Na noc w szpitalu zostały
tylko dwie osoby. Ojciec i brat Alison musieli wrócić, ponieważ
rano musieli iść do pracy, a Alison wygoniła Sergiego, który
pojechał do swojego rodzinnego domu. Marc spędził całą noc na
korytarzu, siedząc na krześle. I tak nie mógłby zmrużyć oka.
Siedział i myślał. Nie miał najmniejszego zamiaru się stamtąd
ruszać. Alison była na sali z Bruno, który wtulił się w matkę i
przespał całą noc, podpięty do kroplówki. Ona, tak samo jak
piłkarz za ścianę, nie spała. Nie mogła. Myślała o swoim synu
i o jego ojcu, który siedział ciągle na korytarzu.
Było już po porannym obchodzie lekarzy i śniadaniu, kiedy młody obrońca zobaczył przemierzającego szpitalny korytarz swojego przyjaciela.
- Mówiłem żebyś pojechał się przespać - powiedział na dzień dobry Sergi, kręcąc głową.
- Znasz mnie - wzruszył ramionami.
- A jak z nimi? - chłopak wskazał na drzwi do sali.
- Alison traktuje mnie jak powietrze - westchnął i właśnie wtedy z sali wyłoniła się dziewczyna.
- Dobrze, że jesteś - spojrzała na swojego kuzyna. - Miałam po ciebie właśnie dzwonić.
- Stało się coś? - zmarszczył czoło.
- Muszę na chwilę wyjść. Dzwonili do mnie z dziekanatu, że mieli zamieszanie w papierach i zwołują połowę wydziału po dane i indeksy - westchnęła.
- Ty lepiej potem od razu jedź do domu, co? - zaproponował Roberto. - Połóż się, a potem zjedz coś ciepłego. Ja zostanę z małym dopóki nie przyjadą twoi rodzice albo Isaac - zapewnił.
- Dzięki, Sergi - mruknęła i rzuciła krótkie, oschłe spojrzenie Marcowi. Wróciła do sali tylko po swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Roberto stanął w progu sali i patrzył kiedy tylko jego kuzynka zniknie w drugim korytarzu. Od razu kiwnął na Marca żeby wszedł razem z nim, a ten się zerwał i wszedł za Sergim. Na sali były trzy łóżka. Na jednym leżał mały blondynek, a obok siedziała jego matka. Środkowe łóżko było wolne, a na tym przy oknie siedział sobie Bruno, od którego odchodziła kroplówka. Marcowi automatycznie zrobiło się szkoda malca. Chłopiec bacznie obserwował swojego wujka oraz jego towarzysza.
- Cześć, Bruno. Jak się dzisiaj czujemy? - zapytał Sergi, siadając na krześle i mierzwiąc chłopcu włosy.
- Dobrze, tylko... - zaciął mały i przewracając oczami, wskazał na linki od kroplówki. Marc się lekko zdziwił, bo to on zawsze miał w zwyczaju tak właśnie robić, gdy mu coś nie pasowało...
- Ale ty w końcu bohater jesteś, nie? - uśmiechnął się chłopak. - Przyprowadziłem ci kolegę żebyś się nie nudził, wiesz? - dodał i wskazał na Marca, po czym kiwnął na niego żeby podszedł.
- Cześć, jestem Marc - obrońca podał dłoń Bruno, a ten ją uścisnął.
- A my się już widzieliśmy - mały przymrużył powieki.
- Masz rację, wtedy gdy przyjechałeś z wujkiem do swojej mamy - uśmiechnął się Bartra. - Podałem ci wtedy piłkę - mówił dalej, a zaciekawiony Sergi tylko się im przyglądał. Obserwował jak ojciec z synem łapie coraz lepszy kontakt, bo w końcu według niego, ich charaktery praktycznie nie różniły się wcale.
Było już po porannym obchodzie lekarzy i śniadaniu, kiedy młody obrońca zobaczył przemierzającego szpitalny korytarz swojego przyjaciela.
