie wtedy z sali wyłoniła się dziewczyna.
   - Dobrze, że jesteś - spojrzała na swojego kuzyna. - Miałam po ciebie właśnie dzwonić.
   - Stało się coś? - zmarszczył czoło.
   - Muszę na chwilę wyjść. Dzwonili do mnie z dziekanatu, że mieli zamieszanie w papierach i zwołują połowę wydziału po dane i indeksy - westchnęła.
   - Ty lepiej potem od razu jedź do domu, co? - zaproponował Roberto. - Połóż się, a potem zjedz coś ciepłego. Ja zostanę z małym dopóki nie przyjadą twoi rodzice albo Isaac - zapewnił.
   - Dzięki, Sergi - mruknęła i rzuciła krótkie, oschłe spojrzenie Marcowi. Wróciła do sali tylko po swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Roberto stanął w progu sali i patrzył kiedy tylko jego kuzynka zniknie w drugim korytarzu. Od razu kiwnął na Marca żeby wszedł razem z nim, a ten się zerwał i wszedł za Sergim. Na sali były trzy łóżka. Na jednym leżał mały blondynek, a obok siedziała jego matka. Środkowe łóżko było wolne, a na tym przy oknie siedział sobie Bruno, od którego odchodziła kroplówka. Marcowi automatycznie zrobiło się szkoda malca. Chłopiec bacznie obserwował swojego wujka oraz jego towarzysza.
   - Cześć, Bruno. Jak się dzisiaj czujemy? - zapytał Sergi, siadając na krześle i mierzwiąc chłopcu włosy.
   - Dobrze, tylko... - zaciął mały i przewracając oczami, wskazał na linki od kroplówki. Marc się lekko zdziwił, bo to on zawsze miał w zwyczaju tak właśnie robić, gdy mu coś nie pasowało...
   - Ale ty w końcu bohater jesteś, nie? - uśmiechnął się chłopak. - Przyprowadziłem ci kolegę żebyś się nie nudził, wiesz? - dodał i wskazał na Marca, po czym kiwnął na niego żeby podszedł.
   - Cześć, jestem Marc - obrońca podał dłoń Bruno, a ten ją uścisnął.
   - A my się już widzieliśmy - mały przymrużył powieki.
   - Masz rację, wtedy gdy przyjechałeś z wujkiem do swojej mamy - uśmiechnął się Bartra. - Podałem ci wtedy piłkę - mówił dalej, a zaciekawiony Sergi tylko się im przyglądał. Obserwował jak ojciec z synem łapie coraz lepszy kontakt, bo w końcu według niego, ich charaktery praktycznie nie różniły się wcale.
  Wysiadła z samochodu, którym przyjechała do szpitala z ojcem. Zaraz po tym jak załatwiła sprawy w dziekanacie, faktycznie zdecydowała się na chwilę zawitać do domu. Na spokojnie napić się kawy i coś zjeść. Ojciec namawiał ją na drzemkę, ale ta odmówiła, panikując że musi jechać do syna. Uświadomiła sobie, że jeżeli Sergi został z małym, Marc bez problemu mógł siedzieć ze swoim synem, a ona tego nie chciała. Jej ojciec widział w jakim stanie jest jego córka, zmęczona, niewyspana i ciągle jadąca na kofeinie. Zakazał jej prowadzenia i sam pojechał z nią do szpitala.
  Wchodzili do budynku i wyjechali na piętro z oddziałem, na którym leżał Bruno. Enrique po drodze spotkał swojego znajomego chirurga, który lata temu składał mu złamaną rękę. Alison sama pomaszerowała wzdłuż korytarza i będąc już przy sali synka, zauważyła, że Bartra nie siedzi na korytarzu. Jak bardzo teraz pragnęła żeby okazało się, że poszedł do łazienki, albo w najlepszym przypadku - wyjechał z powrotem do Barcelony. Nacisnęła z nadzieją na klamkę i uchyliła drzwi, a tam faktycznie zobaczyła młodego piłkarza i swojego synka, tylko brakowało tego, który zezwolił Marcowi na wejście tam... Oboje spojrzeli w jej stronę. Marc tylko czekał na jej wybuch, a Bruno szeroko się uśmiechnął.
   - Mamusiu, wiesz, że Marc obiecał mi, że nauczy mnie grać w piłkę jak ci panowie z telewizji albo gry? - wskazał na tablet, na którym właśnie obaj rozgrywali mecz. Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy za jej plecami pojawił się Sergi.
   - Ty zostajesz - zwróciła się do kuzyna. - A z tobą chcę porozmawiać - wskazała na Marca. Chłopak pogłaskał Bruno po główce i wstał, mijając się z przyjacielem. Wyszedł razem z Alison na korytarz. - Mógłbyś mu nie dawać obietnic, których nie spełnisz? - syknęła.
   - Więc jeżeli będziesz mu o tym mówić, nie zapomnij dorzucić, że to tylko i wyłącznie dlatego, że ty masz z tym problem - odpowiedział.
   - Marc, odpuść.
   - Nie, Alison - pokręcił głową. - To ty odpuść. Chcę go widywać, poznać. Po prostu to zrozum.
   - Ale ja tego nie chcę, wiesz?
   - Wiesz, że w tym momencie mógłbym wnieść sprawę o to żeby móc go widywać? Ale nie chcę, bo chcę żyć z tobą w zgodzie, nie kłócić się i móc się dogadać. - mówił szczerze. 
   - Co tutaj się dzieje? - pojawił się jej ojciec.
   - Dzień dobry - ukłonił się Marc.
   - Dzień dobry, chłopcze. Alison, czy wy nie potraficie się dogadać jak normalni, dorośli i dojrzali ludzie?!
   - Najwyraźniej nie potrafimy - mruknęła.
   - Więc czas najwyższy trzeba was ustawić do pionu, bo macie wspólnego syna.
   - Jestem tego samego zdania - odezwał się obrońca, a ona spuściła wzrok. To wszystko ją przerastało... Jej syn leżał w szpitalu, a na dodatek Marc tu ciągle był. Zależało mu, bo inaczej nie przesiadywałby na korytarzu od wczoraj i nie oddałby krwi dla Bruno. Czemu się tak zachowywała? Drażniło ją to, że nigdy nie mogła zapomnieć o Bartrze, że widząc jego uśmiech nadal miękły jej nogi, a gdy usłyszała o chorobie syna, chciała się przytulić i usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze.
   - Marc, daj mi czas - westchnęła. - Niech to wszystko się skończy i niech Bruno wyjdzie ze szpitala, bo to jest teraz najważniejsze.

   Minęło kilka dni, a Bruno właśnie wrócił do domu. Musiał być pod stałą opieką lekarza, u którego miał się pojawiać raz w tygodniu, przynajmniej teraz, gdy jest świeżo po wyjściu ze szpitala. W tym dniu właśnie po raz pierwszy zapytał o Marca, który nie potrafił i tak na razie wrócić do Barcelony. Wynajął pokój w hotelu w Reus i czekał na wiadomość od Alison, chociaż i tak był w ciągłym kontakcie z Roberto.
  Bruno zapytał o niego przy kolacji, a Ali tak po prostu zmieniła temat. Następnego dnia zapytał dwa razy. Rano Isaaca i wieczorem swojego dziadka, który czytał mu na dobranoc. 
   - Alison, musimy poważnie porozmawiać - powiedział jej ojciec, wracając do salonu. Usiadł na swoim fotelu. Jego żona czytała książkę, siedząc na kanapie, a dzieci, Isaac i Alison leżeli rozłożeni na drugiej, oglądając film. 
   - Bruno zasnął? - zapytała i spojrzała na ojca, który skinął głową. - Stało się coś? - zmarszczyła brew. 
   - Pytał o Marca. I nie wiem skąd mu się to wzięło, ale powiedział, że był cały dzień grzeczny i chciałby go zobaczyć. 
   - Cholera - syknął Isaac, a wszyscy wtedy zwrócili na niego uwagę. - Też mnie o niego pytał, ale śpieszyłem się do pracy i jeszcze nie mogłem znaleźć kluczyków do samochodu, odpowiedziałem mu pierwszą lepszą rzecz, czyli że jak będzie grzeczny to pomyślimy. Sorry - skrzywił się. 
   - Widziałam go dziś z Sergim w centrum handlowym. Nie wiem co ten chłopak nadal tutaj robi - kobieta pokręciła głową. 
   - Czeka - szepnęła Ali, wstając ze swojego miejsca. 
   - Chyba nie chcesz powiedzieć, że ma teraz zgrywać cudownego tatusia? - zapytała z ironią. 
   - Anno, zrozum... To jest ojciec twojego wnuka - starszy mężczyzna przewrócił oczami, a młoda matka przemknęła do schodów, prowadzących na piętro. 
   - Wrócił, znów jej namiesza w głowie i co? Później znów zostawi! - unosiła głos. 
   - A ja myślę, że wie co robi. Nie jest już małą dziewczynką. - zabrał głos ich starszy syn.
   - To jest jej życie i niech decyduje - wypowiedział się Enrique. Stała na górze i słuchała przekomarzań domowników i już sama nie wiedziała co robić. Miała mętlik w głowie, bo faktycznie... Marc znów się pojawił i miesza! Weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku. Wzięła telefon do ręki i odnalazła w nim numer obrońcy FC Barcelony. Dzwonić czy nie dzwonić? Nacisnęła guzik i przyłożyła telefon do ucha. 
   - Alison? - usłyszała. 
   - Lekarz powiedział, że mogę zabierać Bruno na spacery. Jutro koło 15 będę z nim w parku. Jeżeli chcesz, możesz przyjść. 
   - Dziękuję ci. W ogóle cieszę się, że zadzwoniłaś. - odpowiedział. - Będę na pewno.
   - Bruno się ucieszy, bo pytał o ciebie - powiedziała cicho. 
   - Naprawdę? Naprawdę o mnie pytał? 
   - Tak Marc, pytał o ciebie. I proszę cię tylko o jedno, nie zawiedź go. - wypowiedziała szybko i nie czekając na odpowiedź Bartry, rozłączyła się.

