niedziela, 27 lipca 2014

epilog: mi tesoro

  Miał to w nosie, że chłopaki powstrzymywali go przed wsiadaniem za kierownice, bo wczoraj nieźle się spił i na pewno to z niego jeszcze nie wywietrzało. Jechał szybko, za szybko... Przejechał dwa razy na czerwonym świetle, a później o mało co nie zderzył się z innym samochodem. Miał pieprzone szczęście, że dojechał pod swój dom cały i zdrowy. Wjeżdżał do podziemnego parkingu, skręcił w alejkę, gdzie ma swoje miejsce parkingowe, gdy przed nim wyrósł samochód Alison z nią za kierownicą i Bruno z tyłu w foteliku. Zajechał jej drogę, by nie mogła wyjechać. Zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Informacja o tym, że Alison chce wyjechać - podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Przecież ona z ich synkiem stali się dla niego wszystkim!
Podszedł do drzwi kierowcy. Po twarzy i minie Alison wywnioskował, że dziewczyna była zaskoczona jego obecnością tutaj w tym czasie. Stał tak dopóki nie wysiadła z auta.
   - Marc, odjedź samochodem, ponieważ chcę wyjechać - powiedziała.
   - Nie - pokręcił głową. - Alison, przepraszam. Jestem ostatnim kretynem i dupkiem, ale błagam cię, nie wyjeżdżaj - mówił na jednym tchu. - Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję, że jej nie zmarnuję. Po prostu znów mi odbiło, bo jestem zazdrosny o ciebie, bo cię kocham!
   - Zostanę i co? Za miesiąc znów powiesz, że cię z kimś zdradzam? Wcześniej przypadkowy barman, teraz Eric, a kto później? Może Cristian albo listonosz? - znów łamał się jej głos. - Zrozum, że ja też cię kocham, ale to po prostu jest zabawne i męczące.
   - Nie! Obiecuję! Chcę być z tobą, Alison. Chcę byście zostali! - ciągnął, a gdy przestał nabrał powietrze w płuca i przyklęknął na jedno kolano. - Nie mam pierścionka, ale całym sobą jestem pewny, że chcę to właśnie zrobić. Alison, wyjdź za mnie - powiedział, a ona wstrzymała oddech. - Nie mówię, że teraz, ale kiedyś, gdy będziemy oboje na to gotowi. Nie chcę byśmy się rozstali przez moją głupotę. Wiem, że cierpisz jedynie przeze mnie, bo mnie też to boli. Po prostu mi teraz powiedz czy mam odjechać w tym momencie i dać ci odejść czy mi wybaczysz - mówił to, a ona zauważyła łzę w jego oku. Miała to samo, nie potrafiła już powstrzymać łez. Popłynęli po jej policzkach.
   - Marc, wstań - szepnęła, patrząc na niego. - Proszę cię, wstań - powtórzyła, a on po woli się poniósł, patrząc na nią wzrokiem zbitego szczeniaka. - Już wtedy powiedziałam sobie, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, ale nadal cię kochałam. Tak samo jest teraz - spojrzała mu w oczy. - Ja też nie potrafię cię zostawić, choć niektóre rzeczy wprost mi mówią, że tak powinnam zrobić.
   - Rozumiem - pokiwał głową i zrobił krok do tyłu.
   - Poczekaj... - zawołała za nim. - Powinnam tak zrobić, ale nie chcę, Marc. Nie wiem czy będę później żałować mojej decyzji czy też nie, ale zaraz po Bruno, moim ojcu i bracie w kwestii najważniejszych dla mnie mężczyzn jesteś ty - zaśmiała się cicho. Marcowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Od razu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i mocno przytulił Alison.
   - Mamo! Tato! - usłyszeli zniecierpliwiony głos Bruno z samochodu. Bartra od razu odskoczył do tylnego siedzenia i uwolnił chłopca z fotelika, po czym razem z nim mocno przytulił jego matkę. - Dlaczego płaczecie? Ja też muszę? - zapytał mały.
   - To ze szczęścia, skarbie - uśmiechnęła się kobieta i ucałowała małego w czoło, po czym musnęła delikatnie nosem czubek nosa jego ojca. - Kocham was - szepnęła.

