czwartek, 19 grudnia 2013

cinco: frio

  Właśnie wracał od rodziców, gdzie spędził prawie cały dzień na wielkim zjeździe Barta i Aregall. Miał odsapnąć i pobyć z rodziną, a skończyło się na tym, że musiał ciągle pilnować swojego bliźniaka, żeby ten nie chlapnął czasem przy mamie albo którejś ciotce, że Marc ma nieślubne dziecko, bo to przecież w tym momencie byłby armagedon. Oczywiście wie, że prędzej czy później każdy by się dowiedział, ale najpierw musi porozmawiać o tym z rodzicami i to na spokojnie i poważnie. Wjeżdżał już do Barcelony, kiedy usłyszał swój dzwoniący telefon. Spojrzał na wyświetlacz, odebrał i włączył od razu na głośnik.
   - Cześć Sergi, już się stęskniłeś? - zaśmiał się i zmienił bieg.
   - Marc, jestem w Reus - odparł chłopak, a ten od razu zmienił wyraz twarzy.
   - Rozmawiałeś z Alison? - zapytał po chwili.
   - Powinieneś tu przyjechać - odpowiedział mu cichym głosem. Szczerze? Irytowało go, że nie odpowiadał wprost na jego pytania, ale to go dziwiło, że najpierw mówi mu, że jest w Reus, a później żeby tam przyjechać.
   - Ale po co?
   - Przyjedź jak najszybciej do szpitala w Reus, to nie jest rozmowa na telefon.
   - Ale jak to do szpitala? Coś ci się stało? - obrońca zmarszczył brew.
   - Co? Nie! Nie mi. Chodzi o Bruno... Po prostu przyjedź. - mówił Sergi. - Muszę kończyć - dodał szybko i rozłączył się, a Marc zjechał na pobocze. Układał sobie wszystko w głowie. Reus, szpital, Bruno... W jednym momencie ruszył, ale już nie w kierunku swojego mieszkania, ale na wylotówkę do Reus.