***
Alison staje się bardziej ludzka, czyli jest lepiej :D
UDANEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥

czwartek, 19 grudnia 2013

cinco: frio

  Właśnie wracał od rodziców, gdzie spędził prawie cały dzień na wielkim zjeździe Barta i Aregall. Miał odsapnąć i pobyć z rodziną, a skończyło się na tym, że musiał ciągle pilnować swojego bliźniaka, żeby ten nie chlapnął czasem przy mamie albo którejś ciotce, że Marc ma nieślubne dziecko, bo to przecież w tym momencie byłby armagedon. Oczywiście wie, że prędzej czy później każdy by się dowiedział, ale najpierw musi porozmawiać o tym z rodzicami i to na spokojnie i poważnie. Wjeżdżał już do Barcelony, kiedy usłyszał swój dzwoniący telefon. Spojrzał na wyświetlacz, odebrał i włączył od razu na głośnik.
   - Cześć Sergi, już się stęskniłeś? - zaśmiał się i zmienił bieg.
   - Marc, jestem w Reus - odparł chłopak, a ten od razu zmienił wyraz twarzy.
   - Rozmawiałeś z Alison? - zapytał po chwili.
   - Powinieneś tu przyjechać - odpowiedział mu cichym głosem. Szczerze? Irytowało go, że nie odpowiadał wprost na jego pytania, ale to go dziwiło, że najpierw mówi mu, że jest w Reus, a później żeby tam przyjechać.
   - Ale po co?
   - Przyjedź jak najszybciej do szpitala w Reus, to nie jest rozmowa na telefon.
   - Ale jak to do szpitala? Coś ci się stało? - obrońca zmarszczył brew.
   - Co? Nie! Nie mi. Chodzi o Bruno... Po prostu przyjedź. - mówił Sergi. - Muszę kończyć - dodał szybko i rozłączył się, a Marc zjechał na pobocze. Układał sobie wszystko w głowie. Reus, szpital, Bruno... W jednym momencie ruszył, ale już nie w kierunku swojego mieszkania, ale na wylotówkę do Reus.

  Nadal nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała wczorajszego wieczoru od lekarza. Anemia u jej trzyletniego synka... To wydawało się dla niej komiczne, ale jak usłyszała, u takich małych dzieci to częste... Alison przesiedziała z synkiem całą noc w szpitalu i rano wrócili do niej Isaac i Sergi, a także rodzice, którzy dowiedzieli się o sytuacji ich wnuka. Przekonywali, by Ali pojechała do domu i się przespała, ale ona trzymała twardo na swoim.
  Bruno potrzebował większej ilości krwi w swoim organizmie. Potrzebne była transfuzja i najlepiej kogoś spokrewnionego. Każdy obecny tam po kolei podchodził do gabinetu zabiegowego i oddawał krew, następny wchodził, gdy przychodziła informacja z laboratorium, że dana osoba nie może podzielić się swoją krwią z malcem. Ani Sergi, ani dziadkowie, ani Isaac, a nawet sama Alison. Dlaczego akurat Bruno musiał mieć tą bardzo rzadką grupę krwi? Dlaczego akurat musiał odziedziczyć ją po Bartrze? Był już bardzo późne popołudnie, kiedy wszyscy siedzieli na korytarzu i czekali na wieści o tym, że znalazła się krew z zewnątrz dla Bruno. Chłopiec spał, a przy nim na sali czuwał jedynie dziadek. Sergi wcześniej zaczynał mówić o Bartrze, ale ta nadal nie chciała słuchać, pomimo tego, że obrońca mógłby tu pomóc. Lekarz uprzedził, że czekanie na odpowiedniego dawce może okazać się długie, ale to też jej nie przekonało.
  Siedziała na plastikowym krzesełku, a obok niej jej brat, obok matka, a Sergi stał naprzeciw nich, oparty o parapet.
   - Alison... - zaczął jej starszy brat. - Sergi miał rację, że powinniśmy zadzwonić po Bartrę. W końcu to jest jego biologiczny ojciec i nic tego nie zmieni, a to ostatnia szansa. Może się okazać, że bez dłuższego czekania twój syn dostanie krew, pomyśl. Ten raz mogłabyś się złamać... - przewrócił oczami. - I w nosie mam co zaraz odpowiesz... To mój siostrzeniec! Sergi, dzwoń po niego! - zwrócił się do kuzyna. W tym samym momencie i Roberto i Ali mieli coś powiedzieć, kiedy usłyszeli czyjeś szybkie kroki. Wszyscy spojrzeli w kierunku wejścia na oddział. Nie wierzyła...
   - Już to zrobiłem wcześniej - mruknął pomocnik i wtedy drugi piłkarz pojawił się przy nich. Isaac wstał i podszedł do niego. Marc podał dłoń obu obecnym mężczyznom i skinął lekko głową do starszej kobiety, po czym spojrzał na Alison.
   - Co tutaj się dzieje? Dlaczego jesteśmy na dziecięcym oddziale? - zapytał przejęty, patrząc po zebranych. Chwila ciszy. Spojrzał na przyjaciela. - Coś z Bruno, tak? - zapytał już lekko podenerwowany.
   - Mówiłam, że nie chcę żeby on tutaj był - warknęła Alison.
   - Jakoś już przestało mnie obchodzić twoje zdanie, wiesz siostra? - sprzeciwił się Isaac i zmierzył siostrę wzrokiem. - Posłuchaj Marc - spojrzał na piłkarza. - Bruno jest chory i potrzebuje krwi. Musimy tylko sprawdzić czy twoja krew się nada. - mówił i wtedy z dyżurki wyszła pielęgniarka, a Alison od razu zerwała się na równe nogi.
   - Wiadomo już coś? - zapytała z nadzieją.
   - Tak jak powiedział lekarz, proszę czekać - odburknęła. - Chyba, że znajdziecie kogoś z tą grupą krwi.
   - Ja chcę jeszcze spróbować - wypalił nagle Marc.
   - A pan jest kim dla chłopca?
   - Ojcem - odpowiedział pewnie obrońca.
   - No to gdzie się pan podziewał? - zawołała. - Proszę za mną - machnęła ręką, a chłopak ruszył za nią. Alison usiadła z powrotem na swoim miejscu i schowała twarz w dłoniach. Cisza. Czekali. Po kilku minutach piłkarz do nich wrócił, przytrzymując wacik przy zgięciu łokcia, gdzie przed chwilą pobrano mu krew.
   - Trzeba czekać - mruknął chłopak i ponownie spojrzał na swoją byłą dziewczynę. - Dlaczego od razu nie zadzwoniłaś? 
   - I co? Miało być: cześć Marc, dzwonię żeby ci powiedzieć, że mój syn jest w szpitalu? - zakpiła. 
   - Nasz syn, Alison - odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. Wtedy z tym barmanem jej nie wierzył, ale teraz jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że naprawdę to jest jego syn. Dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, kiedy jej matka uniosła dłoń, przerywając jej. 
   - Moglibyście się teraz wstrzymać? Najważniejsze jest zdrowie Bruno. Kłótnie pozostawcie sobie na później, dobrze? - zmierzyła dwójkę wzrokiem. Nikt już się nie odezwał. Czekali w spokoju na wyniki z laboratorium. W pewnym momencie starsza kobieta dostała telefon ze swojego biura,
pomimo późnej pory, była tam pilnie wzywana, więc zostali na korytarzu we czwórkę.
  Pielęgniarki ciągle chodziły w te i wewte, ale żadna nic nie mówiła o wynikach badania krwi. Ciągłe czekanie stawało się uciążliwe. Marc w pewnym momencie zaczął chodzić po korytarzu. Szczerze? Zżerały go nerwy. Dlaczego? Ciągle myślał o malcu, żeby tylko wszystko było z nim w porządku. 
   - Mógłbyś przestać? - zapytała cicho, ale i kąśliwie Ali, widząc jak piłkarz ciągle przed nią przechodzi. 
   - O co ci chodzi? - zdziwił się obrońca, przystając i patrząc na nią. 
   - Czy mógłbyś przestać tak chodzić? 
   - Najwyraźniej tylko tobie to przeszkadza - mruknął pod nosem. - Jak się denerwuję to nie potrafię siedzieć w miejscu - dodał. 
   - Nie masz czym się denerwować - warknęła. 
   - Naprawdę jest ci trudno zrozumieć, że zależy mi na małym? - przymrużył powieki. 
   - Tak nagle? - prychnęła. 
   - Przestańcie - powiedział spokojnie Sergi. 
   - Bo gdybyś mi powiedziała o tym od początku, to byłoby inaczej! - uniósł głos Bartra. 
   - Byłoby inaczej gdybyś mi wtedy uwierzył! - zawołała i stanęła tuż przed chłopakiem, patrząc na niego z gniewem, ale zarazem i z bólem. - Gdyby nie to, że wysnułeś sobie wtedy swoje historyjki, miałbyś syna od początku! - krzyczała. 
   - Oboje się uspokójcie! Chcecie sobie skakać do gardeł to na zewnątrz i najlepiej gdy z Bruno będzie wszystko w porządku! - obok nich pojawił się Isaac, który w tym momencie myślał najtrzeźwiej z nich wszystkich.
   - Co tutaj się dzieje? - z sali wyłonił się zdenerwowany pan Marquez. - Musicie tak krzyczeć? Obudziliście chłopców na sali. - mruknął i spojrzał na swoją córkę oraz piłkarza. - W końcu ktoś pomyślał i cię tu chłopcze sprowadził - zauważył. 
   - Tato... - westchnęła Ali. - Lepiej do niego wejdę - dodała i wyminęła Marca.
   - Mogę? - zaczął niepewnie Marc, a Alison zmierzyła go wzrokiem. 
   - Nie, nie możesz - warknęła. - Nie wiem co tu właściwie jeszcze robisz! - syknęła. 
   - A mogłabyś już odpuścić? - zapytał poirytowany obrońca. Ali już miała wchodzić do sali, w której był jej synek, kiedy z dyżurki wyłoniła się ta sama pielęgniarka, która pierwszy raz pobierała krew obrońcy. 
   - Mam dobre wieści. Wyniki są pozytywne. - powiedziała, trzymając w ręce jakąś kartkę. Wtedy wszyscy poczuli swojego rodzaju ulgę. - Może pan oddać krew dla syna - spojrzała na Marca. - Zapraszam, musimy to zrobić jak najszybciej. - machnęła ręką na dwudziestodwuletniego piłkarza, a ten bez zastanowienia ruszył za nią, po drodze rzucając spojrzenie matce jego synka. Teraz musiało być dobrze. Nie mogłoby być już inaczej. 