- Mówiłem żebyś pojechał się przespać - powiedział na dzień dobry Sergi, kręcąc głową.
- Znasz mnie - wzruszył ramionami.
- A jak z nimi? - chłopak wskazał na drzwi do sali.
- Alison traktuje mnie jak powietrze - westchnął i właśnie wtedy z sali wyłoniła się dziewczyna.
- Dobrze, że jesteś - spojrzała na swojego kuzyna. - Miałam po ciebie właśnie dzwonić.
- Stało się coś? - zmarszczył czoło.
- Muszę na chwilę wyjść. Dzwonili do mnie z dziekanatu, że mieli zamieszanie w papierach i zwołują połowę wydziału po dane i indeksy - westchnęła.
- Ty lepiej potem od razu jedź do domu, co? - zaproponował Roberto. - Połóż się, a potem zjedz coś ciepłego. Ja zostanę z małym dopóki nie przyjadą twoi rodzice albo Isaac - zapewnił.
- Dzięki, Sergi - mruknęła i rzuciła krótkie, oschłe spojrzenie Marcowi. Wróciła do sali tylko po swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Roberto stanął w progu sali i patrzył kiedy tylko jego kuzynka zniknie w drugim korytarzu. Od razu kiwnął na Marca żeby wszedł razem z nim, a ten się zerwał i wszedł za Sergim. Na sali były trzy łóżka. Na jednym leżał mały blondynek, a obok siedziała jego matka. Środkowe łóżko było wolne, a na tym przy oknie siedział sobie Bruno, od którego odchodziła kroplówka. Marcowi automatycznie zrobiło się szkoda malca. Chłopiec bacznie obserwował swojego wujka oraz jego towarzysza.
- Cześć, Bruno. Jak się dzisiaj czujemy? - zapytał Sergi, siadając na krześle i mierzwiąc chłopcu włosy.
- Dobrze, tylko... - zaciął mały i przewracając oczami, wskazał na linki od kroplówki. Marc się lekko zdziwił, bo to on zawsze miał w zwyczaju tak właśnie robić, gdy mu coś nie pasowało...
- Ale ty w końcu bohater jesteś, nie? - uśmiechnął się chłopak. - Przyprowadziłem ci kolegę żebyś się nie nudził, wiesz? - dodał i wskazał na Marca, po czym kiwnął na niego żeby podszedł.
- Cześć, jestem Marc - obrońca podał dłoń Bruno, a ten ją uścisnął.
- A my się już widzieliśmy - mały przymrużył powieki.
- Masz rację, wtedy gdy przyjechałeś z wujkiem do swojej mamy - uśmiechnął się Bartra. - Podałem ci wtedy piłkę - mówił dalej, a zaciekawiony Sergi tylko się im przyglądał. Obserwował jak ojciec z synem łapie coraz lepszy kontakt, bo w końcu według niego, ich charaktery praktycznie nie różniły się wcale.
Wysiadła z samochodu, którym
przyjechała do szpitala z ojcem. Zaraz po tym jak załatwiła sprawy
w dziekanacie, faktycznie zdecydowała się na chwilę zawitać do
domu. Na spokojnie napić się kawy i coś zjeść. Ojciec namawiał
ją na drzemkę, ale ta odmówiła, panikując że musi jechać do
syna. Uświadomiła sobie, że jeżeli Sergi został z małym, Marc
bez problemu mógł siedzieć ze swoim synem, a ona tego nie chciała.
Jej ojciec widział w jakim stanie jest jego córka, zmęczona,
niewyspana i ciągle jadąca na kofeinie. Zakazał jej prowadzenia i
sam pojechał z nią do szpitala.
Wchodzili do budynku i wyjechali na piętro z oddziałem, na którym leżał Bruno. Enrique po drodze spotkał swojego znajomego chirurga, który lata temu składał mu złamaną rękę. Alison sama pomaszerowała wzdłuż korytarza i będąc już przy sali synka, zauważyła, że Bartra nie siedzi na korytarzu. Jak bardzo teraz pragnęła żeby okazało się, że poszedł do łazienki, albo w najlepszym przypadku - wyjechał z powrotem do Barcelony. Nacisnęła z nadzieją na klamkę i uchyliła drzwi, a tam faktycznie zobaczyła młodego piłkarza i swojego synka, tylko brakowało tego, który zezwolił Marcowi na wejście tam... Oboje spojrzeli w jej stronę. Marc tylko czekał na jej wybuch, a Bruno szeroko się uśmiechnął.