***
Po tylu komentarzach, miałam ochotę namieszać, ale po ponownym przeczytaniu tego epilogu, stwierdziłam, że jest za piękny by go zmieniać - nowość, zachowałam się nieskromnie! Ale to oznacza, że mi samej się podoba! 
Oczywiście byłam bardzo przywiązana do tego opowiadania, ale wszystko ma swój koniec :) 
Zostawiłam to tak, by każdy na własną rękę mógł sobie wyobrazić jak będzie wyglądać w przyszłości życie Alison i Marca. 
Tak jak było powiedziane od początku - Ania, Nataleczka - to opowiadanie było dla Was, bo było z Marciem ;**
A jeszcze dziś, prawdopodobnie wieczorem, ruszę z czymś nowym - <klik> Zapraszam! 

niedziela, 20 lipca 2014

veinte: ya no queda amor

   Właśnie wychodzili z windy, słuchając jak ich synek z przejęciem opowiada co mu się najbardziej podobało na występie w cyrku, kiedy zauważyli Erica, który siedział na pierwszym schodku obok wejścia do ich mieszkania.
   - Wujek - zawołał radośnie Bruno, przerywając opowieść. - Byłem w cyrku i widziałem klauna, żyrafę i słonia!
   - Świetnie - zaśmiał się chłopak.
   - Od kiedy ty siedzisz pod mieszkaniem i czekasz, a nie ładujesz się do środka? - zaśmiał się Marc, trzymając na rękach syna. Alison wtedy znalazła klucz w torebce i zaczęła otwierać drzwi.
   - Odkąd zapominam wziąć kluczy z domu - odpowiedział drugi, wstając. - A poza tym, teraz sam już nie mieszkasz, więc tak nie wypada wpakowywać się do mieszkania - dodał, wchodząc do środka za tamtymi.
   - Przesadzasz, zawsze jesteś tutaj przecież mile widziany - uśmiechnęła się Alison i odłożyła swoją torbę na szafkę w korytarzu, po czym zdjęła buty.
   - Jest to bardzo miła wiadomość - powiedział zadowolony Eric i podszedł do drzemiącej Niny, zaczął ją głaskać, a Bruno od razu pojawił się tuż przy suczce i wujku.
 Zwykłe popołudnie, które wspólnie spędza mała rodzinka. Marc sprzedał bratu najświeższego newsa dotyczącego Sergiego oraz młodej sąsiadki. Najpierw opowiedział mu sytuację z wczorajszego wieczora, a później to co zobaczył rano... Wychodził z mieszkania z workiem pełnym śmieci, by wyrzucić go do zsypu, kiedy natchnął się na Roberto wychodzącego z mieszkania Lydii. Miał lekko zaskoczoną minę, wpadając na przyjaciela, ale czego się spodziewał? To był ten sam budynek, a nawet to samo piętro. Mruknął podobno ciche 'cześć, widzimy się na treningu' i czmychnął do windy. Marc wtedy wrócił roześmiany do mieszkania i wszystko opowiedział swojej dziewczynie.
   - Moja mina podobno była wtedy bezcenna - zachichotała Alison. - I jeszcze byłam zaspana i na początku nie wiedziałam o czym Marc do mnie mówi - pokiwała głową.
   - Nieźle - stwierdził Eric i usiadł na barowym krześle przy wyspie. Alison wtedy układała rzeczy na półkach w kuchni, Bruno bawił się z Niną, a Marc po prostu siedział na kanapie. - I tak najlepsza mina była Isaaca wtedy w parku gdy zobaczył Sandrę - dodał.
   - Po raz pierwszy widzę jak mój brat tak zachowuje się przy jakiejś dziewczynie - uśmiechnęła się szatynka.
   - Nazwijmy to miłością od pierwszego wejrzenia - dopowiedział chłopak. - A poza tym, jeżeli Lydii i Sergiemu coś wyszło, to im może też, jeżeli znów zabierzecie się za swatanie, co?