  Nadal nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała wczorajszego wieczoru od lekarza. Anemia u jej trzyletniego synka... To wydawało się dla niej komiczne, ale jak usłyszała, u takich małych dzieci to częste... Alison przesiedziała z synkiem całą noc w szpitalu i rano wrócili do niej Isaac i Sergi, a także rodzice, którzy dowiedzieli się o sytuacji ich wnuka. Przekonywali, by Ali pojechała do domu i się przespała, ale ona trzymała twardo na swoim.
  Bruno potrzebował większej ilości krwi w swoim organizmie. Potrzebne była transfuzja i najlepiej kogoś spokrewnionego. Każdy obecny tam po kolei podchodził do gabinetu zabiegowego i oddawał krew, następny wchodził, gdy przychodziła informacja z laboratorium, że dana osoba nie może podzielić się swoją krwią z malcem. Ani Sergi, ani dziadkowie, ani Isaac, a nawet sama Alison. Dlaczego akurat Bruno musiał mieć tą bardzo rzadką grupę krwi? Dlaczego akurat musiał odziedziczyć ją po Bartrze? Był już bardzo późne popołudnie, kiedy wszyscy siedzieli na korytarzu i czekali na wieści o tym, że znalazła się krew z zewnątrz dla Bruno. Chłopiec spał, a przy nim na sali czuwał jedynie dziadek. Sergi wcześniej zaczynał mówić o Bartrze, ale ta nadal nie chciała słuchać, pomimo tego, że obrońca mógłby tu pomóc. Lekarz uprzedził, że czekanie na odpowiedniego dawce może okazać się długie, ale to też jej nie przekonało.
  Siedziała na plastikowym krzesełku, a obok niej jej brat, obok matka, a Sergi stał naprzeciw nich, oparty o parapet.
   - Alison... - zaczął jej starszy brat. - Sergi miał rację, że powinniśmy zadzwonić po Bartrę. W końcu to jest jego biologiczny ojciec i nic tego nie zmieni, a to ostatnia szansa. Może się okazać, że bez dłuższego czekania twój syn dostanie krew, pomyśl. Ten raz mogłabyś się złamać... - przewrócił oczami. - I w nosie mam co zaraz odpowiesz... To mój siostrzeniec! Sergi, dzwoń po niego! - zwrócił się do kuzyna. W tym samym momencie i Roberto i Ali mieli coś powiedzieć, kiedy usłyszeli czyjeś szybkie kroki. Wszyscy spojrzeli w kierunku wejścia na oddział. Nie wierzyła...
   - Już to zrobiłem wcześniej - mruknął pomocnik i wtedy drugi piłkarz pojawił się przy nich. Isaac wstał i podszedł do niego. Marc podał dłoń obu obecnym mężczyznom i skinął lekko głową do starszej kobiety, po czym spojrzał na Alison.
   - Co tutaj się dzieje? Dlaczego jesteśmy na dziecięcym oddziale? - zapytał przejęty, patrząc po zebranych. Chwila ciszy. Spojrzał na przyjaciela. - Coś z Bruno, tak? - zapytał już lekko podenerwowany.
   - Mówiłam, że nie chcę żeby on tutaj był - warknęła Alison.
   - Jakoś już przestało mnie obchodzić twoje zdanie, wiesz siostra? - sprzeciwił się Isaac i zmierzył siostrę wzrokiem. - Posłuchaj Marc - spojrzał na piłkarza. - Bruno jest chory i potrzebuje krwi. Musimy tylko sprawdzić czy twoja krew się nada. - mówił i wtedy z dyżurki wyszła pielęgniarka, a Alison od razu zerwała się na równe nogi.
   - Wiadomo już coś? - zapytała z nadzieją.
   - Tak jak powiedział lekarz, proszę czekać - odburknęła. - Chyba, że znajdziecie kogoś z tą grupą krwi.
   - Ja chcę jeszcze spróbować - wypalił nagle Marc.
   - A pan jest kim dla chłopca?
   - Ojcem - odpowiedział pewnie obrońca.
   - No to gdzie się pan podziewał? - zawołała. - Proszę za mną - machnęła ręką, a chłopak ruszył za nią. Alison usiadła z powrotem na swoim miejscu i schowała twarz w dłoniach. Cisza. Czekali. Po kilku minutach piłkarz do nich wrócił, przytrzymując wacik przy zgięciu łokcia, gdzie przed chwilą pobrano mu krew.
   - Trzeba czekać - mruknął chłopak i ponownie spojrzał na swoją byłą dziewczynę. - Dlaczego od razu nie zadzwoniłaś? 
   - I co? Miało być: cześć Marc, dzwonię żeby ci powiedzieć, że mój syn jest w szpitalu? - zakpiła. 
   - Nasz syn, Alison - odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. Wtedy z tym barmanem jej nie wierzył, ale teraz jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że naprawdę to jest jego syn. Dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, kiedy jej matka uniosła dłoń, przerywając jej. 
   - Moglibyście się teraz wstrzymać? Najważniejsze jest zdrowie Bruno. Kłótnie pozostawcie sobie na później, dobrze? - zmierzyła dwójkę wzrokiem. Nikt już się nie odezwał. Czekali w spokoju na wyniki z laboratorium. W pewnym momencie starsza kobieta dostała telefon ze swojego biura,
pomimo późnej pory, była tam pilnie wzywana, więc zostali na korytarzu we czwórkę.
  Pielęgniarki ciągle chodziły w te i wewte, ale żadna nic nie mówiła o wynikach badania krwi. Ciągłe czekanie stawało się uciążliwe. Marc w pewnym momencie zaczął chodzić po korytarzu. Szczerze? Zżerały go nerwy. Dlaczego? Ciągle myślał o malcu, żeby tylko wszystko było z nim w porządku. 
   - Mógłbyś przestać? - zapytała cicho, ale i kąśliwie Ali, widząc jak piłkarz ciągle przed nią przechodzi. 
   - O co ci chodzi? - zdziwił się obrońca, przystając i patrząc na nią. 
   - Czy mógłbyś przestać tak chodzić? 
   - Najwyraźniej tylko tobie to przeszkadza - mruknął pod nosem. - Jak się denerwuję to nie potrafię siedzieć w miejscu - dodał. 
   - Nie masz czym się denerwować - warknęła. 
   - Naprawdę jest ci trudno zrozumieć, że zależy mi na małym? - przymrużył powieki. 
   - Tak nagle? - prychnęła. 
   - Przestańcie - powiedział spokojnie Sergi. 
   - Bo gdybyś mi powiedziała o tym od początku, to byłoby inaczej! - uniósł głos Bartra. 
   - Byłoby inaczej gdybyś mi wtedy uwierzył! - zawołała i stanęła tuż przed chłopakiem, patrząc na niego z gniewem, ale zarazem i z bólem. - Gdyby nie to, że wysnułeś sobie wtedy swoje historyjki, miałbyś syna od początku! - krzyczała. 
   - Oboje się uspokójcie! Chcecie sobie skakać do gardeł to na zewnątrz i najlepiej gdy z Bruno będzie wszystko w porządku! - obok nich pojawił się Isaac, który w tym momencie myślał najtrzeźwiej z nich wszystkich.
   - Co tutaj się dzieje? - z sali wyłonił się zdenerwowany pan Marquez. - Musicie tak krzyczeć? Obudziliście chłopców na sali. - mruknął i spojrzał na swoją córkę oraz piłkarza. - W końcu ktoś pomyślał i cię tu chłopcze sprowadził - zauważył. 
   - Tato... - westchnęła Ali. - Lepiej do niego wejdę - dodała i wyminęła Marca.
   - Mogę? - zaczął niepewnie Marc, a Alison zmierzyła go wzrokiem. 
   - Nie, nie możesz - warknęła. - Nie wiem co tu właściwie jeszcze robisz! - syknęła. 
   - A mogłabyś już odpuścić? - zapytał poirytowany obrońca. Ali już miała wchodzić do sali, w której był jej synek, kiedy z dyżurki wyłoniła się ta sama pielęgniarka, która pierwszy raz pobierała krew obrońcy. 
   - Mam dobre wieści. Wyniki są pozytywne. - powiedziała, trzymając w ręce jakąś kartkę. Wtedy wszyscy poczuli swojego rodzaju ulgę. - Może pan oddać krew dla syna - spojrzała na Marca. - Zapraszam, musimy to zrobić jak najszybciej. - machnęła ręką na dwudziestodwuletniego piłkarza, a ten bez zastanowienia ruszył za nią, po drodze rzucając spojrzenie matce jego synka. Teraz musiało być dobrze. Nie mogłoby być już inaczej. 