- Mamusiu, wiesz, że Marc obiecał mi, że nauczy mnie grać w piłkę jak ci panowie z telewizji albo gry? - wskazał na tablet, na którym właśnie obaj rozgrywali mecz. Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy za jej plecami pojawił się Sergi.
- Ty zostajesz - zwróciła się do kuzyna. - A z tobą chcę porozmawiać - wskazała na Marca. Chłopak pogłaskał Bruno po główce i wstał, mijając się z przyjacielem. Wyszedł razem z Alison na korytarz. - Mógłbyś mu nie dawać obietnic, których nie spełnisz? - syknęła.
- Więc jeżeli będziesz mu o tym mówić, nie zapomnij dorzucić, że to tylko i wyłącznie dlatego, że ty masz z tym problem - odpowiedział.
- Marc, odpuść.
- Nie, Alison - pokręcił głową. - To ty odpuść. Chcę go widywać, poznać. Po prostu to zrozum.
- Ale ja tego nie chcę, wiesz?
- Wiesz, że w tym momencie mógłbym wnieść sprawę o to żeby móc go widywać? Ale nie chcę, bo chcę żyć z tobą w zgodzie, nie kłócić się i móc się dogadać. - mówił szczerze.
- Co tutaj się dzieje? - pojawił się jej ojciec.
- Dzień dobry - ukłonił się Marc.
- Dzień dobry, chłopcze. Alison, czy wy nie potraficie się dogadać jak normalni, dorośli i dojrzali ludzie?!
- Najwyraźniej nie potrafimy - mruknęła.
- Więc czas najwyższy trzeba was ustawić do pionu, bo macie wspólnego syna.
- Jestem tego samego zdania - odezwał się obrońca, a ona spuściła wzrok. To wszystko ją przerastało... Jej syn leżał w szpitalu, a na dodatek Marc tu ciągle był. Zależało mu, bo inaczej nie przesiadywałby na korytarzu od wczoraj i nie oddałby krwi dla Bruno. Czemu się tak zachowywała? Drażniło ją to, że nigdy nie mogła zapomnieć o Bartrze, że widząc jego uśmiech nadal miękły jej nogi, a gdy usłyszała o chorobie syna, chciała się przytulić i usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze.
- Marc, daj mi czas - westchnęła. - Niech to wszystko się skończy i niech Bruno wyjdzie ze szpitala, bo to jest teraz najważniejsze.
Wchodzili do budynku i wyjechali na piętro z oddziałem, na którym leżał Bruno. Enrique po drodze spotkał swojego znajomego chirurga, który lata temu składał mu złamaną rękę. Alison sama pomaszerowała wzdłuż korytarza i będąc już przy sali synka, zauważyła, że Bartra nie siedzi na korytarzu. Jak bardzo teraz pragnęła żeby okazało się, że poszedł do łazienki, albo w najlepszym przypadku - wyjechał z powrotem do Barcelony. Nacisnęła z nadzieją na klamkę i uchyliła drzwi, a tam faktycznie zobaczyła młodego piłkarza i swojego synka, tylko brakowało tego, który zezwolił Marcowi na wejście tam... Oboje spojrzeli w jej stronę. Marc tylko czekał na jej wybuch, a Bruno szeroko się uśmiechnął.
- Mamusiu, wiesz, że Marc obiecał mi, że nauczy mnie grać w piłkę jak ci panowie z telewizji albo gry? - wskazał na tablet, na którym właśnie obaj rozgrywali mecz. Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy za jej plecami pojawił się Sergi.