***
Nie wiem czemu, ale przynajmniej jak na razie Alison nie jest moją ulubienicą. To się ziemi, obiecuję :)
Rozdział na specjalnie życzenie Nataleczki, która już się o niego upominała! ♥

niedziela, 8 grudnia 2013

cuatro: dime que te pasó

    Mieli się dziś spotkać w małym gronie, bo akurat każdy z nich zjechał do Barcelony po swoich wakacjach. Męskie spotkanie - on, jego bliźniak, Sergi, i Cristian. Właśnie wrócił ze sklepu, bo musiał uzupełnić puste miejsca w lodówce i szafkach, a w mieszkaniu, rozłożony na kanapie już leżał sobie jego brat, który miał swoje klucze do mieszkania Marca. Bawił się pilotem, przerzucając kanały telewizyjne.
   - Siema - odezwał się obrońca i postawił siatki na wysepce.
   - No cześć, kupiłeś coś dobrego? - zaciekawił się bliźniak.
   - Już byś chciał żebym kupował coś dobrego... - przewrócił oczami. - Ciągle siedzisz w moim mieszkaniu, a ja się dziwię dlaczego tak nagle i szybko pustoszeją szafki - pokręcił głową i nasypał karmy do plastikowej miski, leżącej przy wyjściu na niewielki taras. Po chwili przy niej pojawiła się suczka buldoga, którą Bartra pogłaskał po głowie, po czym usiadł obok Erica.
   - Mniejsza z tym, kiedy Tello z Roberto przyjdą? - zainteresował się chłopak, zaraz po tym usłyszeli krótkie pukanie. Nikt nie czekał na odpowiedź, Tello po prostu wpakował się do mieszkania swojego przyjaciela, a za nim wszedł ich o rok młodszy kolega.
   - Co świętujemy? - zaśmiał się obrońca, widząc zapas, który ze sobą przynieśli.
   - Mamy bardzo poważny powód! - wyszczerzył się Cristian.
   - Oo, jaki?! - zerwał się Eric i spojrzał zaciekawiony na napastnika Barcelony.
   - Ej, no wszystko po kolei - odparł zadowolony Cristian i wyjął butelki z piwem na blat.
   - Ty coś wiesz? - Marc zapytał Sergiego.
   - Ja? Ja nic nie wiem. Wyciągnął mnie tylko do sklepu - zaśmiał się pomocnik, wskazując na Tello. Minęła chwila, kiedy przesypali czipsy do dużej, plastikowej miski, rozsiedli się z piwem i ustawili sobie na stoliku do tego orzeszki i słone paluszki. Włączyli konsolę i oczywiście zaczęli grać w Fifę. Cristian z Sergim Arsenalem na Marca i Erica, którzy obrali sobie Chelsea. Przy każdym takim spotkaniu zmieniali sobie ligi, którymi grali. Dziś padło na angielską. Grali już chwilę, kiedy Marc przypomniał sobie o tym ważnym powodzie i spojrzał na przyjaciela, który siedział obok niego na kanapie.
   - Ej, Cris. Co to za okazja, co?
   - A no właśnie - zaśmiał się pod nosem i zastopował całą grę. Spojrzał na trójkę towarzyszy. - Lorena jest w ciąży. Właśnie się o tym dowiedzieliśmy, to dopiero początek.
   - Stary, to świetnie! - Marc dorwał go pierwszy, mocno przytulając i klepiąc go po ramieniu. Po chwili się odsunął się, by oddać pole dwóm pozostałym kumplom, by pogratulowali napastnikowi. Rozumiał to, że Cristian się cieszy, że jego narzeczona jest w ciąży, że będą rodzicami. On też już był, ale dowiedział się o tym już trzy lata po!
   - No będę ojcem - przeżywał napastnik.
   - Ja już jestem - mruknął cicho Marc, a oczy jego brata i Tello zostały skierowane na obrońce, jedynie Sergi spuścił wzrok.
   - Jak to, już jesteś? - Eric uniósł brew, patrząc dziwnie na swojego bliźniaka. - I ja nic nie wiem o tym?!
   - Bo sam się niedawno dowiedział - westchnął Sergi i upił łyk swojego piwa. 
   - Marc, jak to? - drążył napastnik. 
   - Pamiętacie Alison? - zapytał obrońca, a wtedy Cris skinął głową, a drugi zrobił zamyśloną minę. 
   - Tą od tego barmana, tak? - wypalił Eric. 
   - Ej, Bartra, uważaj sobie! - Sergi zmierzył go wzrokiem. - "Ta od barmana" to moja kuzynka! 
   - Serio? - zdziwił się. - I wiedziałeś o wszystkim? - ciągnął. 
   - Uspokójcie się! - krzyknął Marc. - Ali to kuzynka Roberto, który wiedział o wszystkim, ale ją krył. Spotkaliśmy ją na campusie i ja dowiedziałem się, że mam już trzyletniego syna. Ma na imię Bruno, ale ona nie chce żebym go poznał - skończył przyciszonym głosem, a Cristian i Eric nadal patrzyli na niego z niedowierzaniem. 