***
Nie wiem czemu, ale przynajmniej jak na razie Alison nie jest moją ulubienicą. To się ziemi, obiecuję :)
Rozdział na specjalnie życzenie Nataleczki, która już się o niego upominała! ♥

9 komentarzy:

  1. No wreszcie Sergi ! Uratowales zycie malcowi sprowadzajac tu Marca!
    Mam nadzieje ze Ali sie opamieta i pozwoli Bartrze byc przy synku i tak dalej. Oczywiscie licze na happy end tej parki!
    Czekam na nowosc ;*
    Inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby nie ja to rozdziały byłyby raz na rok ! Tak że ciesze się ze Cię wymeczylam :D Marc ratuje Bruno ! Kurde kurde xd Ali i jej duma niech idą się bujać ! Ja tu licze na wspaniały romans ! I na Erica kretyna xd
    Nataleczka ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na Erica kretyna, który bedzie miał ognisty romans z Niną xd

      Usuń
  3. romans z Niną byłby dosyć ciekawy XD czegoś takiego na pewno jeszcze nie było haha
    wracając do rozdziału, bardzo mi się podobał :) wszystko idzie w dobrym kierunku, by sobie wybaczyli :)
    Domczi Guru i Mentor

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, że Alison jest troszkę wkurzająca, ale po części ją rozumiem. Nie łatwo jest wybaczyć facetowi niektóre rzeczy, jeśli jest się upartą osobą. Jednak w tym momencie nic nie jest ważniejsze od życia małego Bruno. Dobrze, że Sergi zadzwonił po Marca, bo pewnie z ich synkiem byłoby o wiele gorzej. Może ta sytuacja zmieni nastawienie dziewczyny do piłkarza. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta Alison mnie tak wkurza.. Cholera, tego się nawet nie da opisać! Dziecko jest chore, potrzebuje krwi ojca, a ta dalej swoje. Brak słów!
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że Sergi wykazał się zdrowym rozsądkiem i zadzwonił do Marca. Mam nadzieję, że ta transfuzja krwi sprawi, że Bruno wyzdrowieje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt,Alison jest wnerwiająca,ale czy można jej się dziwić? Pewnie sama bym się tak zachowywała na jej miejscu,ale dobrze,że Sergi ściągnął Bartrę.
    Weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Alison jest... irytujaca, ale staram się ją rozumieć.
    Świetnie, ze Sergi w pore ogarnął i zadzwonił po Bartrę.
    pisz, pisz szybko następny.
    I zapraszam do siebie http://www.sercenamurawie.blogspot.com/ i WESOŁYCH ŚWIĄT !

    OdpowiedzUsuń