- Ty zostajesz - zwróciła się do kuzyna. - A z tobą chcę porozmawiać - wskazała na Marca. Chłopak pogłaskał Bruno po główce i wstał, mijając się z przyjacielem. Wyszedł razem z Alison na korytarz. - Mógłbyś mu nie dawać obietnic, których nie spełnisz? - syknęła.
- Więc jeżeli będziesz mu o tym mówić, nie zapomnij dorzucić, że to tylko i wyłącznie dlatego, że ty masz z tym problem - odpowiedział.
- Marc, odpuść.
- Nie, Alison - pokręcił głową. - To ty odpuść. Chcę go widywać, poznać. Po prostu to zrozum.
- Ale ja tego nie chcę, wiesz?
- Wiesz, że w tym momencie mógłbym wnieść sprawę o to żeby móc go widywać? Ale nie chcę, bo chcę żyć z tobą w zgodzie, nie kłócić się i móc się dogadać. - mówił szczerze.
- Co tutaj się dzieje? - pojawił się jej ojciec.
- Dzień dobry - ukłonił się Marc.
- Dzień dobry, chłopcze. Alison, czy wy nie potraficie się dogadać jak normalni, dorośli i dojrzali ludzie?!
- Najwyraźniej nie potrafimy - mruknęła.
- Więc czas najwyższy trzeba was ustawić do pionu, bo macie wspólnego syna.
- Jestem tego samego zdania - odezwał się obrońca, a ona spuściła wzrok. To wszystko ją przerastało... Jej syn leżał w szpitalu, a na dodatek Marc tu ciągle był. Zależało mu, bo inaczej nie przesiadywałby na korytarzu od wczoraj i nie oddałby krwi dla Bruno. Czemu się tak zachowywała? Drażniło ją to, że nigdy nie mogła zapomnieć o Bartrze, że widząc jego uśmiech nadal miękły jej nogi, a gdy usłyszała o chorobie syna, chciała się przytulić i usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze.
- Marc, daj mi czas - westchnęła. - Niech to wszystko się skończy i niech Bruno wyjdzie ze szpitala, bo to jest teraz najważniejsze.
Minęło kilka dni, a
Bruno właśnie wrócił do domu. Musiał być pod stałą opieką
lekarza, u którego miał się pojawiać raz w tygodniu, przynajmniej
teraz, gdy jest świeżo po wyjściu ze szpitala. W tym dniu właśnie
po raz pierwszy zapytał o Marca, który nie potrafił i tak na razie
wrócić do Barcelony. Wynajął pokój w hotelu w Reus i czekał na
wiadomość od Alison, chociaż i tak był w ciągłym kontakcie z
Roberto.
Bruno zapytał o niego przy kolacji, a Ali tak po prostu zmieniła temat. Następnego dnia zapytał dwa razy. Rano Isaaca i wieczorem swojego dziadka, który czytał mu na dobranoc.
Bruno zapytał o niego przy kolacji, a Ali tak po prostu zmieniła temat. Następnego dnia zapytał dwa razy. Rano Isaaca i wieczorem swojego dziadka, który czytał mu na dobranoc.
- Alison, musimy poważnie
porozmawiać - powiedział jej ojciec, wracając do salonu. Usiadł
na swoim fotelu. Jego żona czytała książkę, siedząc na kanapie,
a dzieci, Isaac i Alison leżeli rozłożeni na drugiej, oglądając
film.
- Bruno zasnął? -
zapytała i spojrzała na ojca, który skinął głową. - Stało się
coś? - zmarszczyła brew.
- Pytał o Marca. I nie
wiem skąd mu się to wzięło, ale powiedział, że był cały dzień
grzeczny i chciałby go zobaczyć.
- Cholera - syknął
Isaac, a wszyscy wtedy zwrócili na niego uwagę. - Też mnie o niego
pytał, ale śpieszyłem się do pracy i jeszcze nie mogłem znaleźć
kluczyków do samochodu, odpowiedziałem mu pierwszą lepszą rzecz,
czyli że jak będzie grzeczny to pomyślimy. Sorry - skrzywił się.