   - Nikt nie ma nic przeciwko, więc mogą być razem - zaśmiała się dziewczyna. Marc nadal siedział na kanapie i przysłuchiwał się swojej dziewczynie i bratu. Najgorsze było to, że w jego głowie zaczęły się tworzyć różne głupie rzeczy. Niczym w kreskówkach, na jednym jego ramieniu usiadł diabełek, a na drugim aniołek. "Kategorycznie są za blisko siebie, przecież coś musi ich łączyć" albo "Przecież się przyjaźnią, Cristian miał rację". Jak to w złych zwyczajach bywa, czerwony koleś wygrał swoimi argumentami. W piłkarzu aż się piekliło, ale nie chciał tego okazywać. Słuchał jak rozmawiają i śmieją się do siebie. Czasem może się odezwał, ale zostawił im pole do popisu.
  Gdy tylko Eric wyszedł, a Bruno razem z Niną zniknęli w pokoju, Marc wstał i ruszył do kuchni, by nalać sobie soku do szklanki. W tym czasie Alison robiła sobie herbatę.
   - Przepraszam - mruknął, biorąc szklankę, która była w szafce nad głową Ali. Przesunęła się odrobinę, uśmiechając do Bartry.
   - Co myślisz o tym całym swataniu mojego brata z twoją byłą? - zachichotała i oparła głowę o jego ramię.
   - Nie wiem, nie mam nic przeciwko - mruknął i wyjął dzbanek z sokiem jabłkowym.
   - Marc, stało się coś? - zmarszczyła brew. - Jesteś jakiś nieswój... Jak Eric przyszedł to już taki byłeś - spojrzała badawczo na obrońcę.
   - Nic się nie stało - warknął.
   - Przecież widzę - oparła się o blat.
   - Nieważne.
   - Marc, co się dzieje? - położyła dłoń na jego ramieniu.
   - Po prostu fajnie się patrzy jak tak dobrze bawisz się z Ericiem, nic więcej - wzruszył ramionami.
   - Nie rozumiem - skrzyżowała ręce na piersiach. - Dobrze się bawię z Ericiem? Jeszcze może powiedz, że cię z nim zdradzam? - rzuciła. Czuła, że tak właśnie tak pomyślał. Widziała, że był zły, a jak jeszcze wspomniał o swoim bracie to już w ogóle słyszała wyrzuty w jego głosie.
   - A nie? - zaśmiał się pod nosem, a ją ścięło z nóg. Naprawdę tak myślał!
   - Naprawdę, Marc? - szepnęła łamiącym się głosem. - Tylko tyle wystarcza ci by już powiedzieć, że cię zdradzam z twoim bliźniakiem? Jeszcze powiedz, że byłam z Ericiem od początku, byłam z tym barmanem, a Bruno to wcale nie jest twój syn tylko jednak któregoś z nich - warczała na niego. Byłą zła, wściekła i za razem smutna i przygnębiona. Marc już miał jej coś odpowiedzieć, kiedy Alison bez zawahania uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
   - Świetnie! - rzucił i szybkim krokiem udał się do korytarza. Gdy Marquez usłyszała trzask drzwi, nie wytrzymała, a łzy polecały same. Wybuchła płaczem, osuwając się na podłogę. Usiadła na płytkach, opierając się o szafki. Wtem usłyszała cichy tupot małych nóżek, biegnących od pokoju.
   - Mamo? - usłyszała głos synka. Od razu wytarła łzy, by tylko Bruno nie widział, że płacze. - Mamo! - stanął tuż obok. - Czemu płaczesz? - zrobił smutną minkę. Nie udało się. Mały się zorientował.
   - Nie, nie płaczę - uśmiechnęła się lekko do niego.
   - Płaczesz - mruknął. - I krzyczeliście z tatą - powiedział. - Nigdy nie krzyczeliście na siebie - spuścił główkę i przytulił się do matki.
   - Skarbie, nic się nie stało - szepnęła, przytulając go mocno do siebie. Tak, dla Bruno to był
pierwszy raz, gdy słyszał ich kłócących się. Pierwszy raz kłócili się cztery lata wcześniej, a ostatni w szpitalu. To był trzeci raz. Alison myślała, że faktycznie Marc się zmienił, że już będzie tylko lepiej... Okazało się inaczej. Ciągle zwykła rozmowa, przyjaźń z jego bratem była bardzo dla niego ważną podstawą do stwierdzenia zdrady. Czyli jej matka miała całkowitą rację co do Marca?

