Zeszli we trójkę na
podziemny parking. Marc niósł dwie sportowe torby, jedną swoją i
drugą, która należał do Alison. Stanęli przy dwóch,
zaparkowanych obok siebie samochodów. Chłopak najpierw wpakował
jedną torbę na tylne siedzenie swojego samochodu, a później drugą
do bagażnika samochodu Marquez.
- To jak? Widzimy się za tydzień? - Marc przykucnął przy Bruno, mierzwiąc jego czuprynkę. Chłopiec energicznie pokiwał główką. - I masz obiecać, że będziesz grzeczny i nie zamęczysz w domu Goofy'ego - zaśmiał się.
- Obiecuję! - zawołał.
- Bardzo mnie to cieszy. Piątka! - wyciągnął do niego otwartą dłoń, a ten ją przybił.
- A gdzie teraz jedziesz? - zapytał mały.
- Jadę na trening. Będę biegał i grał w piłkę - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Mogę z tobą?! - zawołał Bruno, a w jego oczkach pojawiły się dwie małe iskierki.
- Niestety dziś nie mogę cię zabrać, ale gdy zobaczymy się za tydzień to jak najbardziej, dobrze?
- No dobrzee - przeciągnął, przewracając oczami.
- Więc do zobaczenia - Marc ucałował go w główkę i powstał, przenosząc wzrok na jego matkę. - Życzę miłej jazdy - powiedział, a ta skinęła głową.
- Bruno, wsiadamy do samochodu - zwróciła się do synka i wsadziła go do jego fotelika na tylnym siedzeniu, przypinając go pasami.
- Udanego i niemęczącego treningu - uśmiechnęła się do piłkarza.
- Na tych pierwszych już z tradycji zawsze dostajemy w kość - zaśmiał się. - Napisz jak dotrzecie. Odbiorę wiadomość po treningu - dodał.
- Jasne - pokiwała głową. - Więc do przyszłego tygodnia.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się i przybliżył, całując ją w policzek. Oczywiste, zmieszała się. Odwróciła i już bez żadnego słowa wsiadła na miejsce kierowcy. Przypięła pasy i odpaliła silnik.
- Mamo, a na pewno przyjedziemy tu jeszcze? - dopytywał Bruno z tylnego siedzenia.
- A podobało ci się? - spojrzała na niego.
- Tak! - zawołał. - Bardzo lubię Ninę, Marca i misia od wujka Erica! - wyszczerzył się. Fakt, faktem. Pluszak od drugiego Bartry miał zostać w mieszkaniu Marca.
- Wiec przyjedziemy - puściła mu oczko i skupiła się na samochodzie. Odjeżdżając, spojrzała jeszcze we wsteczne lusterko. Zobaczyła tam Marca, który stał przy swoim aucie i odprowadzał ich wzrokiem. Pomyślała o tym, że pocałował ją w policzek i od razu przypomniał się jej moment gdy zrobił to po raz pierwszy, cztery lata wcześniej. Wtedy poczuła te legendarne motyle w brzuchu... Tylko, że to było wtedy! Więc dlaczego przed chwilą też je poczuła?
W niedzielę umówił się z rodzicami, że wpadnie do nich na obiad. Dla nich miało to być normalne spotkanie z synem, a dla niego coś ważnego. Po pierwsze chciał oznajmić rodzicom, że są dziadkami, a po drugie chciał odreagować. Rezygnacja Tito, jego choroba, przeniesienie meczu w Polsce... Mieli mieć nowego trenera. Jak na razie w klubie chodziły jakieś plotki co do tego, ale prezes miał ostateczną informacje oznajmić na dniach.
Gdy już zaparkował samochód pod rodzinnym domem, poczuł lekki niepokój. Jak jego rodzice zareagują na to, że sam jest rodzicem?
Wysiadł z auta i skierował się do domu. Wszedł do środka, wołając, że już jest. Pierwsza wyszła do niego matka z kuchni, przytulając go i mówiąc, że za chwilę będzie obiad. Ten skręcił do salonu, a tam przywitał się ze swoim ojcem i bliźniakiem.
Dzień minął Marcowi w spokoju. Zaraz powinien się już zbierać do powrotu, jeżeli chciałby się wyspać przed jutrzejszym treningiem. Jednak nie powiedział jeszcze nic o Bruno. Siedzieli we czwórkę w salonie. Marc, Eric i ich ojciec oglądali telewizję, a matka rozmawiała przez telefon ze swoją siostrą. Zdecydował, że poczeka jeszcze chwileczkę, by nie przeszkodzić mamie w rozmowie. Minęło dziesięć minut, a ta raczej nie miała jeszcze zamiaru kończyć.