  Minęło kilka dni odkąd wróciła z campusu, gdzie spotkała Marca. Rozmawiała z rodzicami i bratem na temat tego, że Bartra wie o Bruno. Matka była przeciwna temu, żeby młody piłkarz poznał się z chłopcem, ojciec wręcz przeciwnie, bo stwierdził, że mały powinien poznać się z nim, a Isaac był neutralny... Powiedział, że zaakceptuje każdą decyzję swojej młodszej siostry. I jak miała coś zadecydować? Miała mętlik w głowie... Z jednej strony obiecała sobie, że Bartra nie dowie się o małym, a z drugiej... Coraz częściej myślała o tym co będzie jeżeli syn zapyta ją o swojego ojca... Co mu odpowie? Jego koledzy z placu zabaw i żłobka mieli ojców, on miał tylko zawsze dziadka i wujków, Isaaca i Sergiego.
  Ostatnio zauważyła coś dziwnego. Bruno chodził w dzień zmęczony i wcześnie zasypiał, do tego był coraz bledszy i nie miał apetytu. Jednego popołudnia, gdy Ali była z nim sama w domu, chłopiec dostał wysokiej gorączki. Jej rodzice byli w innym mieście u rodziny, a brat pożyczył jej samochód do pracy, bo jego stał od dwóch dni u mechanika. Spanikowała, martwiła się, że coś poważnego dzieje się z malcem. Już miała dzwonić po karetkę, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Zbiegła szybko na dół i je otwarła. W progu zastała uśmiechniętego Roberto.
   - Dzięki Bogu! - westchnęła. - Jesteś samochodem, prawda? - zapytała szybko, a ten skinął głową. Zaczęła mu wszystko tłumaczyć, a ten bez gadania zgodził się jechać na pogotowie z Bruno. Alison zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i przebrała synka. Wsiedli do samochodu i odjechali. 

  Była załamana, gdy z pogotowia odesłali ich do szpitala z jakimiś wynikami badań Bruno, które przestudiowała po drodze z góry na dół, ale i tak nic z tego nie wiedziała. Nie powiedzieli jej nic, prócz tego, że mają się zgłosić z tymi wynikami do szpitala. Tam od razu zajęli się chłopcem. Kolejne badania, a czekając na ich wyniki, lekarz powiedział, że chłopiec i tak zostanie na razie na obserwacji w szpitalu i by pojechać do domu po jego rzeczy. Wtedy pojawił się tam Isaac, przyjechał prosto po pracy. 
   - Nie możesz teraz prowadzić, bo jeszcze stanie się kolejne nieszczęście - zauważył Isaac i oparł dłonie na oparciu łóżka przy samym oknie, na którym leżał spokojnie Bruno. 
   - Po prostu zostańcie tu z nim, a ja pojadę po rzeczy do domu - westchnęła dziewczyna. 
   - Nie ma mowy. Isaac ma rację - Sergi spojrzał na kuzynkę. - Jeden z nas zostanie, a drugi pojedzie z tobą. 
   - To ja zostanę, a wy jedźcie - Marquez skinął głową. Zgodziła się. Ucałowała synka w główkę i pogłaskała po policzku. 
   - Mamusia za niedługo wróci - szepnęła i wyszła razem z Sergim. W ciszy dotarli na parking i wsiedli do samochodu. Dopiero w połowie drogi, pierwszy odezwał się piłkarz. 
   - Chciałem do was wpaść i porozmawiać z tobą o pewnej sprawie, ale zrezygnowałem, gdy okazało się, że Bruno jest chory i nie masz teraz głowy, ale jednak, jeżeli zostaje w szpitalu to chyba Marc powinien o tym wiedzieć... - spojrzał na nią kątem oka.
   - Sergi, nie - pokręciła głową. - Ja już postanowiłam. To był przypadek, że wtedy na campusie on się dowiedział o Bruno!
   - Tylko, że odkąd on o tym wie, o niczym innym nie myśli - przewrócił oczami. 
   - Nie obchodzi mnie on teraz! To, że mały jest w szpitalu to nie znaczy, że mam zaraz lecieć do Bartry i mu wszytko mówić! - krzyczała. - A poza tym, to na pewno jakiś niegroźny wirus i zaraz go wypiszą i będzie po sprawie. Koniec tematu, dobrze Sergi? - spojrzała pytająco. 
   - Dobrze - mruknął chłopak i zmienił bieg. Jego kuzynka była zawsze uparta, ale miała to po swojej mamie i z resztą po swojej chrzestnej też, czyli matce Roberto. Wiedział, że trzeba było w pewnym momencie odpuścić, bo to nie prowadziło donikąd.
  Z powrotem w szpitalu byli już pół godziny później. Na korytarzu panowała cisza, bo było już późno. Przeszła z kuzynem w ciszy i weszli do sali, gdzie miał być Bruno i Isaac. Przywitali się z panią i jej  czteroletnim synkiem, którzy zajmowali drugie łóżko na sali i podeszli do końca sali. Bruno spał, a Isaac siedział na krześle, grając w chińczyka z systemem swojej komórki. 
   - Był już lekarz? - szepnęła szatynka, a jej brat schował telefon i pokręcił głową. Wtedy jak na zawołanie do sali wszedł mężczyzna w białym kitlu, który przyjmował tu Bruno. 
   - Mogę panią na chwilę prosić? - spojrzał na Alison, a ta zostawiła swoją torebkę i wyszła na korytarz za lekarzem.
   - Tak? Co z moim synem? - zapytała, gdy stanęli niedaleko dyżurki pielęgniarek. - Kiedy będę mogła zabrać Bruno do domu? - zapytała nerwowo.
   -  Pani Marquez, nie mam dobrych wieści - pokręcił głową. - Chłopiec będzie musiał na trochę zostać u nas. 
   - Ale panie doktorze, co mu jest? - spojrzała na niego błagalnie. Przecież jej syn nie mógł być chory na nic poważnego, prawda? Nie mógł...

***
Dawno tu nic nie było, ale w końcu dodaję! :)
Marc przyznał się koledze i bratu, że ma syna, a w Reus... No właśnie! Co się dzieje w Reus? 
Wspomnienia z obozu:



poniedziałek, 18 listopada 2013

tres: siguelo

   Chciał unikać ich jak ognia, tak jak prosił go przyjaciel, ale mu nie wychodziło. Raz spotkał jej brata, z którym się przywitał, a później na korytarzu zobaczył turlającą się piłkę, a po chwili biegnącego trzylatka do niej. Futbolówka zatrzymała się centralnie przy nogach Bartry. Przykucnął i wziął ją do ręki, a chłopiec stanął przy nim. 
   - Lubisz grać w piłkę? - zapytał Marc z lekkim uśmiechem na ustach, a chłopiec skinął główką. 
   - A mogę się nią jeszcze pobawić? - wskazał na piłkę. 
   - No jasne! - oddał mu ją i zmierzwił włosy. 
   - Dziękuję! - zawołał Bruno z uśmiechem na ustach i pobiegł do drugiego korytarza. Marc wstał i wtedy usłyszał głos Alison, która mówiła coś do swojego syna. Odwrócił się i wybrał inny korytarz. Miał w głowie cholerny mętlik. Miał w niej tylko jedno - jego syn!
 Na kolacji siedział naprzeciw niej i myślał o tym jak zacząć rozmowę o tym wszystkim. Z resztą odkąd zobaczył chłopca, to chodził zamyślony.
  Dzieciaki już były w swoich pokojach, w których miały już spędzić tu ostatnią noc, a Marc skierował się do ogólnego pokoju, gdzie zastał Alison, Sergiego i jeszcze innego animatora, oglądających film w telewizji. Usiadł na fotelu i wbił wzrok w ekran, ale nie mógł się skupić. Po chwili animator odszedł i zostali tam we trójkę. Co chwila kątem oka spoglądał na Alison i przyjaciela. 
   - Ali, możemy pogadać? - wydusił w końcu z siebie, a Roberto niepewnie na niego spojrzał. 
   - No tak, a o czym? - zapytała szatynka. 
   - To ja może już pójdę spać i nie będę wam przeszkadzać. - zerwał się pomocnik i ucałował w policzek kuzynkę i przechodząc obok niego, spojrzał lekko przerażony. Wyszedł i zostawił ich tam samych.
   - Więc? - dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, a on pochylił się i oparł łokcie na kolanach. 
   - Tak w ogóle to zamierzałaś mi powiedzieć kiedykolwiek, że mam syna? - spojrzał na nią wyczekująco, a ona otworzyła szeroko oczy. 
   - Marc, ale o czym ty mówisz? - zmieszała się i słychać było jak nerwowo przełyka ślinę. 
   - Mówię o naszym synu. Bruno, tak? - przymrużył powieki. 
   - Nasz? - prychnęła. - To jest mój syn. I nie wiem skąd przyszło ci do głowy, że jesteś jego ojcem, bo przecież ja wtedy na tych wakacjach latałam za każdym! - odparła z wyrzutem. 
   - Przestań! Po prostu odpowiedz!
   - Tak, więc dla twojej wiadomości, nigdy nie chciałam ci powiedzieć o tym, ponieważ mój syn nie ma ojca! - mówiła podniesionym tonem i wstała, patrząc ze złością na piłkarza. - Rozumiesz? Nie ma ojca. - powiedziała dobitnie.
   - Czyli to prawda? - prychnął i również wstał. - Zaszłaś wtedy w ciąże, Bruno jest moim synem i nic mi nie powiedziałaś! - ryknął.
   - Potraktowałeś mnie wtedy jak dziwkę, Marc - pokręciła głową. - Więc teraz nie miej pretensji!
   - Alison, ale to jest mój syn i może chcę go poznać, przekonać się jaki jest! Mieć jakiś wkład w jego wychowanie, pomóc!
   - Ale ci się teraz zebrało na czułości! - spojrzała na niego spode łba. - Radziłam sobie będąc w ciąży, rodząc i przez trzy lata opiekując nim. I sama go wychowam! Ja nie potrzebuję twojej pomocy, on tym bardziej. Damy sobie radę sami. Po prostu odpuść i zapomnij, żyj swoim życiem tak jak ja to robię. - chciała go wyminąć i wyjść z pokoju, ale ten złapał ją mocno za nadgarstek.
   - Posłuchaj mnie, Alison! - zaczął, nie odrywając od niej wzroku. - Jak ja mam odpuścić i zapomnieć, że mam dziecko, co? Ja też chcę dla niego dobrze!
   - Więc jeżeli chcesz dla niego dobrze, zostaw nas w spokoju, okej? Tak będzie dla niego najlepiej. - warknęła i wyrwała mu się. Ruszyła przed siebie. Nie wyobrażała sobie momentu, gdy Marc dowiedziałby się o Bruno. Od samego początku obiecała sobie, że wychowa swoje dziecko sama, a Bartra o niczym się nie dowie. Pech chciał, że musieli spotkać się na tym obozie, że dowiedział się o ich synu. Wiedziała, że jej kuzyn musiał maczać w tym palce, ale nie miała o to do niego żalu, bo znali się od zawsze i wiedziała jaki jest Sergi. Był szczery i pomocny, nie potrafił okłamywać bliskich dla siebie osób. Sam by mu wprost nie powiedział, bo chciał byś lojalny wobec Alison i wobec przyjaciela, ale jakoś musiał zakręcić tak tą rozmowę, żeby prawda wyszła na jaw.

 Obudził się nad ranem i nie mógł spać. Myślał o wczorajszym dniu, o słowach Sergiego, o widoku małego Bruno, o rozmowie z Alison. Męczyło go to. Wstał wcześniej i na zaś zaczął się pakować, bo i tak dziś mieli już się rozjeżdżać. Myślał o rozmowie z Alison. Miał odpuścić? Miał sobie dać spokój? Dowiedział się, że ma syna i to mu zakręciło wszystko w głowie. Miał od tak sobie o tym zapomnieć? Ona tego chciała, ale czy on mógł to zrobić?
 Minęło śniadanie, ostatni trening, obiad, a oni ciągle się unikali jak ognia. Dopiero popołudniu, gdy już bus zabrał dzieciaki, gdy tamci się przygotowywali do wyjazdu, Alison i Marc wpadli na siebie. Ona chciała go wyminąć, tak samo jak pierwszego dnia, ale Bartra zachodził jej drogę.
   - Porozmawiajmy jeszcze raz - powiedział pewnie.
   - Marc, ja swojego zdania nie zmienię - pokręciła głową. - Teraz wybacz, bo chcę wrócić do domu.
   - Chcę go przynajmniej poznać! - powiedział lekko się unosząc.
   - I po co? Poznasz go i co? Staniesz się dla niego idealnym tatusiem? - prychnęła. - Po prostu odpuść... - westchnęła. - Zapomnij o tym, że mnie tu spotkałeś, zapomnij o tym, że dowiedziałeś się o Bruno, dobrze? To tylko taka moja prośba. - mówiła zdenerwowana i wyminęła go, wychodząc na parking. Wrzuciła torbę na tylne siedzenia swojego samochodu i już miała wsiadać na miejsce kierowcy, kiedy młody obrońca przytrzymał jej drzwi.
   - Alison, zrozum, że ja też tak łatwo nie odpuszczę - pokręcił głową. - Może los właśnie chciał żebym się o tym w końcu dowiedział, co? Lepiej teraz niż za 15 lat, kiedy mały się zapyta o swojego ojca.
   - Wtedy mu o tobie powiem. Będzie dorosły i sam zadecyduje czy chce cię poznać, czy nie.
   - Daj mi szansę! - spojrzał na nią błagalnie. Sam nie wiedział co u niego to wywołało, ale zaczęło mu zależeć i to cholernie.
   - Ode mnie dostałeś ją cztery lata temu, nie wyszło... Bywa! - wzruszyła ramionami. - Ale zostaw też w spokoju mojego syna. - warknęła i wtedy przy nich pojawił się Roberto.
   - I teraz macie zamiar się o wszystko kłócić zamiast dojść jakoś do porozumienia? - spojrzał na przyjaciół.
   - Ja chcę się dogadać! - powiedział z wyrzutem piłkarz.
   - Szkoda, bo ja z tobą już nie chcę się dogadywać - mruknęła dziewczyna. - Do zobaczenia, Sergi - zwróciła się do kuzyna i wsiadła do samochodu. Szybko odpaliła silnik i wycofała, nakręcając. Odjechała.
   - Chodź Marc, wracamy do Barcelony - mruknął pomocnik i poklepał go po ramieniu. - I daj lepiej kluczyki, co? - zaproponował, a obrońca mu je wręczył. Podszedł do swojego samochodu i wrzucił torbę na tylne siedzenie. Wsiadł na miejsce pasażera i uderzył pięścią w maskę rozdzielczą, a Roberto który właśnie zapinał pasy, spojrzał zatroskany na przyjaciela. 
   - Nie rozumiem jej - brunet pokręcił głową. 
   - Ale czego nie rozumiesz? - Sergi zmarszczył brew. 
   - Wiedząc, że masz dziecko, nie chciałbyś go poznać?
   - No chciałbym, ale... - zaciął się i odpalił silnik Audi przyjaciela. - Z wami jest inaczej, bo oboje jesteście nieźle uparci - wyjechał na ulicę. - To dziwne być po twojej stronie i za razem Alison, bo chciałbym, żebyś poznał Brno, a z drugiej strony moja kuzynka ma rację, że jest zdenerwowana. 
   - Gdyby mi wtedy powiedziała, że jest w ciąży, przecież bym jej pomógł! - Marc kręcił głową. 
   - A postaw się na jej miejscu, co? Wyzwałeś ją od dziwek i oskarżyłeś o Bóg wie co... Odezwałbyś się później do takiego kogoś? 
   - Nie wiem - mruknął obrońca. 
   - No to widzisz. Teraz masz z nią dziecko i musisz być cierpliwy. Pogadam z nią o tym wszystkim, tylko musisz przystopować, okej? 
   - I mam czekać kolejne trzy lata aż zdecyduje się na to, że mogę go zobaczyć? - zapytał z wyrzutem. 
   - Stary, spokojnie... Mówiłem, że z nią pogadam. Cierpliwości, Marc. Na weekendzie pojadę do Reus to z nią przy okazji pogadam. - westchnął.
    - No spoko - odparł piłkarz i wbił wzrok w okno. Odkąd dowiedział się, że jest ojcem, wszystko nagle się zmieniło. Inaczej myślał, inaczej widział, jadł, spał i słyszał... Taka niby zwykła, niewielka informacja, a co zrobiła? Sprawiła, że Marc zaczął żałować. Sprawiła, że zaczął myśleć o wakacjach sprzed czterech lat. Zaczął myśleć o Alison, którą posądził o zdradę z barmanem z klubu przy plaży. To wszystko była prawda czy tylko głupie urojenie, które wtedy zrodziło się w jego głowie? 