  Stanął przed drzwiami mieszkania swojego przyjaciela i zapukał. Gdy Cristian tylko otworzył drzwi, Marc bez słowa wpakował się do środka, wpadł do salonu, zabrał z barku Tello butelkę z alkoholem, niską szklankę i usiadł przy stoliku.
   - Cześć, miło cię widzieć, wchodź, rozgość się, mój barek jest twoim barkiem - powiedział ironicznie napastnik i usiadł naprzeciw niego. Marc nalał sporą ilość trunku i wypił ją prawie za jednym razem. - Huuu, stary... Co jest? - zmartwił się chłopak.
   - Pokłóciłem się z Alison - mruknął i zabrał się za nalewanie kolejnej szklanki.
   - O co?
   - O Erica - odpowiedział spokojnie i spojrzał na kumpla, który nie mógł uwierzyć w to co powiedział brunet.
   - Nie, błagam - jęknął. - Myślałem, że ci to wybiłem z głowy! 
   - A skąd mam wiedzieć co oni robili jak mnie nie było? - wybuchnął. - Ciągle przyłazi i szczerzy się do niej.
   - Z mojej strony powiem ci tylko tyle, że głupi jesteś - pokręcił głową. - Masz szczęście, że Loreny nie ma, bo dałaby ci za to popalić. Pojechała do rodziców i zostaje u nich na noc.
   - Więc przenocujesz mnie?
   - A mam wyjście? - wywrócił oczami. - Prześpij się z tym, może ci przejdzie do rana - wstał. - Inaczej znowu zostaniesz z niczym - dodał i ruszył do swojej sypialni, zostawiając Marca samego razem z butelką.
   Rano do śpiącego Cristiana dochodzi odgłos dzwonienia i głośnego pukania do wejściowych drzwi. Niechętnie się zwleka i kroczy przez mieszkanie do drzwi. Po drodze widzi Marca, który śpi na kanapie, a obok niego leży pusta butelka i druga do połowy pusta. Pokręcił głową i podszedł do drzwi. Przekręcił zamek i je otworzył.
   - Jest u ciebie? - zapytał stojący w progu Sergi.
   - Jest, śpi - mrukną przecierając oczy. Wpuścił Roberto do środka, który od razu zaczął budzić Bartrę i robić mu awanturę o Alison. Był u niej rano i zastał ja z opuchniętymi oczami. Z wielką męka wyciągnął z kuzynki to co się stało. Od razu pomyślał, że Marc musi być u Cristiana. Skacowany obrońca nadal utrzymywał się w swoim przekonaniu, czym wywołał jeszcze większą złość u pomocnika, który rzucił się na niego z pięściami. Cristian był w szoku, bo przecież Roberto z Bartrą zawsze byli najlepszymi kolegami. I fakt, gdyby nie on, zapewne obaj wyglądaliby na nieźle
poobijanych. Rozdzielił ich, skrzyczał jak matka krzyczy na bijących się synów i rozdzielił po kątach. W tym przypadku, usadził ich na dwóch różnych kanapach, na ich rogach najbardziej od siebie oddalonych.
   - My jedziemy na trening - Cris wskazał na Sergiego. - A ty tutaj sprzątasz, a Tacie powie się, że się czymś zatrułeś - zakomenderował Tello i wysłał młodszego przyjaciela do samochodu, a sam poszedł wziąć szybki prysznic i się ubrać. W sumie to sam miał ochotę zrobić to samo co zrobił Sergi... Porządnie zdzielić Marca by się popamiętał, jednak lepiej będzie jak się powstrzyma.