- Mamo, powinienem już wracać, a chciałbym jeszcze wam coś powiedzieć - szepnął, a ta pokiwał głową.
- Jeszcze momencik, synku - odpowiedziała. Minęło następne dwadzieścia minut i dalej to samo.
- Brat, tak załatwia się takie sprawy - westchnął do niego Eric. - Marc ma nieślubne dziecko! - zawołał. Matka zastygła i spojrzała na bliźniaków. Ojciec, który właśnie jadł ciastko, tak samo. Marc poczuł się właśnie jakby chciał się zapaść pod ziemię, zniknąć, schować się w czarodziejskim kapeluszu!
- To jak? Widzimy się za tydzień? - Marc przykucnął przy Bruno, mierzwiąc jego czuprynkę. Chłopiec energicznie pokiwał główką. - I masz obiecać, że będziesz grzeczny i nie zamęczysz w domu Goofy'ego - zaśmiał się.
- Obiecuję! - zawołał.
- Bardzo mnie to cieszy. Piątka! - wyciągnął do niego otwartą dłoń, a ten ją przybił.
- A gdzie teraz jedziesz? - zapytał mały.
- Jadę na trening. Będę biegał i grał w piłkę - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Mogę z tobą?! - zawołał Bruno, a w jego oczkach pojawiły się dwie małe iskierki.
- Niestety dziś nie mogę cię zabrać, ale gdy zobaczymy się za tydzień to jak najbardziej, dobrze?
- No dobrzee - przeciągnął, przewracając oczami.
- Więc do zobaczenia - Marc ucałował go w główkę i powstał, przenosząc wzrok na jego matkę. - Życzę miłej jazdy - powiedział, a ta skinęła głową.
- Bruno, wsiadamy do samochodu - zwróciła się do synka i wsadziła go do jego fotelika na tylnym siedzeniu, przypinając go pasami.
- Udanego i niemęczącego treningu - uśmiechnęła się do piłkarza.
- Na tych pierwszych już z tradycji zawsze dostajemy w kość - zaśmiał się. - Napisz jak dotrzecie. Odbiorę wiadomość po treningu - dodał.
- Jasne - pokiwała głową. - Więc do przyszłego tygodnia.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się i przybliżył, całując ją w policzek. Oczywiste, zmieszała się. Odwróciła i już bez żadnego słowa wsiadła na miejsce kierowcy. Przypięła pasy i odpaliła silnik.
- Mamo, a na pewno przyjedziemy tu jeszcze? - dopytywał Bruno z tylnego siedzenia.
- A podobało ci się? - spojrzała na niego.
- Tak! - zawołał. - Bardzo lubię Ninę, Marca i misia od wujka Erica! - wyszczerzył się. Fakt, faktem. Pluszak od drugiego Bartry miał zostać w mieszkaniu Marca.
- Wiec przyjedziemy - puściła mu oczko i skupiła się na samochodzie. Odjeżdżając, spojrzała jeszcze we wsteczne lusterko. Zobaczyła tam Marca, który stał przy swoim aucie i odprowadzał ich wzrokiem. Pomyślała o tym, że pocałował ją w policzek i od razu przypomniał się jej moment gdy zrobił to po raz pierwszy, cztery lata wcześniej. Wtedy poczuła te legendarne motyle w brzuchu... Tylko, że to było wtedy! Więc dlaczego przed chwilą też je poczuła?
W niedzielę umówił się z rodzicami, że wpadnie do nich na obiad. Dla nich miało to być normalne spotkanie z synem, a dla niego coś ważnego. Po pierwsze chciał oznajmić rodzicom, że są dziadkami, a po drugie chciał odreagować. Rezygnacja Tito, jego choroba, przeniesienie meczu w Polsce... Mieli mieć nowego trenera. Jak na razie w klubie chodziły jakieś plotki co do tego, ale prezes miał ostateczną informacje oznajmić na dniach.
Gdy już zaparkował samochód pod rodzinnym domem, poczuł lekki niepokój. Jak jego rodzice zareagują na to, że sam jest rodzicem?
Wysiadł z auta i skierował się do domu. Wszedł do środka, wołając, że już jest. Pierwsza wyszła do niego matka z kuchni, przytulając go i mówiąc, że za chwilę będzie obiad. Ten skręcił do salonu, a tam przywitał się ze swoim ojcem i bliźniakiem.