***
Ten rozdział wstawiam akurat dziś, ponieważ... Sto lat, sto lat! Niech żyje, żyje Naaam! A kto?! Nataleczka! Mój Ty kochany krejzolu, nie zmieniaj się, wiesz? Pozostań taka jaka jesteś! ♥
Piłeczka od Marca w prezencie :)

sobota, 9 listopada 2013

dos: ahora es

  Cały czas miała wrażenie jakby nic się wtedy nie stało. No przynajmniej on się tak zachowywał. Jakby o wszystkim zapomniał. I jak ma teraz być? Spotkała go tu i mają sobie znów spijać z dziobków? Powiedziała sobie, że tak nie będzie, ale jak ma się do niego nie odzywać lub warczeć na niego, jeżeli jest miły, uśmiecha się do niej, nie wspomina ani słowem o tamtych wakacjach i przechadza sobie właśnie przed nią bez koszulki.
 Siedziała na niskiej ławce w kącie hali z basenem i obserwowała jak wszyscy bawią się w wodzie, jak Sergi, Marc i jeszcze dwóch animatorów pilnują dzieci w wodzie. 
 Po chwili usłyszała wołanie jednego z chłopców by podać mu ręcznik. Sięgnęła po niego i podeszła do krawędzi, przykucając i wyciągając dłoń z materiałem. Wtedy chłopiec szeroko się uśmiechnął i poczuła, jak ktoś za nią popycha ją do wody. 
  Marc wtedy chlapał się w innej części basenu, gdy usłyszał głośny plusk. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył Alison, która wpadła do wody, a trójka chłopaków stała obok i się śmiała. Automatycznie przypomniał sobie, że dziewczyna nie potrafiła pływać i bała się dużych zbiorników wodnych. Zerwał się i szybko podpłynął tam. Zanurkował i złapał Ali, opadającą na dno. Wynurzyli się, a tam na brzegu czekał już Sergi z dużym ręcznikiem. Dziewczyna wykaszliwała wodę, którą zdążyła połknąć. Kuzyn opatulił ją ręcznikiem i przytulił, a Bartra przykucnął przed nią i spojrzał na jej twarz. 
   - Alison, wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie, a ona tylko skinęła głową, całą się trzęsąc. Obrońca odwrócił się i spojrzał srogo na chłopców. - Co to za głupie pomysły? Nie pomyśleliście, że nie ona potrafi pływać? 
   - Nie... - zamruczał jeden i cała trójka spuściła głowy. - Przepraszamy. 
   - Nie mnie, ale Alison. - odparł od razu, a chłopcy spojrzeli na dziewczynę ze skruszonymi minami. 
   - Przepraszamy cię, Alison. - powiedzieli chórkiem. 
   - Okej, już jest dobrze. - kiwnęła głową i Sergi pomógł się jej podnieść. Oboje skierowali się w stronę wyjścia z basenu.  
   - To był twój pomysł - mruknął blondynek i wskazał na swojego kolegę. 
   - A właśnie, że nie! - założył ręce. 
   - Chłopcy, nie ważne kogo to był pomysł, ważne, że zrobiliście to we trójkę, a to było naprawdę głupie posunięcie. - skomentował to ich idol. - Wracajcie teraz do kolegów, a później do tego wrócimy. - dodał i podążył wzrokiem za wychodzące kuzynostwo.
   
 Wysuszyła się i przebrała. Nie zjawiła się na kolacji. Wolała poleżeć pod kołdrą i się zagrzać. Czytała jakieś wiadomości na swoim tablecie, kiedy usłyszała ciche pukanie.
   - Proszę - mruknęła cicho i drzwi się uchyliły. Najpierw zobaczyła małą tacę, a później dopiero uśmiechniętą twarz Bartry. 
   - Można? - zapytał.
   - Tak, wejdź. - odłożyła tablet na bok. 
   - Nie było cię na kolacji, więc ona przyszła do ciebie. - zaśmiał się. - Wszystko dobrze? - zapytał i położył tacę na stoliku nocnym obok dziewczyny. W tym samym czasie rozległo się ciche kichnięcie. 
   - Powiedzmy - mruknęła i wytarła nos, sięgając po kubek z gorącą herbatą, który przyniósł Marc. 
   - Wiesz, skończyło się na tym, że jeden z animatorów stwierdził, że za karę tamci jutro nie mają iść rano na boisko. - poinformował i przysunął sobie krzesło do jej łóżka. - A ty masz się kurować i pozbyć kataru. - wskazał na nią. - I uważaj, bo gorąca. 
   - Dzięki - szepnęła i upiła łyk.
   - A pamiętasz jak ja wciągnąłem cie wtedy do wody? - zaśmiał się pod nosem. 
   - Pamiętam - sama uśmiechnęła się i opuściła wzrok, ale jednak po chwili popatrzyła na Marca i ich spojrzenia się spotkały. Oboje się speszyli i opuścili głowy. 
   - To ja już może nie będę ci przeszkadzać. - wstał i skierował się do wyjścia. - Smacznego i dobranoc. - rzucił jeszcze i wyszedł. Alison jeszcze spojrzała na zamykające się za nim drzwi i przejechała otwartą dłonią po twarzy, odgarniając włosy do tyłu. Przymknęła oczy i oparła głowę o drewniany tył łóżka. Teraz gdy znów go spotkała, każde wspomnienie wróciło i pamiętała wszystko jakby to się wydarzyło teraz, a nie cztery lata temu. To był jeden z pierwszych dni zaraz po tym jak go poznała. Zabrał ją na spacer wzdłuż plaży i długo rozmawiali. W pewnym momencie złapał jej dłoń i ruszył w stronę morza. Zaczęła protestować i przypominać, że mu mówiła, że boi się wody, ale on się tylko szeroko uśmiechnął i zaczął ją zapewniać, że nic się jej nie stanie, bo on jest przy niej.
Bała się, ale mu zaufała. Weszli do momentu, gdy woda sięgała do ich pasa, a on położył dłonie na jej talii i spojrzał głęboko w oczy - Mogę cię pocałować? - usłyszała lekko zaskoczona i automatycznie się zaczerwieniła. On jedynie zaśmiał się pod nosem i pochylił nad jej ustami, lekko muskając je swoimi.

  Czwartego dnia obozu przysiadła w kącie boiska i przypatrywała się jak Marc i Sergi bawią się z dzieciakami. Obaj zajmowali się nimi, rozbawiali na boisku, a całkowicie się już rozpływała, gdy robili obchód wieczorami z buziakami na dobranoc. Szczególnie wtedy wyobrażała sobie jedną scenę, Marc i... Jednak szybko wymazywała ją z głowy. 
 Po chwili pojawiła się tam jedna z animatorek, mówiąc, że Alison ma gości. Zdziwiła się i ruszyła za nią. Przed ośrodkiem stał samochód jej brata, i właśnie on oparty o maskę i trzymający na rękach trzylatka. Bardzo się ucieszyła i od razu podbiegła do nich, przejmując na ręce Bruno, przytulając go i całując. Dopiero po chwili ucałowała w policzek swojego starszego brata. 
   - Stęsknił się za tobą, a nie miałem serca na niego dalej tak patrzyć, więc go przywiozłem. - zaśmiał się Isaac.
   - I dobrze zrobiłeś, bo mamusia też się z nim stęskniła - uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała chłopca po główce. 
   - Miałem laurkę dla ciebie, ale Goofy ją zjadł - zrobił smutną minkę. 
   - Nic się nie stało - zaśmiała się Alison i ucałowała go w czoło. - A powiedz mi, jesteś grzeczny, czy zaraz usłyszę jak wujek na ciebie narzeka? - przymrużyła powieki. 
   - Byłem grzeczny! - krzyknął od razu. - I babcia i dziadek też tak powiedzą! 
   - No nie wątpię - pokazała mu język i odstawiła na ziemię, ten od razu znalazł leżącą niedaleko piłkę i zaczął się nią bawić. - Bardzo psocił? - zapytała brata. 
   - Jakbyś go nie znała - zaśmiał się i przewrócił oczami. - Podręczył trochę Goofiego, ciągnąc go za uszy i ogon, więc się zemścił i pożarł rysunek dla ciebie. - wyszczerzył się. 
   - Biedny pies - pokręciła głową. - Naprawdę cieszę się, że przyjechaliście, bo się stęskniłam - przytuliła go. - Wiesz kto tu jest? - szepnęła. 
   - Wiem, rozmawiałem wczoraj z Sergim przez telefon - mruknął. - I jak? 
   - Isaac, wydoroślałam i z tego co widzę, on też i to bardzo. Nie mówimy o tym co się stało. - wzruszyła ramionami, patrząc na swojego synka. - I nadal się nie dowie, rozumiesz? - automatycznie pogroziła szatynowi. 
   - Wbiłaś mi i Sergiemu to dosadnie cztery lata temu - mruknął. - Więc nawet nie zaczynam tematu. 
   - I tego się trzymaj, Isaac! 