   Cristian i Sergi wrócili razem z treningu, a pod blokiem napastnika natchnęli się na Erica, którego z resztą sami tutaj ściągnęli. Musieli to wszystko jakoś wytłumaczyć!
   - No hej - przywitał się Bartra. - Myślałem, że się pali, że kazaliście mi być tutaj - zaśmiał się.
   - Palić się nie pali, ale blisko - westchnął Tello. - Chodźmy na górę - pociągnął za sobą dwójkę.
   - Ale tak właściwie to co się stało? - pytał Eric, gdy ci wchodzili do mieszkania. Najpierw to zdziwiło go to, że Marc już tam był i wyglądał jakby właśnie skończył przemierzać wszystkie góry świata.
   - Tak, jeszcze paru tutaj ściągnijcie to wszyscy będą mieć ze mnie widowisko - warknął Marc i wrócił na swoje miejsce w salonie. Eric spojrzał pytająco po Sergim i Crisie.
   - Twój kochany braciszek myśli, że sypiasz z jego kobietą - powiedział Tello, a Eric szeroko otworzył oczy.
   - Zawsze wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale że aż tak?! - zwrócił się do brata.
   - Wal się - warknął piłkarz.
   - Chyba całkowicie ci już przepaliło wszystkie myślące komórki - mówił Eric. - Jesteśmy braćmi i nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego! Posądziłeś ją o zdradę po raz drugi, to nie jest normalne!
   - Zostawmy ich może - powiedział Cristian i pociągnął za sobą Roberto do kuchni.
   - Jestem po prostu o nią chorobliwie zazdrosny, nie rozumiesz? - wrzasnął Marc.
   - Taką kobietę jak Alison powinieneś nosić na rękach, a nie oskarżać za każdym razem gdy ktoś się do niej uśmiechnie. Do jasnej cholery, sam mówiłeś jak ci na niej zależy, a teraz utwierdzasz się w fakcie, że nie zasługujesz na nią. Naprawdę mi jej teraz szkoda, a Bruno chyba jeszcze bardziej!
   - I ty byś pewnie z chęcią się nimi zajął? - prychnął Marc.
   - Alison to tylko moja przyjaciółka. To ty wymyślasz sobie jakieś głupie historyjki.
   - Bo zależy mi na niej jak na nikim innym, kocham ją i chcę by była ze mną! - podniósł się.
   - Tak i świetnie to pokazujesz braciszku - zakpił Eric. - Właśnie ją tracisz, bo jej nie ufasz i chyba mnie też. I to boli najbardziej - powiedział pewnie chłopak, a jego ból było widać w oczach. Nie spodziewał się tego po bliźniaku. Marc znów usiadł na skraju sofy i schował twarz w dłoniach. - Jesteś kretynem, Marc i chyba nic tego nie zmieni. Alison i Bruno stali się twoją rodziną, a ty to spieprzyłeś.
   - Panowie, wybaczcie, że wam przerwę jakże interesującą wymianę zdań, ale właśnie dzwoniła Lydia - w progu pojawił się Cristian, a za nim Sergi.
   - Alison się spakowała i chce wrócić do Reus - mruknął młodszy.
   - I widzisz? Wyjeżdża, bo ty zawaliłeś. I wcale mnie to nie dziwi - warknął Eric. Pomiędzy ich czwórką nastała cisza.

***
 Cholernie podoba mi się ten rozdział, bo się w nim sporo dzieje!
 Wątek zainspirowany przez jedną z rozmów z moją Nataleczką, która nawet nie wie jak, kiedy i gdzie ♥
A... I czy to odpowiedni moment na wspomnienie o tym, że został już tylko epilog? 