Dzień minął Marcowi w spokoju. Zaraz powinien się już zbierać do powrotu, jeżeli chciałby się wyspać przed jutrzejszym treningiem. Jednak nie powiedział jeszcze nic o Bruno. Siedzieli we czwórkę w salonie. Marc, Eric i ich ojciec oglądali telewizję, a matka rozmawiała przez telefon ze swoją siostrą. Zdecydował, że poczeka jeszcze chwileczkę, by nie przeszkodzić mamie w rozmowie. Minęło dziesięć minut, a ta raczej nie miała jeszcze zamiaru kończyć.
- Mamo, powinienem już wracać, a chciałbym jeszcze wam coś powiedzieć - szepnął, a ta pokiwał głową.
- Jeszcze momencik, synku - odpowiedziała. Minęło następne dwadzieścia minut i dalej to samo.
- Brat, tak załatwia się takie sprawy - westchnął do niego Eric. - Marc ma nieślubne dziecko! - zawołał. Matka zastygła i spojrzała na bliźniaków. Ojciec, który właśnie jadł ciastko, tak samo. Marc poczuł się właśnie jakby chciał się zapaść pod ziemię, zniknąć, schować się w czarodziejskim kapeluszu!
- Ja oddzwonię jutro - odezwała się
pani Aregall i odłożyła słuchawkę. - Marc... Masz dziecko? -
zapytała lekko z niedowierzaniem.
- Tak. Właśnie dziś chciałem wam o tym powiedzieć - skinął głową, pocierając dłoń o dłoń.
- Dlaczego nic wcześniej nie wiedzieliśmy? - zapytał ojciec.
- Bo sam nie wiedział - odparł Eric.
- Tak. Właśnie dziś chciałem wam o tym powiedzieć - skinął głową, pocierając dłoń o dłoń.
- Dlaczego nic wcześniej nie wiedzieliśmy? - zapytał ojciec.
- Bo sam nie wiedział - odparł Eric.
- A dasz się wypowiedzieć
bratu?
- No okej! - uniósł dłonie do góry.
- Tak jak powiedział Eric, nie wiedziałem o tym - westchnął. - Dowiedziałem się na tym campusie, bo tam spotkałem Alison, moją byłą dziewczynę i... Taką prawdziwą, pierwszą - przełknął ciężko ślinę. - Mam syna, ma na imię Bruno i ma trzy lata - popatrzył na nich.
- A ta dziewczyna?
- Byłem z nią przez wakacje, cztery lata temu no i tak wyszło... Pokłóciliśmy się, bo nie postąpiłem wobec niej za fajnie i dlatego nie wiedziałem o dziecku. I w ogóle okazało się, że to kuzynka Sergiego Roberto i on o wszystkim wiedział.
- I ci nie powiedział? - zapytał ojciec.
- Chciał być fair wobec kuzynki, a poza tym obiecał jej, że się nie wygada - odparł.
- Co ty takiego musiałeś zrobić tej dziewczynie żeby to przed tobą ukrywała? - obok Marca dosiadła się jego matka.
- To przeszłość i nie ma się czym chwalić - skrzywił się. - Ważne, że już znam swojego syna.
- Opowiedz nam jeszcze coś o nim - matka położyła dłoń na jego ramieniu.
- Jest bardzo do mnie podobny - uśmiechnął się. Zaczął opowiadać im o Bruno, a ci słuchali. Ich matka już od dawna wiedziała, że jej synowie w przyszłości będą dobrymi ojcami. Mieli dobry przykład ze swojego ojca, a poza tym często siedzieli ze swoimi małymi kuzynami. Po całej opowieści była dumna z Marca, że tak się tym wszystkim przejął, że pomaga i chce spędzać mnóstwo czasu z małym. Mówił też bardzo dobrze o matce swojego syna. A może właśnie dzięki małemu znów coś pomiędzy nimi zaiskrzy? Wydawała się jej w porządku i ma nadzieję, że taka opinia pozostanie gdy ją już pozna.
Wszyscy siedzieli przy wspólnym stole, kończąc jeść obiad. Bruno dziś nadzwyczaj szybko uwinął się ze swoim posiłkiem. Dlaczego? Powód był jeden - dziś był wtorek, a po obiedzie mieli wsiąść w samochód i jechać do Barcelony. Chłopiec stęsknił się za Marciem i przede wszystkim za jego pupilem.
- Skończyłem! - zawołał, odkładając swój mały widelec. - Teraz możemy jechać? - zapytał, patrząc błagalnie na swoją matkę. Czekał na ten moment od rana.
- No okej! - uniósł dłonie do góry.