 Wyszedł przodem z obiektu treningowego i jego wzrok zatrzymał się na samochodzie, stojącym przed wejściem do ośrodka. Zauważył przy nim Alison i jakiegoś chłopka. Przypatrzył mu się dobrze i chyba go kojarzył. To był jej brat, którego poznał wtedy co ją. Po chwili, jedyne co go zaskoczyło, był fakt, że obok nich stanął mały chłopiec. 
   - Co ty tu tak stoisz? - usłyszał pytanie od Sergio. 
   - Kim jest ten chłopczyk? - skinął głową na niego. 
   - Jaki? - zdziwił się Roberto i spojrzał w tamtą stronę. - Brunito - wyszczerzył się i nagle jakby zamarł. 
   - Syn Izaaka? - zapytał obrońca, a Sergio tylko pokręcił głową. Mógł przytaknąć, ale nie potrafił teraz okłamywać przyjaciela. - Alison? 
   - Tak, to jej syn. W kwietniu skończył trzy latka. - mruknął, a Marc jeszcze raz na niego spojrzał. Od razu w głowie uruchomił się jego guzik domysłów. Jeżeli urodził się w kwietniu, to dziewięć miesięcy wcześniej był lipiec... 
   - Mógłby być moim synem, ale nie jest - zaśmiał się i spojrzał na pomocnika, który faktycznie nie wiedział co ma wtedy mu odpowiedzieć. 
   - Ty to powiedziałeś. - skinął głową. 
   - Ej! Przecież mogła mieć wtedy też innych facetów. Na przykład... 
   - Gość z baru? - przerwał mu Sergi. 
   - Wiesz o wszystkim? - Marc spojrzał na niego zdziwiony. 
   - Alison jest moją najbliższą kuzynką i przyjaciółką. - wzruszył ramionami. 
   - I nie powiesz mi teraz, że ten Bruno to mój syn! - syknął. - Ona faktycznie potem mogła być z tym barmanem! 
   - Uważaj co mówisz, Marc - spojrzał na niego wrogo. - Ona wtedy na serio była w tobie zadłużona po uszy i nie mogłaby cię zdradzić z tamtym chłopakiem. Ty ją tylko potraktowałeś jak pierwszą lepszą. - pokręcił głową. 
   - Sergi, Bruno to naprawdę mój syn? - przełknął ciężko ślinę i spojrzał w jego stronę. 
   - Ma twoje oczy i ten diabelski uśmieszek, gdy coś zmajstruje! Posłuchaj, teraz najlepiej zniknij gdzieś, bo jeżeli w tym momencie Ali się dowie, że wiesz to urwie mi głowę! - Sergio poklepał go po ramieniu i ruszył w stronę swojej rodziny. Stał tak chwilę i wpatrywał się w małego, bawiącego się piłką. Nadal w to nie wierzył, że chłopiec mógł być jego synem. Tylko dlaczego Alison nie powiedziała mu, że zaszła w ciąże?!

***
No i zagadka, o której snułyście domysły, została rozwiązana!
Co dalej? Kto będzie zgadywał? :)

poniedziałek, 28 października 2013

uno: que viva la vida

  Po tym kogo przed chwilą zobaczyła, pożałowała, że dała namówić się matce na ten wyjazd by dorobić sobie trochę jako animatorka. Jej matka prowadziła agencje, która właśnie zajmowała się wysyłaniem opiekunów, kelnerek na eventy, przyjęcia czy właśnie takie obozy. W ostatniej chwili jedna z dziewczyn się rozchorowała i padło na Alison, którą i rodzice i starszy brat zapewniali, że dadzą sobie radę młodym przez te kilka dni.
 Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz widziała Marca. Ten widok ją po prostu dziś zmroził. To miał być jakiś piłkarski obóz, wiedziała tylko tyle, ale nie miała pojęcia, że właśnie z nim!
 Przekroczyła próg stołówki i tam zauważyła jedną ze starszych kucharek i obok niej chłopaka, któremu coś opowiadała. 
   - Sergi? - zawołała i uśmiechnęła się, podchodząc do nich. Chłopak spojrzał na nią i również szeroko się uśmiechnął, a kobieta wtedy wróciła do kuchni. 
   - Moja Ali! - zaśmiał się i mocno ją przytulił. - Co ty tu robisz? - zapytał. 
   - Przez te kilka dni będę animatorką, a ty? - zdziwiła się. 
   - Sportowy campus Nike, z piłkarzami... - mówił, ale w pewnym momencie się zaciął. - Powiedz, że wiesz z kim jest ten campus - spojrzał na nią dziwnie. 
   - Chodzi ci o tą osobę, na którą się nadziałam na korytarzu? - westchnęła i spojrzała na niego błagalnie. - Nie, nie wiedziałam. - spuściła wzrok. 
   - Spotkałaś go i...
   - I nic. Po prosto go wyminęłam i poszłam dalej. - wzruszyła ramionami. - Ośrodek jest duży, więc nie muszę go znów spotykać, a te parę groszy za pracę tutaj mi się przydadzą. Muszę wytrzymać. - przejechała dłonią po swoim policzku. 
   - Dzielna dziewczynka - zaśmiał się szatyn i znów ją przytulił. - Mów co tam u Bruno i Isaaca. - kiwnął głową. 
   - A bardzo dobrze. Braciszek dostał urlop to bawi się w niańkę w domu. - zaśmiała się. - A u ciebie? 
   - Wszystko po staremu - odparł i spojrzał za nią. - Jakby co, to ja nie wiem, że się znacie. Udam głupka. - mruknął cicho i odwrócił przodem do drzwi, przez które właśnie przeszedł brunet i kroczył w ich kierunku. - Marc, poznaj moją ulubioną kuzynkę Alison. - odparł Sergi z uśmiechem, obejmując ją ramieniem. 
   - Sergi, my się znamy - Marc skinął niepewnie głową i spojrzał na nią. - Hej - mruknął do niej, a ona szepnęła to samo. - Tylko nie wiedziałem, że jest twoją kuzynką. - mówił trochę zmieszany.
   - Bus podjechał, chodźcie! - właśnie do stołówki zajrzał jeden z opiekunów, przywołując ich ręką, żeby poszli za nimi. Szczerze? Dziękowała temu chłopakowi za to. Ruszyła pierwsza za nim i nie musiała patrzeć na obrońcę i trwać w głupiej ciszy. Jedynie cieszyła się z faktu, że mogła spotkać tu swojego kuzyna. Wyszli na zewnątrz i patrzyli jak dzieciaki wysiadali z busa. Oczywiście byli najbardziej zainteresowani dwoma idolami, zawodnikami FC Barcelony. 
 Wraz z innymi animatorami zaprowadziła dzieciaki do ich pokoi. Wcześniej myślała, że będą to sami chłopcy, ale okazało się, że jest tu też parę dziewczynek. Dzieci w pokojach zastały swoje stroje i korki, przez co uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Następnie był obiad, więc wszyscy zgromadzili się w stołówce. Marc z Sergim jako gospodarze, pomagali przy nakładaniu jedzenia i później chodzili po stołówce, co jakiś czas podkradając po frytce z talerzy chłopców. 
 Alison siedziała na końcu długiego stołu dla pracowników i co chwila zerkała swojego kuzyna oraz jego kumpla. Karciła się w myślach za to, ale nie potrafiła się powstrzymać. To było od niej silniejsze. Niby wcześniej nie myślała o tym, by go spotkać na żywo, a teraz był niedaleko. W końcu oboje dotarli do stolika. Sergi usiadł obok swojej kuzynki, a Marc dokładnie naprzeciwko niej. Znów się speszyła i szybko zajęła tym, co miała jeszcze na talerzu.
  Po obiedzie odbył się pierwszy trening na boisku, który przynależał do ośrodka. Ali wtedy zaszyła się w swoim pokoju i rozmawiała przez telefon ze swoją rodziną, która została w Reus. 
 Później dzieciaki wróciły na podwieczorek i do samej kolacji wysiadywali w bawialni, ustawiając się w kolejce, by przynajmniej przez chwilę zagrać na konsoli z Bartrą lub Roberto. 
   Już dawno minęła godzina ciszy nocnej, ale dziś był jej dyżur, by sprawdzić wszystko dokładnie zanim zaśnie. Chodziła po korytarzach i słuchała, czy w którymś z pokoi nie jest za głośno. W pewnym momencie zauważyła uchylone drzwi do jednego z pokoi, gdzie świeciło się światło. Zdziwiła się i zajrzała do środka. Tam przy wejściu od razu usłyszała głosy z małej łazienki i odsunęła bardziej drzwi. Zobaczyła tam czwórkę chłopców, którzy zajmowali ten pokój i za nimi Marca i Sergiego, wszyscy czyszczący razem zęby. 
   - A co wy tu robicie? - zdziwiła się. 
   - Trzeba było jakoś zmusić chłopców żeby wyczyścili zęby - mówił Marc z pełną buzią pasty, na co Alison jedynie oparła się o framugę i zaśmiała. 
   - Jest już późno i powinniście być w łóżkach, jeżeli macie zamiar od rana kopać piłkę. 
   - O nie, nie! Rano jest konferencja, później kopiemy piłkę. - wyszczerzył się Sergio i pierwszy wypluł pastę do zlewu. - A wy faktycznie już powinniście spać. - zmierzwił włosy jednemu z chłopców.
   - No dobrze - mruknęli i wypłukali swoje buźki, kierując się do łóżek. 
   - I buziak na dobranoc! - zawołali obaj, a ona miała wrażenie, że piłkarze zachowują się sami jak te dzieci. Pokręciła głową i zaśmiała się. 
   - Alison chyba zazdrości! - krzyknął jeden z chłopaków i nakrył się od razu kołdrą. 
   - Ee, Ali też dostanie buziaka na dobranoc. - zaśmiał się jej kuzyn i cmoknął ją w policzek. Bartra, który stał za nim jedynie się uśmiechnął i puścił do niej oczko. Uwielbiała ten widok, ale teraz już nie mogła pozwolić sobie na uczucie mięknących kolan. Zgasili światło i we trójkę skierowali się w stronę swoich pokoi. Pierwszy zniknął Bartra za drzwiami pomieszczenia, a Roberto odprowadził kuzynkę pod jej pokój. - I jak po pierwszym dniu? - zapytał. 
   - Nie było tak źle - uśmiechnęła się lekko. - Chociaż to, że mało z nim rozmawiam i przede wszystkim normalnie.
   - Myślisz, że po takim czasie nadal skakalibyście sobie do gardeł? - zapytał Sergi. 
   - Nie wiem, ale wszystko możliwe. - pokręciła głową. - Idę już spać. Do jutra. - uśmiechnęła się lekko do kuzyna i zniknęła za drzwiami pokoju. Weszła do łazienki i wzięła prysznic, przebrała się w piżamę i od razu położyła się do łóżka. Zamknęła oczy i jakby automatycznie pokazała jej się twarz uśmiechniętego Marca. Otworzyła oczy i westchnęła cicho. Przez to, że go tu spotkała, jej wspomnienia wracają, a bardzo tego nie chciała i obawiała się. 