niedziela, 13 lipca 2014

diecinueve: estoy enamorado

  Wyszedł spod prysznica i założył bokserki. Wyszedł z łazienki, wkraczając do hotelowego pokoju, który dzielił z przyjacielem z drużyny. Nie było go tam, więc pewnie od rana już się szwenda po sąsiednich pokojach kolegów. Wygrzebał z torby czyste skarpety, spodnie dresowe z herbem klubu i niebieską koszulkę polo, również z herbem. Ubrał się i usiadł na łóżku, włączył swój tablet i odczekał chwilę by wszystkie powiadomienia spokojnie mogły poprzychodzić. Masa wiadomości na Twitterze od fanów, masa informacji o nowych polubieniach zdjęć na Instagramie, jakieś inne głupotki, a nawet jakiś mail na poczcie. Wszedł w skrzynkę i otworzył wiadomość. Gdy zobaczył nazwę maila nadawcy - załamał się. Już myślał, że jego była-niedoszła dziewczyna z wakacji, Samira dała mu spokój, ale nagle sobie o nim przypomniała i przesyła jakieś wiadomości! W temacie wiadomości napisała: Interesujące zdjęcia. W treści maila napisała tylko, żeby zajrzeć do załączników i by uważnie przyjrzał się swojemu bratu gdy już wróci. Tak też i zrobił. Kliknął na załączniki, którymi były trzy zdjęcia. Gdy je zobaczył, od razu zmarszczył czoło, spojrzał na nie jeszcze raz i poczuł jak coś zaczyna go boleć od środka. Starał się zachować spokój, ale zaczynał się robić wściekły.
   - Ogarnij, że w nocy kretyni poszli do Pedro i ogolili mu jedną nogę - zawołał Cristian, wchodząc do ich pokoju. - Jordi opowiadał jak to się skapnął, że jedną nogę ma taką, a drugą taką. Padłbyś tam ze śmiechu - rzucił się na łóżko, tuż obok przyjaciela. - Ej, co ty masz taką minę jakbyś miał zaraz wybuchnąć? - zdziwił się napastnik.
   - Dostałem maila od Samiry - warknął.
   - Co? - wybuchnął śmiechem. - Myślałem, że się pogodziła z tym, że ta przygoda się skończyła? Wciska ci kit, że w ciąży jest?
   - Przestań... - pokręcił głową. - Wtedy by naprawdę się ośmieszyła, bo nic nie było! Wysłała mi zdjęcia. Spójrz - powiedział i podał mu tablet. - Tylko nie wiem co ona chcę osiągnąć tym, że mi to wysłała - dodał. Wszystkie zdjęcia do najwyraźniejszych nie należały, ale dało się rozpoznać kto na nich był. Musiały być robione z dużej odległości i chyba z jakiegoś ukrycia. Pierwsze przedstawiało trójkę ludzi siedzących na ławce w parku. Po środku siedziała dziewczyna i całowała w policzek tego, którego miała po swojej prawej stronie. Czyli Alison dawała buziaka Ericowi. Dwa następne przedstawiały jak już szli alejką, obejmując się nawzajem.
   - I co w związku z tym? - zapytał Cristian i oddał mu urządzenie.
   - I sęk w tym, że właśnie nie wiem - odparł już z podniesionym tonem. - A jak oni... - już miał mówić dalej, kiedy Tello po prostu wybuchnął śmiechem.
   - Marc, ogarnij się z tą zazdrością, co? Bo od razu cię oboje zdradzają? Śmieszny jesteś.
   - Ale popatrz na te zdjęcia!
   - Twoja Samirka ci je podesłała, bo pewnie rozpaczliwie szuka powodu by znów omotać cię wokół paluszka - młodszy pokręcił głową. - Alison i Eric? To przecież nie ta bajka!
   - Ale ona go tu całuje, a dalej idą razem, a on ją obejmuje! - mówił tonem małego dzieciaka, który ma wyrzuty o wszystko.
   - Ty głupi jesteś, wiesz? Bo ty pewnie nigdy nie dostałeś całusa w policzek od Loreny ani jej nie obejmowałeś... Musiałbym być już dawno o was zazdrosny! Stary, oni się przyjaźnią!
   - No w sumie... - Marc kiwnął głową. - Chyba masz rację, bo jak w nocy rozmawiałem z Ali to mówiła, że byli w parku z Isaaciem, Ericiem i małym, że spotkali przy okazji Sandrę.
   - Widzisz! Eric nawet by ci czegoś takiego nie wywinął, bo wie, że zależy ci na Alison. Więc radzę ci od razu to usunąć, zapomnieć o sprawie i iść ze mną na śniadanie, bo jestem piekielnie głodny - powiedział i poklepał przyjaciela po plecach. Przypilnował jeszcze Bartrę by faktycznie usunął tego maila i razem zeszli na śniadanie. Tello miał nadzieję, że kryzys zażegnany!