- Tak jak powiedział Eric, nie wiedziałem o tym - westchnął. - Dowiedziałem się na tym campusie, bo tam spotkałem Alison, moją byłą dziewczynę i... Taką prawdziwą, pierwszą - przełknął ciężko ślinę. - Mam syna, ma na imię Bruno i ma trzy lata - popatrzył na nich.
- A ta dziewczyna?
- Byłem z nią przez wakacje, cztery lata temu no i tak wyszło... Pokłóciliśmy się, bo nie postąpiłem wobec niej za fajnie i dlatego nie wiedziałem o dziecku. I w ogóle okazało się, że to kuzynka Sergiego Roberto i on o wszystkim wiedział.
- I ci nie powiedział? - zapytał ojciec.
- Chciał być fair wobec kuzynki, a poza tym obiecał jej, że się nie wygada - odparł.
- Co ty takiego musiałeś zrobić tej dziewczynie żeby to przed tobą ukrywała? - obok Marca dosiadła się jego matka.
- To przeszłość i nie ma się czym chwalić - skrzywił się. - Ważne, że już znam swojego syna.
- Opowiedz nam jeszcze coś o nim - matka położyła dłoń na jego ramieniu.
- Jest bardzo do mnie podobny - uśmiechnął się. Zaczął opowiadać im o Bruno, a ci słuchali. Ich matka już od dawna wiedziała, że jej synowie w przyszłości będą dobrymi ojcami. Mieli dobry przykład ze swojego ojca, a poza tym często siedzieli ze swoimi małymi kuzynami. Po całej opowieści była dumna z Marca, że tak się tym wszystkim przejął, że pomaga i chce spędzać mnóstwo czasu z małym. Mówił też bardzo dobrze o matce swojego syna. A może właśnie dzięki małemu znów coś pomiędzy nimi zaiskrzy? Wydawała się jej w porządku i ma nadzieję, że taka opinia pozostanie gdy ją już pozna.
Wszyscy siedzieli przy wspólnym stole, kończąc jeść obiad. Bruno dziś nadzwyczaj szybko uwinął się ze swoim posiłkiem. Dlaczego? Powód był jeden - dziś był wtorek, a po obiedzie mieli wsiąść w samochód i jechać do Barcelony. Chłopiec stęsknił się za Marciem i przede wszystkim za jego pupilem.
- Skończyłem! - zawołał, odkładając swój mały widelec. - Teraz możemy jechać? - zapytał, patrząc błagalnie na swoją matkę. Czekał na ten moment od rana.
- Hej, daj mamie dokończyć
- zaśmiał się jego dziadek. - Powiedz nam lepiej co tam będziesz
robił?
- Bawił się z Niną! -
zawołał, uśmiechnięty.
- Goofy będzie zazdrosny
- zaśmiał się Isaac.
- Ale z nim bawię się,
gdy jestem tutaj - wytłumaczył trzylatek. - I Marc obiecał, że
zabierze mnie na trening żeby zagrać w piłkę! - zawołał.
- No ej! Co to za
sprawiedliwość? - mruknął Isaac. - Dziecko, które nie zdaje
sobie jeszcze z tego sprawy, pójdzie kopać piłkę na jednym boisku
z takimi sławami jak Xavi czy Iniesta! - jęczał.
- Było się urodzić
synem sławnego piłkarza - Alison pokazała bratu język.
- Właśnie, mamo! -
spojrzał na matkę. - Nie mogłaś tak, nawet przez przypadek poznać
takiego Alonso, byłbym wtedy bratem wielkiego Xabiego albo Maradonę,
to miałbym za szwagra Aguero lub chociażby takiego Do Nascimiento,
miałbym młodych i zdolnych braci, wychowanków Barcelony!
- Jednego w Vigo i
drugiego w Bawarii - dorzuciła Ali.
- Tak bardzo ci źle -
spiorunowała go wzrokiem matka.
- Ależ skądże znowu? -
zaśmiał się cicho, wstając od stołu. Odłożył talerz na blat i
podszedł z powrotem do nich. - Jest bardzo dobrze i mam wspaniałego
ojca - dodał.
- I tak nie pożyczę ci
pieniędzy na ten nowy samochód - westchnął mężczyzna.
- Próbować zawsze można
- wyszczerzył się chłopak. - Dobra, spadam do tej pracy - puścił
do nich oczko. - A wam życzę miłej podróży - ucałował
siostrzeńca w czoło i wyszedł, zabierając wcześniej przygotowane
kanapki.
- Mały, nie bierz
przykładu z wujka - zaśmiała się Ali. - Możesz już zmykać po
swój plecak na górę, bo torba już jest w bagażniku - uśmiechnęła
się do synka.