 Następnego dnia faktycznie rano mieli konferencję, na której był przedstawiciel Nike. Dzieciaki siedziały i wsłuchiwały się, niektórzy nawet z otwartymi buziami. Uśmiechała się na ten widok, bo dziś była przydzielona by być tam z nimi oraz później iść na trening. 
  Siedziała na bocznej ławce i obserwowała biegające dzieci oraz dwójkę zawodowych piłkarzy, którzy wyróżniali się wśród nich wzrostem. Wstała, by rozprostować kości i ruszyła wzdłuż linii. Po chwili nadziała się na małą przepychankę słowną pomiędzy kilkoma chłopcami i czwórką jedynych tu dziewczynek. 
   - To nieprawda! - zawołała mała blondyneczka i założyła ręce na piersi. 
   - A co tutaj się dzieje? - przykucnęła przy nich. 
   - No, bo oni mówią, że dziewczyny nie potrafią grać! - krzyknęła druga i pokazała język chłopcom. 
   - Bo to prawda! - zawołał jeden z nich. 
   - Spokojnie. No przecież piłka jest dla każdego. Jeżeli nie byłaby dla dziewczynek, to nie było by ich tutaj - wskazała na nie. - I mnie pewnie też. - zaśmiała się. 
   - A ty potrafisz grać? - zdziwił się chłopiec. 
   - No pewnie - skinęła głową i wstała, podchodząc do jednej z piłek. Podbiła ją kilka razu do góry. - No widzicie, dziewczyny też potrafią. 
   - A kto cię tak nauczył? - blondyneczka z warkoczykiem przechyliła główkę, patrząc na nią. Od razu przed oczami stanęły jej obrazy jak chłopak uczył ją tego, trzymał za dłonie i obdarowywał buziakiem za każde udane podbicie. 
   - Kolega - uśmiechnęła się i pogłaskała ją po główce. 
   - Trzeba było od razu mówić, że najlepszy piłkarz - tuż obok nich pojawili się Marc z Sergim. Właścicielem tych słów oczywiście był ten pierwszy. 
   - Jakoś nie miałam przyjemności spotkać się jeszcze z takim Messim - zaśmiała się pod nosem. 
   - Marc chyba miał na myśli siebie - zachichotał ośmiolatek. 
   - To Marc cię tego nauczył? - dziewczynki otworzyły szeroko oczy. 
   - Tak, ale niech sobie tak nie przychwala - spojrzała na obrońcę, który tylko zaśmiał się pod nosem. I znów to zrobił. Nie chciała by tak robił! Po prostu nie chciała. Milion dziewczyn pewnie dałoby się pokroić, by ten uśmiech sławnego Marca Bartry kierowany był do nich, a tymczasem jest kierowany do kogoś, kto tego nie chce. Istna paranoja, prawda? Ona miała jednak powód, by tego nie chcieć. Pamiętała jak to było pare lat temu, a dziś tak po prostu, jakby nigdy nic się do niej uśmiecha. 

***
I jest jedyneczka! :D
Pozostawiam ją Wam! 
+
Dorzucam jeszcze Marca i Sergiego ^^

niedziela, 20 października 2013

prolog: irresistible

   Wyszła ze swojego aktualnego pokoju w ośrodku i ruszyła w kierunku stołówki, by sprawdzić czy jest wszystko gotowe na przyjazd małych obozowiczów. Niektórzy animatorzy mieli się wstawić prosto do ośrodka, a inni dopiero mieli przyjechać dużym busem z zebranymi dziećmi. Szła korytarzem ze wzrokiem wbitym w ekran swojego telefonu. Czytała SMS od swojego brata, że u nich wszystko w porządku i żeby się nie martwiła. Już otwierała czyste okienko, by odpisać, kiedy poczuła, że uderza w kogoś. Podniosła głowę lekko przestraszona.
   - Prze... - zaczęła i spojrzała na jego twarz, a pierwsze co zobaczyła to były jego tęczówki, w które wcześniej uwielbiała się wpatrywać. Nagle wstrzymała oddech i otworzyła szeroko oczy. Nie wierzyła, że go spotkała. On tak samo. Stał i patrzył na nią. Pytał sam siebie, skąd ona tu się mogła wziąć? Coś od niego chce czy to przypadkowe spotkanie? Już otwierał usta, by coś z siebie wykrztusić, kiedy ona nerwowo zawinęła włosy za ucho i tak po prostu go wyminęła. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku, który obrała sobie wcześniej, ciężko wzdychając.
   - Alison! - usłyszała jego głos, ale nie odwróciła się, szła dalej. Jedynie przymrużyła na chwilę powieki i skręciła w drugi korytarz. On został tam sam i patrzył jak brunetka znika. Poprawił swoją torbę, która wisiała na jego ramieniu. Przez chwilę zastanawiał się czy czasem to nie była jakaś zmora czy jego wyobrażenie, że ją tu zobaczył, ale jakoś szybko mu to minęło. Po prostu zobaczył Alison, tą samą dziewczynę co kiedyś. Przetarł oczy i ruszył w kierunku pokoju, który miał zająć na te kilka dni. 

***
Pojawił się tylko i wyłącznie przez te dwie świruski, którym dedykowane jest opowiadanie! Zapraszam do czytania i komentowania. 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

dusze

 Alison Marquez
22 lata, mieszka w Reus


 Marc Bartra
22 lata, mieszka w Barcelonie

 Bruno Marquez 
3 lata, mieszka w Reus

 Sergi Roberto
21 lat, mieszka w Barcelonie

 Lydia Cortez
21 lat, mieszka w Barcelonie

 Isaac Marquez
25 lat, mieszka w Reus

 Eric Bartra
22 lata, mieszka w Barcelonie