- Widziałam go dziś z
Sergim w centrum handlowym. Nie wiem co ten chłopak nadal tutaj robi
- kobieta pokręciła głową.
- Czeka - szepnęła Ali,
wstając ze swojego miejsca.
- Chyba nie chcesz
powiedzieć, że ma teraz zgrywać cudownego tatusia? - zapytała z
ironią.
- Anno, zrozum... To jest
ojciec twojego wnuka - starszy mężczyzna przewrócił oczami, a
młoda matka przemknęła do schodów, prowadzących na piętro.
- Wrócił, znów jej
namiesza w głowie i co? Później znów zostawi! - unosiła głos.
- A ja myślę, że wie co
robi. Nie jest już małą dziewczynką. - zabrał głos ich starszy
syn.
- To jest jej życie i
niech decyduje - wypowiedział się Enrique. Stała na górze i
słuchała przekomarzań domowników i już sama nie wiedziała co
robić. Miała mętlik w głowie, bo faktycznie... Marc znów się
pojawił i miesza! Weszła do swojego pokoju i położyła się na
łóżku. Wzięła telefon do ręki i odnalazła w nim numer obrońcy
FC Barcelony. Dzwonić czy nie dzwonić? Nacisnęła guzik i
przyłożyła telefon do ucha.
- Alison? - usłyszała.
- Lekarz powiedział, że
mogę zabierać Bruno na spacery. Jutro koło 15 będę z nim w
parku. Jeżeli chcesz, możesz przyjść.
- Dziękuję ci. W ogóle
cieszę się, że zadzwoniłaś. - odpowiedział. - Będę na pewno.
- Bruno się ucieszy, bo
pytał o ciebie - powiedziała cicho.
- Naprawdę? Naprawdę o
mnie pytał?
- Tak Marc, pytał o
ciebie. I proszę cię tylko o jedno, nie zawiedź go. -
wypowiedziała szybko i nie czekając na odpowiedź Bartry,
rozłączyła się.
***
Alison staje się bardziej ludzka, czyli jest lepiej :D
UDANEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥
I tak ma być ! Ali zaczyna mięknąć więc i ja się ciesze ! Za niedługo Marc będzie hasał z Bruno po boiskach ;)
OdpowiedzUsuńBartrze na prawdę zależy na chłopcu! Ali musi to zrozumieć! :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Marc na pewno się postara być fajnym tatą! :P
Marquez chyba zmądrzała.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Niech ona da mu szanse!!! To Marc, hellol?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Inszaaaa ;*
Nie wierzę! Alison na serio zgodziła się na spotkanie z Marciem? Mam nadzieję, że już wkrótce będzie miała neutralny stosunek do obrońcy. Tym bardziej, że piłkarz się stara. Niech tylko nie zawiedzie swojego syna. Szkoda, by mały ucierpiał. Przynajmniej Marc ma wsparcie od ojca Ali. Ojcowie zawsze się zrozumieją! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńsuper rozdział <3
OdpowiedzUsuńMarc jest idealny <33
Rozdział genialny! A starający się Bartra ♥ ideał po prostu ideał ♥ Ali ma prawo się na niego jednak złościc, ale na pewno nie kosztem Bruno. Chyba jednak zmadrzala, skoro zadzwoniła do Marca. Może zauważyła, że chłopiec nic nie zawinił i ma prawo poznać ojca.
OdpowiedzUsuńNo w końcu! Powoli ta Alison zaczyna się ogarniać i to cieszy, bo inaczej znienawidziłabym tą laskę. Teraz czekam na spotkanie Marca z małym :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Alison przełamała się w końcu pozwoliła Marcowi na spotkanie z synem, bo widać, że bardzo mu na tym zależy. I mam nadzieję, że nie będzie sprawiała więcej problemów w kontaktach między nimi.
OdpowiedzUsuńJakby Ali się nie zgodziła to chyba bym jej coś zrobiła! Marc, przecież on się ta stara<3 <3 Super rozdział :D Najlpeszego w nowym roku :D
OdpowiedzUsuń