- Dobrze - energicznie
pokiwał głową i odskoczył od stołu, biegnąc na górę.
- Znów zostaniecie
dłużej? - zapytała cicho matka.
- Nie wiem - pokręciła
głową. - Wizytę przesunięto nam na jutrzejsze popołudnie, bo
lekarzowi wypadło coś ważnego w innym szpitalu, więc pewnie znów
przyjedziemy w czwartek rano.
- Bruno wtedy coraz
bardziej przyzwyczaja się do Marca - mruknęła.
- Przeszkadza ci to? -
wtrącił jej mąż. - W końcu to jego ojciec i ma prawo się nim
zajmować, spotykać - powiedział już ciszej by mały przypadkiem
nie usłyszał.
- Po prostu nie chcę by
moja córka znów przez niego cierpiała - uniosła się.
- Nie martw się o mnie
mamo. Nie mam zamiaru w nic się angażować - przewróciła oczami i
zabrała ze stołu swój talerz i talerz synka, odstawiając je tam,
gdzie wcześniej odłożył naczynie jej starszy brat. - I to się
naprawdę robi męczące. Ciągle słyszę od ciebie, że to zły
pomysł, a ja sama zdałam sobie z tego sprawę, że Bruno go
potrzebuje - powiedziała z wyrzutem i wtedy usłyszeli jak
chłopiec
schodzi na dół.
- Jestem! - zawołał i
wtedy Alison uśmiechnęła się do niego.
- Pożegnaj się z babcią
i dziadziem i możemy jechać - odparła do niego. Ten podleciał po
kolei do nich, przytulając ich. Ali tylko kiwnęła głową i
ruszyła z małym do wyjścia. Jedynie jej ojciec ruszył za nimi.
- Przejdzie jej -
uśmiechnął się lekko, gdy stali już przy jej samochodzie.
- Mam nadzieję, bo przez
jej gadania zaraz sama stracę wiarę w to co myślę - westchnęła
i zapięła Bruno pasami. Zamknęła tylne drzwi i jeszcze raz
spojrzała na ojca.
- Dobrze robisz, córeczko
- przytulił ją. - Jedź ostrożnie - uśmiechnął się, a ona
pokiwała głową. Okrążyła samochód, pomachała jeszcze ojcu i
wsiadała do auta. Odpaliła silnik i ruszyli w drogę. Znów. Taką
samą jak w zeszłym tygodniu.
***
Kurczę, lubię to opowiadanie! Tak bardzo, bardzo! I wiem, że będzie mi go ciężko kończyć, ale to nie znaczy, ze koniec się zbliża! Jeszcze trochę rozdziałów się tutaj pojawi :)
Lovciam *.*
OdpowiedzUsuńA Marc już ma w głowie niecny plan!
Bruno jest słodki;/
Czekam na wiecej !
Ja bym sfiksowała z taką matką jaką ma Ali!
OdpowiedzUsuńDobrze, że rodzice Marca zareagowali w taki, a nie inny sposób, na wiadomość, że są dziadkami.
Bruno niecierpliwiący się na wyjazd do Barcelony, awww *.*
Czekam na nowy! Pozdrawiam :*
Cieszę się że rodzice Marca tak dobrze przyjęli wiadomość o Bruno *.* mały tak bardzo się niecierpliwił na ten wyjazd do Barcelony, widać że przywiązał się do Bartry ♥
OdpowiedzUsuńOjej! Niby to tylko zwykły buziak w policzek, ale dla Alison był czymś niezwykłym skoro poczuła te motylki w swoich brzuszku. Może i dziewczyna nie chce się w nic angażować, ale moim zdaniem nie zauważy, kiedy jej uczucie do Marca odżyje. Wreszcie rodzice obrońcy dowiedzieli się o dziecku. Dobrze, że nie są źli. Jeszcze tego brakowało, aby zakazali spotkań synowi z Alison. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, shwkfnkarbh *.*
OdpowiedzUsuńHah, współczuję Ali jej mamy, ale rodziców się nie wybiera. Czekam na kolejny, mam nadzieje, że uczucia tej dwójki nasilą się ;*
Ale straszysz tym końcem ! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga, z resztą tak jak wszystkie Twoje blogi ;*
Rozumiem jej matkę, ale w końcu się z tym pogodzi :)
No i Bruno jest rozkoszny <3
Denerwuje mnie matka Alison. Mam nadzieję, że nie posłucha ona jej i może zdecyduje się dać mu drugą szansę.
OdpowiedzUsuń