  Gdy Marc wrócił z turne, w mieszkaniu zapanowała idealna atmosfera. Od momentu przekroczenia progu przez Bartrę, jego mały synek nie odstępował go na krok. Kazał mu usiąść w salonie i zaczekać na niego, co piłkarz wykorzystał na moment by przywitać się z Alison. Mocno ją przytulił i wpił się w jej usta.
   - Tato, miałeś na mnie czekać! - usłyszał po chwili głos malca. Chłopak się zaśmiał i ucałował policzek Ali. Wrócił na wyznaczone przez syna miejsce i spokojnie oglądał obrazki, które Bruno namalował dla niego, gdy ten był daleko. Później opowiedział mu z wszystkimi szczegółami wycieczkę z wujkami i gokarty oraz to co działo się codziennie. Buzia malca zamknęła się dopiero kiedy zasnął, po tym jak Marc opowiedział mu ciekawe historie ze zgrupowania. Bartra ucałował synka w główkę i wyszedł z pokoju. Usiadł obok swojej dziewczyny, która siedziała w salonie przed telewizorem i objął ją ramieniem.
   - W końcu dał ci spokój? - zaśmiała się cicho.
   - Bo zasnął - uśmiechnął się. - Ale muszę przyznać, że zaczęło mi tego brakować - zamyślił się.
   - Nie dziwie ci się - zachichotała. - Czasem gdy ktoś chciał mnie odciążyć i się nim zająć bym mogła odpocząć, już wtedy jakoś było mi dziwnie. To już chyba koduje się w genach rodziców, nie? - wtuliła się w niego.
   - Oficjalnie długo nim nie jestem, ale tak, masz rację - powiedział z dumą w głosie.
   - Dobrze, że już jesteś - zamruczała. - Działo się coś ciekawego?
   - Ciekawego? U nas to norma. Tym razem ogolili jedną nogę Pedro gdy ten spał, a Alves z Neymarem złamali łóżko - śmiał się. - A tak właściwie... Naprawdę chcesz o tym teraz rozmawiać? - spojrzał na nią i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
   - Miał pan może inne plany na ten wieczór? - poruszyła brwiami.
   - Oczywiście. W pierwszej kolejności wyłączę telewizor - powiedział, wziął pilot i to właśnie uczynił. - A teraz mam zamiar ponosić trochę ciężarów - powiedział pewnie, podniósł się i zabrał dziewczynę na ręce. - No, nie jest tak źle - stwierdził i ruszył z nią w kierunku ich sypialni.
   - Marc, jesteś idiotą - zaśmiała się szczerze, a on delikatnie położył ją na łóżku.
   - Wiele osób mi to mówiło, ale zdecydowanie uwielbiam gdy wypływa to od ciebie - wyszczerzył się i wpił się w jej usta.

 Następnego wieczora wszyscy postanowili się spotkać w mieszkaniu Marca. Był Cristian z Loreną, Sergi, Lydia, przyjechał Isaac, który już od rana knuł razem z Marciem, który obiecał zadzwonić do Sandry, by przyszła, bo pewien przemiły chłopak chciałby ją bliżej poznać.
Tabares od razu pomyślała, że chodzi o brata Alison, więc się zgodziła, a poza tym dawno nie widziała się z Loreną i chłopakami, bo w końcu jakby nie patrzeć - też się przyjaźnili.
  Siedzieli w dużym pokoju, zażarcie dyskutując imionach, ponieważ Tello z Lopez powiedzieli, że nawet jeszcze o tym nie myśleli. Ich przyjaciele od razu wyciągnęli pomocną dłoń, podając jak na tacy tysiące imion dla chłopców i dziewczynek.
   - Jeszcze dużo czasu do narodzin dziaka, a wy już się gorączkujecie - zaśmiał Sergi i wsiał ze swoja szklanką. Ruszył w stronę wysepki w kuchni, by nalać sobie więcej soku. - Dziewczynkę nazwijcie Barcelona, a chłopca Camp Nou - dodał roześmiany i upił łyk soku, siadając na barowym krześle.
   - Sergi, jesteś niemądry - Lydia pokręciła głową. - My tylko podajemy pomysły Lorenie i Cristianowi - powiedziała, a wtedy Bruno zeskoczył z kolan wujka Isaaca i podszedł do niej, zakładając ręce na biodra.
   - Dlaczego mówisz, że wujek jest niemądry? - zapytał tupiąc rytmicznie stopą o podłogę. - Przecież kiedyś mówiłaś mamie, że wujek Sergi jest fajny i... - zaciął się, a policzki Cortez od razu przybrały koloru purpury. - Mamo, jak to ciocia mówiła? - spojrzał na ciemnowłosą, siedzącą obok tamtej. Alison się cicho zaśmiała, bo przypomniała sobą tę sytuację, gdy specjalnie pewnego popołudnia zaczęła wypytywać przyjaciółkę o swojego kuzyna. Nie wiedziała tylko, że Bruno słyszał ich rozmowę ze swojego pokoju. Przywołała bliżej synka, po czym szepnęła mu to słówko na ucho. - I przystojny - dopowiedział malec, patrząc wyczekująco na ciotkę. Lydia już wtedy całkowicie zatopiła się w czerwieni, a Sergi siedział dalej przy wysepce lekko zaskoczony. Oboje spojrzeli na siebie niepewnie w tym samym momencie, ale od razu odwrócili wzrok. Sytuacja jak u nastolatków!
Reszta w tym momencie zaczęła się cicho śmiać, na co również zareagował najmniejszy. - No, ale przecież ciocia tak powiedziała! - powiedział z wyrzutem, patrząc na wszystkich. Stanął po środku ze skrzyżowanymi rękami z kwaśną miną.
   - No tak było - zachichotała Alison i zabrała go na ręce.
   - Więc może zmieńmy temat? - zaproponował Marc, patrząc kolejno na każdego i powstrzymując od śmiania się. 
   - Ja zmienię tak temat, że zabieram małego księcia do łóżka - powiedziała Alison i wstała razem z Burno.
   - Ale muszę już iść spać? - zapytał chłopiec ze smutkiem w głosie.
   - No tak, a co takiego jutro ci tata obiecał? - zmierzwiła mu włosy.
   - Że zabierze mnie do cyrku! - powiedział radośnie.
   - Więc musisz być wyspany - powiedział Marc i wstał, by ucałować w czoło Bruno. Alison zabrała chłopca do jego pokoju i ułożyła do snu. Tamci zostali w salonie, przeskakując na temat jakiegoś napadu, o którym ostatnio trąbiły gazety i telewizja. Lydia z Sergim posyłali sobie krótkie spojrzenia, ale nadal żadne z nich nie wiedziało co zrobić z tym fantem, który podrzucił im Bruno.
  Było już późno, a jako pierwsza do wyjścia zmobilizowała się Lydia. Alison odprowadziła ją do drzwi, a gdy ta tylko wyszła, wróciła szybko do salonu.
   - A ty na co czekasz? - zawołała od razu do Roberto, który jakby nigdy nic siedział rozłożony na fotelu.
   - Ale co? - zdziwił się.
   - Może byś tak za nią poszedł? - mruknął Isaac. - No sorry, stary... Jesteście gorsi niż małe dzieci. Wiesz, że jej się podobasz, my wiemy że ona ci się podoba, więc... - pokazał rękami żeby tamten kierował się do drzwi. Ten popatrzył się jeszcze na wszystkich obecnych, po czym zerwał się z miejsca, w locie ucałował w policzek Alison, która stała przy kanapie i rzucił krótkie "pa". 
   - I o to chodziło od początku - zaśmiała się Lorena.
   - Dokładnie. Możecie mi potem dać znać jak im poszło, bo już się też będę zbierać - oznajmiła Sandra i wstała. Ucałowała policzki dziewczyn, a panom podała dłoń na pożegnanie.
   - To może ja też będę już leciał. Kawałek drogi przede mną - powiedział Marquez. - Sandra, jeżeli chcesz, mogę cię podwieźć.
   - Chętnie, byłoby miło - uśmiechnęła się dziewczyna. Jeszcze raz się pożegnali i wyszli z mieszkania. Alison usiadła obok Marca i przytuliła się do jego ramienia. W podobnej pozycji siedzieli Cristian i Lorena.
   - Rozumiem, że kroją się tu nam dwie nowe parki? - zaśmiał się napastnik.
   - Przeczuwam, że tak - odpowiedziała zadowolona Alison.

***
Dla wtajemniczonych, odzyskałam swój laptop - juuupi! 
A tak poza tym... ARGENTYNA, ARGENTYNA! 
Status: w trakcie oglądania meczu! 
Taki miły widoczek ^^